piątek, 27 września 2013

XXIV. You loved me back to life, life.
 From the coma, we're lovers again tonight
.

Dwa lata. Wieczność. Dwa lata pustki. Blizny z tego dnia zostały. Nie tylko te zrobione przeze mnie. Choć te na rękach są już niemal niewidoczne, za to ta przy żebrach jest bardzo widoczna. Jednak największa blizna jest na moim sercu, ale ta blizna się nie zrośnie bez niego. Tylko jego miłość potrafi zdziałać cuda. To ona spowoduje, że znowu się uśmiechnę. Już nigdy nie powiem, że chcę czasu. Nigdy. Ale czy on dalej mnie kocha? Czy chce być dalej ze mną? Może znalazł sobie kogoś, kto idealnie skleił jego serce. Ciągle nie mam pojęcia w jaki sposób dałam radę przeżyć te dwa lata. To był najgorszy czas w moim całym życiu. Sądziłam, że strata rodziców, czy brata boli najmocniej. Teraz jestem pewna, że to nie prawda. Najbardziej boli strata osoby, którą się kocha, którą wybierasz sam. Przecież rodziny się nie wybiera, a osobę, z którą się chce przeżyć resztę życia tak. Byłam głupia. Moda i głupia. Chcę żebyś dał mi czas. Co za idiotka to powiedziała?! A no tak, to byłam ja. Nienawidzę siebie. Nienawidzę mojego myślenia. O co mi chodziło gdy mówiłam potrzebuję czasu. Wokół mnie kręcą się ludzie, którzy są fałszywi, chcą tylko zbliżyć się Ciebie, mnie wykorzystują w tej kwestii. Zachowałam się jakbym nie miała serca. No i co, że ja też cierpiałam? Przeze mnie cierpiała najważniejsza osoba w moim życiu – Harry. Czyż to nie jest samolubne zachowanie? No błagam, oczywiście, że tak. Wątpię, że wybaczy mi te moje idiotyczne pomysły. Na samą myśl o nim moje serce łomocze jak szalone, a co dopiero gdy go zobaczę, usłyszę. Nie wyobrażam sobie, czy mogę mu spojrzeć w twarz. Czy ja tak mogę po prostu jakby nigdy nic powiedzieć do niego ‘Cześć’. Nie mogę! Ja go zraniłam. To wszystko moja wina. Nie spędziliśmy jeszcze nigdy razem żadnych świąt, bo rozstaliśmy się jeszcze przed grudniem 2013. Teraz mamy grudzień 2015. Dzisiaj 23. Jutro wigilia. Już nie taka sama jak w Polsce, ale cóż. Licząc, to minęły mi samotnie aż trzy razy święta Bożego Narodzenia i dwa razy Nowy Rok. W LA nie da się odczuć magii świąt, nie ma tutaj śniegu. Jeszcze 3 dni temu byłam w NY, a tam całe miasto zasypane. Niewiarygodne jaka różnica, a w tym samym kraju. Może i jestem głupia, ale zawsze jak szłam kupować prezenty na święta, to kupowałam też coś dla Harry’ego, ale dwa ostatnie wyrzuciłam i zarzekałam się, że już więcej nic dla niego nie kupię. Jednak nic z tego, w tym roku też mu kupiłam prezent. W zasadzie sama go zrobiłam. Kupiłam tylko materiał i z niego uszyłam poszewkę na poduszkę, a na niej wyszyłam nasze inicjały i serduszko. Wepchałam w nie pierze i zrobiłam poduszkę. Głupia jestem, wiem. Nie powinnam mu w ogóle jej dawać. Nie mogłam myśleć o niczym ani nikim innym, tylko o nim. 
Zamyślona patrzyłam na zaproszenie, które od miesiąca leży u mnie w sypialni. Zaproszenie na ślub Perrie i Zayn’a. Tak. To właśnie za trzy dni powiedzą sobie sakramentalne ‘tak’ i złączą się ze sobą na wieki, póki śmierć ich nie rozłączy. Perrie dzwoniła do mnie kilka razy i pytała czy przyjadę. Prawda jest taka, że powinnam dać jej odpowiedź tydzień temu, ale powiedziałam, że zadzwonię później, a dokładniej dziś. Mówiąc nie i nie przyjeżdżając skreślę całą przeszłość i wątpię, że będę mogła do niej kiedykolwiek wrócić. Mówiąc tak i lecąc na ślub mogę zobaczyć czy jeszcze mam do czego wracać, właściwie czy mam do kogo wracać. Co mam zrobić? Lily mówi, że mam lecieć! Mówi, że jestem głupia, że się tak męczę i nie dzwonię do Harry’ego. Ciotka też namawia mnie żebym leciała. Ja jestem zagubiona w tym wszystkim. Dostałam niedawno wiadomość od jednej fanki Harry’ego na twitterze. Napisała twittlongera w imieniu Directioners: ‘Zapewne dziwisz się, że do Ciebie piszemy. Jako fanki One Direction jesteśmy ze wszystkim na bieżąco. Pewnie dostałaś zaproszenie na ślub, bo jesteś ich przyjaciółką, dlatego bardzo Cię proszę Lara. Z całego serca. Leć na ślub Perrie i Zayn’a. Spotkaj się z Harry’m, on bez Ciebie umiera. Wcale się do nas nie zbliżył, gdy Cię stracił. Myślałyśmy, że gdy nie będziecie razem wszystko wróci do normy, myślałyśmy, że Ty nie dajesz mu szczęścia. Teraz przepraszam w imieniu nas, Directioners. Chcemy Was z powrotem. Chciałyśmy mieć Larry’ego i będziemy miały. Lara+Harry=Larry J Cóż za zbieg okoliczności. Nieprawdaż? Błagam Cię! Zastanów się nad tym. Kochamy Cię. Directioners. XOXO’
Szczerze mówiąc byłam w szoku, gdy na twitterze dostałam wiadomość, a w niej był ten twittlonger, podany przez miliony fanek. Błagam, nagle taka zmiana? Czyż to nie dziwne? Może i nie. Skoro Harry się tak od nich oddalił, na pewno źle się z tym czują. Biedne. Wiem, że go kochają bardzo mocno. Może jednak pojadę na ten ślub. Przecież sama chcę się z nim spotkać. Tęsknię za nim BARDZO, BARDZO mocno. Naprawdę chciałabym go zobaczyć i przytulić. Wzięłam telefon z półki. Weszłam w kontakty i wyszukałam numer do Perrie. Popatrzyłam na ten kontakt, chwilę się wahając, ale w końcu nacisnęłam słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha i usłyszałam pierwszy sygnał. Czekałam jeszcze moment, gdy nagle usłyszałam głos Perrie po drugiej stronie.
- Cześć skarbie! W końcu dzwonisz. Nie mogłam się doczekać, aż zadzwonisz i powiesz mi mam nadzieję dobre wieści.
- Hej kochanie. – odetchnęłam. – Więc… - zatrzymałam się na chwilę.
- Nie mów, że nie przyjedziesz.. – usłyszałam smutek w głosie Perrie. – Jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam, dla Zayn’a też jesteś jak siostra. Ślub bez siostry, błagam Cię.
- Powiedz jej, że ma przyjechać. – usłyszałam głos Debbie, mamy Perrie.
- Dokładnie i niech się nie wykręca. – krzyknęła Katherine, jej przyjaciółka.
- Pewnie słyszałaś. – zaśmiała się Perrie. – To jak skarbie?
- Właściwie nie dałaś mi dojść do słowa. – zaśmiałam się lekko. – Dzwoniłam tylko dlatego, żeby Ci powiedzieć, że będę.
- Naprawdę?! – usłyszałam radosny krzyk.
- Tak. Jutro wylatuję z samego rana. Poza tym wesołych świąt Wam życzę. – zaśmiałam się po raz kolejny.
- Yay!! – cieszyła się Perrie. – Mama po Ciebie wyjedzie na lotnisko, albo ja. Mam nadzieję, że nie zasypie i że bez problemu wylądujesz. Nie wiem. Dziękujemy za życzenia. Największym prezentem będzie jak Cię jutro zobaczę.
- Może lepiej Twoja mama, obejdzie się bez zbędnych zdjęć. Nie zasypie nie martw się. – zaśmiałam się.
- No dobrze. W takim razie do jurta wieczorem, bo tak mniej więcej będziesz. Zrobimy sobie świąteczny wieczór panieński. – zaśmiała się.
- Oczywiście. Dobra kochanie, kończę. Do jutra. Buziaczki. Kocham Cię. Wesołych świąt jeszcze raz.
- Ja Ciebie też kocham Laruś. Do jutra. Już się nie mogę doczekać. Jestem taka szczęśliwa. Wesołych, wesołych. Pa, pa.
- No pa.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon z powrotem na półkę. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Przerwę między świętami Bożego Narodzenia, a Nowym Rokiem spędzę w Londynie, pięknie. Milion myśli na minutę. Ślub w drugi dzień świąt. Będzie tak magicznie w kościele. Tak rodzinnie. Z pewnością. Debbie się postara jak zwykle. Nagle rozbrzmiał w moich uszach dzwonek telefonu. ‘More Than This’ niezmiennie od dwóch lat.
- Tak? – odebrałam podnosząc słuchawkę i nie patrząc kto dzwoni.
- Cześć Laruś! – usłyszałam głos Anne.
- Witaj Anne! – powiedziałam. Dzwoniła co roku na święta i w nowy rok. Nie zapomniała. Zawsze dzwoniły razem z Gemmą.
- Wesołych Świąt skarbie. Nawet nie wiesz jak za Tobą tęsknimy, a szczególnie on. – powiedziała Anne. – Tak bardzo chciałybyśmy Cię zobaczyć.
- Dziękuję za życzenia! Też tęsknię. Wiem co czujecie i co czuje on.
- I tak od tych dwóch lat nic nie rozumiem. Nie wiem co się stało. Choć chciałabym wiedzieć, nie naciskam na niego.
- Lepiej nie wiedzieć, to zbyt zamieszane. – powiedziałam. – Niestety muszę kończyć bo pora spać. Do zobaczenia. Wesołych jeszcze raz.
- Wesołych skarbie. Pa. – powiedziała Anne po czym się rozłączyła.
Wysłałam jeszcze wiadomości z życzeniami do Lily, Eleanor, Danielle i Sophie no i oczywiście do chłopców, oprócz Harry’ego. Choć chciałam w zeszłym roku się z nim skontaktować okazało się, że zmienił numer. To wszystko przeze mnie. Nie wybaczę sobie tego. Jeżeli on mi nie wybaczy, tym razem ze sobą skończę na dobre.

Przebudziłam się po szóstej. Bardzo wcześnie jak na mnie, ale jakoś nie mogłam spać. Wstałam. Dopakowałam resztę rzeczy, poszłam wziąć szybki prysznic. Ubrałam się w wygodne rzeczy, nałożyłam delikatny makijaż i wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół, wzięłam kluczyki i pojechałam do centrum. W święta od rana była czynna galeria, więc mogłam jechać odebrać zamówiony prezent na ślub Perrie i Zayn’a. O 9 mam dopiero samolot więc spokojnie się wyrobię.  Gdy dojechałam na miejsce pobiegłam szybko do sklepu, w którym zamówiłam obraz dla młodej pary. Ich zdjęcie, które było moim ulubionym przeniesione przez malarza na płótno. Jeszcze do tego płyta ich ukochanego  zespołu. Plus dodatkowo zestaw spray’ów dla Zayn’a do malowania i dla Perrie piękna spódnica hippie i zestaw lakierów do paznokci. Mam nadzieję, że spodobają się im prezenty. Wzięłam wszystko i wróciłam do samochodu, po czym ruszyłam do domu. Gdy zajechałam na miejsce szybko pobiegłam na górę i spakowałam wszystko jak najładniej potrafiłam i położyłam obok torby. Na nogi ubrałam kozaki Emu, do torebki spakowałam moją ukochaną beanie i w rękę wzięłam jeszcze kurtkę zimową. Zeszłam na dół i wpakowałam się ze wszystkim do samochodu, gdy tylko wyszłam na dwór. Zaraz za mną przyszła ciotka i odwiozła mnie na lotnisko.
- Trzymaj się kochanie. – przytuliła mnie – Dobrze, że lecisz. Pamiętaj. Zadzwoń jak tylko dolecisz na miejsce. Kocham Cię.
- Oczywiście. Rozkaz zapamiętany. – zaśmiałam się. – Też Cię kocham. Do zobaczenia niedługo.
- Oby nie tak szybko. – puściła mi oczko.
- Pa. – pomachałam jej i poszłam na miejsce odpraw.
Siedząc w samolocie zastanawiałam się, czy dobrze robię lecąc, no ale już nic na to nie poradzę. Muszę lecieć. Siedzę w końcu w samolocie. Nic już nie zmienię. Kilkanaście godzin lotu. Wymęczę się. Jak zwykle. Przymknęłam na chwilę oczy i niestety odpłynęłam.

Obudziła mnie stewardessa, gdy byliśmy już na miejscu. Uśmiechnęłam się do niej i pośpiesznie ubierając na głowę czapkę i zarzucając na ramiona zimową kurtkę wyszłam z samolotu. Spojrzałam wokoło. Ujrzałam przecudowny krajobraz. Wszystko było w śniegu. Tak jak zawsze w Polsce. W Londynie czułam się jak w domu. Bardziej niż w LA oczywiście. Szłam wolnym krokiem łapiąc w dłonie padające z nieba płatki śniegu, bezwiednie się uśmiechając. Weszłam na lotnisko i podeszłam po swoją torbę. Wzięłam ją do ręki i ruszyłam na poszukiwanie Debbie albo Perrie. Nie wiedziałam, która po mnie przyjechała. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale nikogo nie widziałam.
- Bu! – usłyszałam nagle za sobą, na co podskoczyłam. Obejrzałam się za siebie. Za mną stał Niall z uśmiechem od ucha do ucha. Uśmiechnęłam się do niego i rzuciłam się mu w ramiona.
- Niall! – krzyknęłam. – Ale jak to? Przecież..
- Tak, tak. Niestety ani Debbie nie mogła przyjechać, tym bardziej Perrie, więc zadzwoniły do mnie i jestem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę. – powiedziałam kończąc uścisk. Spojrzałam na niego i spoważniałam. – Co z nim?
- Niezbyt ciekawie.
- Pewnie mnie nienawidzi. – posmutniałam i spuściłam głowę. – Ma kogoś? – zapytałam po chwili.
- Nie. – powiedział Niall na co się delikatnie uśmiechnęłam.
Niall wziął moją torbę, a ja poprawiłam mój prezent dla młodej pary, a torbę zarzuciłam na ramię i ruszyłam za Niall’em. Nie obeszło się bez fanów. Cóż się dziwić, przecież to Niall Horan. Gdy tylko wsiedliśmy do samochodu, Niall zawiózł mnie prosto do Perrie, bo tak się z nią umówił. Odstawił mnie bezpiecznie na miejsce.
- Muszę uciekać. Też mam parę rzeczy do przygotowania na jutro. Trzymaj się Laruś! Do jutra.
- Nie mów mu nic, ok?
- Jasne. – uśmiechnął się.
- Dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech. – Do jutra. – posłałam mu buziaka, po czym Niall odjechał.
Wzięłam torby i poczłapałam do domu Perrie. Nie zdążyłam nacisnąć dzwonka, bo Debbie była szybsza i otworzyła mi drzwi.
- Cześć kochanie! Wchodź, bo nam zamarzniesz.
- Nic mi nie będzie. – zaśmiałam się. Weszłam do środka i odłożyłam torbę przy komodzie. – Debbie schowaj to proszę, żeby Pezz nie widziała.
- Oczywiście. Jutro Ci to dam.
- Ok. Dziękuję.
- Nie ma za co skarbie. – szepnęła. – Pezz, Lara przyjechała! – krzyknęła.
- Aaaaaa! – usłyszałam krzyk Perrie i szybkie kroki najpierw po suficie, a potem zbiegające po schodach.
Nagle moim oczom ukazała się Pezz. Uśmiechnęła się najszczerzej jak potrafiła, po czym rzuciła się na mnie i wyściskała za wszech czasy.
- Boże! Laruśka, jak ja się za Tobą stęskniłam, chyba nie wiesz o tym! Naprawdę. Widziałyśmy się ostatnio trzy miesiące temu podczas koncertu. Przecież to wieki temu.
- Dokładnie skarbie! Ja też tęskniłam. Jak się czujesz ze świadomością, że jutro wychodzisz za mąż? – zaśmiałam się.
- A wiesz, normalnie. – parsknęła śmiechem. – Nic mi nie mów. Mam takiego pietra, że brzuch mnie boli od wczoraj.
- Oj. Będzie dobrze kochana. Jestem przy Tobie. – uśmiechnęłam się.
- Teraz już będzie dobrze. – odwzajemniła uśmiech Perrie. Wzięła moją torbę i zaciągnęła ją na górę. – Chodź. Dziś śpisz ze mną!
- No ok. – zaśmiałam się. – Niech Ci będzie.
Z tego względu, że nie mogłam przyjechać dwa tygodnie temu na wieczór panieński dziś Perrie zorganizowała go tylko dla mnie. Siedziałyśmy i śmiałyśmy się rozmawiając i popijając wino. Bardzo późno, około 2 nad ranem padłyśmy ze zmęczenia i zasnęłyśmy.

Przebudziłam się około godziny 10. Osiem godzin snu wystarczyły. Perrie jeszcze słodko spała. Zeszłam na dół, gdzie po kuchni krzątała się Debbie. Weszłam cicho do kuchni i usiadłam na krześle.
- Dzień dobry. – powiedziałam cicho, po czym ziewnęłam. 
- Cześć Laruś. Jak się spało? – zapytała z uśmiechem Debbie.
- Dobrze. – zaśmiałam się.
- Tak w ogóle skarbie to idź obudź Pezz, bo musi zaraz jechać na ostatnią przymiarkę, żeby sprawdzić, czy coś jeszcze nie jest do poprawy.
- Jasne. – powiedziałam i poszłam obudzić Perrie.
Pobiegłam na górę. I cicho weszłam do pokoju. Podeszłam do łóżka i szepnęłam:
- Perrie wstawaj! Zaraz na przymiarkę jedziesz.
- Mhmm już wstaję. – wymamrotała.
- To ja idę szybko się wyszykować do łazienki.
- No, no. Ok.
Poszłam szybko do łazienki, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w jeansy, top i sweter na wierzch. Nałożyłam delikatny makijaż, właściwie tylko maskarę na rzęsy i wyszłam z łazienki. Perrie dalej spała. Podeszłam znowu do łóżka i powiedziałam:
- Perrie za pół godziny ślub! Mówiłam, że masz wstawać.
- Co!!! – zerwała się z łóżka.
- Żartowałam, ale inaczej byś nie wstała. – zaśmiałam się.
- Zabiję!! – krzyczała śmiejąc się.
- Dobrze, ale później. Teraz idź do łazienki i schodź na śniadanie.
- No ok. – powiedziała wchodząc do łazienki.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół na śniadanie. Chwilę później zeszła na dół gotowa Perrie. Zjadła śniadanie i zaczęła się szykować do wyjścia.
- Jedziesz ze mną? Czy wolisz odpocząć? – zapytała się.
- Jadę z Tobą. – zaśmiałam się.
- To dobrze. – zaśmiała się również.
Wstałam z krzesła, ubrałam moje zimowe buty, czarną beanie i kurtkę zarzuciłam na sweter. Wzięłam telefon do kieszeni i najważniejsze dokumenty. Wyszłam za Perrie i poszłyśmy do samochodu, gdzie czekała na nas Debbie. Weszłyśmy do środka i ruszyłyśmy do salonu sukien ślubnych.  Na miejscu powitały nas tłumy fanek. Zapewne nie tylko Mixers ale także Directioners. Wykrzykiwały imię Perrie, jednak co dziwne, gdy ja wyszłam z samochodu zaczęły też entuzjastycznie krzyczeć moje imię. Byłam w szoku. Uśmiechnęłam się do nich i pomachałam ręką. Weszłam za Pezzą do salonu i gdy tylko zamknęły się drzwi można było chociaż się skupić, bo jak idziesz wśród skandujących fanów, nie słyszysz nawet swoich myśli. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę Perrie ubraną w białą suknię.
- No Pezz pokaż się, bo ciekawość mnie zżera. – zaśmiałam się.
- Momencik kochanie. – powiedziała Perrie.
- Dobrze, może wytrzymam ten momencik. – powiedziałam, a Debbie parsknęła śmiechem, na co ja też zaczęłam się śmiać.
- Już. – usłyszałam głos Pezzy. Podniosłam wzrok. Przede mną stała Pezz w pięknej sukni ślubnej. Zaniemówiłam. Wyglądała klasycznie, a zarazem bajkowo.
- Awww! – westchnęłam.
- Co? Źle? – powiedziała skołowana Perrie.
- Coś Ty! Cudownie! – uśmiechnęłam się. – Niech no tylko Zayn Cię zobaczy. Oj.
- Bez przesady.
- Proszę Cię. Nie przesadzam. Jest zjawiskowo kochanie.
- Cieszę się, że Ci się podoba. – powiedziała – A teraz idę się przebrać i zabieramy ją już ze sobą. – dodała podekscytowana.
Gdy tylko wróciłyśmy do domu musiałyśmy zacząć się przygotowywać. Nie zostało zbyt wiele czasu. Nagle do pokoju weszła Lou razem z Lux. No tak, przecież kto lepiej zrobi makijaż i ułoży fryzurę niż Lou Teasdale. Nikt.
- Dzięki Bogu! – krzyknęła patrząc na mnie.
Nie wiedziałam o co chodzi.
- Lara! Jak dobrze, że jesteś. Może w końcu ten chłopak znowu będzie sobą. Harry jest jak nie on od tamtego czasu.
- Wujek inny jest. – dodała Lux. – Tęsknię za dawnym wujkiem.
- Oj, maleńka. Zobaczę co się da zrobić. – uśmiechnęłam się. – A teraz chodź i przywitaj się z ciocią. – otworzyłam ramiona, a Lux wbiegła w nie i momentalnie wtuliła się we mnie.
- Kocham Cię ciociu i za Tobą też tęskniłam.
- Ja za Tobą też myszko. – powiedziałam i dałam buziaka małej w skroń. Po czym wzięłam ją na ręce i podeszłam do Lou, z którą też się przywitałam.
Lou zajęła się panną młodą, a ja z Lux przymierzałyśmy sukienki. Pytałam się małej, którą mam założyć, a ona mnie, jak ona ma się ubrać. W końcu byłyśmy gotowe, więc wróciłyśmy do pokoju. Cicho stanęłyśmy w drzwiach i przyglądałyśmy się Perrie i Lou. Panna młoda też już była przyszykowana. Pozostało tylko ubrać suknię ślubną. Zajęte rozmową nawet nie zauważyły jak weszłyśmy do pokoju. Gdy nas zauważyły Lux powiedziała:
- I jak wyglądamy?
- Przecudownie. – powiedziała Lou. – Chodźcie laski, teraz Wami się zajmę.
- Ok mamuś. Ciociu chodź. – powiedziała Lux.
Usiadłam na krześle i oddałam się w ręce Lou. Mistrzyni w swoim fachu. Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Spojrzałam w lustro i zaniemówiłam.
- To ja? – wydukałam.
- No jasne. – zaśmiała się Lou.
- Ok. Chwila, muszę się przyzwyczaić. – zaśmiałam się.
- Dobra dziewczyny zbieramy się i ruszamy do kościoła. – krzyknęła Debbie.
- Jasne, już schodzimy. – powiedziała Perrie i wyszła z łazienki.
- Czekaj misiek. Jeszcze poprawię Ci welon. – powiedziałam.
- Ok. – zaśmiała się Pezz.
Poprawiłam welon i ruszyłyśmy do wyjścia. Limuzyna czekała na dworze. Wpakowałyśmy się do niej. Na końcu weszła Perrie. Jechałyśmy do kościoła. Ja, Perrie, Lou, Lux, Katherine, Jade, Jessy, Leigh-Anne, mama Zayn’a i jego siostry no i Debbie. Gdy zajechałyśmy pod kościół widać było tłumy fanów. Jednak ochrona pilnowała i wszyscy stali za barierkami. Goście zaproszeni na uroczystość byli już w kościele. Wyszłyśmy z samochodu i czekałyśmy na Perrie. Zajrzałam do kościoła. Przy ołtarzu stał Zayn, a za nim Jonnie – brat Perrie, Lou, Liam, Niall i Harry. Za Perrie będą stały siostry Zayn’a, Katherine i Jade. Może dla niektórych przybyłych gapiów zastanawiające jest to, że Zayn bierze ślub w kościele skoro jest Muzułmaninem. Perrie jest Chrześcijanką, dlatego Zayn chciał zrobić ceremonię w jej obrzędzie. Mama Zayn’a weszła do kościoła. Za nią weszła Jessy i Leigh-Anne kierując się w stronę swoich ukochanych, a za nimi poszły także Lou z Lux. Tata Perrie wyszedł do nas i przywitał się z panną młodą, po czym wziął ją za rękę. Debbie złapała mnie i powiedziała:
- Ty ze mną wchodzisz do środka kochanie.
- Jasne. – zaśmiałam się.
Weszłyśmy do środka. Gdy zbliżyłyśmy się do ołtarza spojrzałam na Zayn’a i posłałam mu uśmiech, który został odwzajemniony. Spojrzałam na każdego po kolei, na Harry’ego również. Gdy nasze oczy się spotkały zamarłam na chwilę i nie wiedziałam co mam zrobić. Szybko odwróciłam wzrok i weszłam do ławki siadając obok Debbie. Zaraz po nas do kościoła weszły druhny Perrie, czyli siostry Zayn’a, Katherine i Jade. Gdy tylko stanęły na swoich miejscach rozbrzmiały kościelne organy, a chwilę później do kościoła weszła Perrie prowadzona przez swojego tatę.

Całą mszę czułam na sobie jego wzrok. Wzrok ten, wydawał się być pełen żalu i nienawiści do mnie, za to wszystko co zrobiłam. Bałam się odwrócić, by móc zobaczyć te zielone tęczówki. Nie chciałam widzieć w nich niechęci do mojej osoby. Wolałabym wpatrywać się w nie, tak jak wtedy, kiedy i one patrzały na mnie z taką miłością i czułością, za którą oddałabym dzisiaj wszystko. Sama nie potrafię sobie wybaczyć tego co zrobiłam, a co dopiero on. Nie wierzę już w to, że jest jeszcze szansa. Nie wierzę, że on dalej mnie kocha. To jest niemożliwe, po tym wszystkim czego doświadczył. On nigdy mi nie wybaczy. Nigdy. Nie wiem po co tutaj w ogóle przyjechałam. Żeby jeszcze bardziej go zranić? Pewnie tak. Jestem strasznie egoistyczna. Jak ja w ogóle mogę się komukolwiek pokazywać. Nie wiem, dlaczego oni są dla mnie tacy kochani. Przecież to ja zraniłam bliższą im osobę, mianowicie Harry’ego, którego znają dłużej i dużo lepiej. Dlaczego ja jestem taką nieczułą osobą. Przejmującą się tylko swoimi sprawami. Klęcząc rozmawiałam z Bogiem. Prosiłam Go o siłę. Żebym mogła podejść do Harry’ego i go przeprosić. Nie mogę tak pozostawić tego wszystkiego. ‘Boże. Jesteś nieomylny. Wierzę w to, że wszystko czego doświadczam w moim życiu jest mi potrzebne. Proszę Cię teraz, pomóż mi naprawić to co zepsułam.’

 Po ceremonii zaślubin pojechaliśmy do wynajętej posiadłości, na ten wieczór i jutrzejszy dzień. W sumie wynajęli go na cały weekend. Pora roku dodawała magii temu miejscu. Choć było zimno nikt nie narzekał, bo wszystkich rozgrzewała panująca tu atmosfera. Gdy wszyscy byli już w głównej sali zaczęliśmy podchodzić do młodej pary, by móc złożyć im życzenia. W końcu też przyszła moja kolej.
- Cześć kochani. – powiedziałam z uśmiechem. – Jestem z Was taka dumna i cieszę się razem z Wami tą chwilą. Życzę Wam dwa razy więcej miłości niż do tej pory, zrozumienia, małych dzieciaków latających wokół Was, by Wam rozświetlały swoją obecnością ponure dnie i ciemne noce. Obyście na zawsze, do końca Waszych dni, pozostali tacy uśmiechnięci jak dzisiaj. Kocham Was i mam nadzieję, że nigdy nie stracimy ze sobą kontaktu.
Spojrzałam na nich. Perrie patrzyła na mnie zeszklonymi oczami. Nawet Zayn’owi spłynęła łza po policzku.
- Chodź tu do mnie. – powiedział Zayn i bardzo mocno mnie przytulił. – Dziękuję. Mam jednak do Ciebie jedną prośbę.
- Słucham Cię.
- Zrób coś z nim. – mówiąc to obrócił moją głowę na siedzącego przy oknie Harry’ego.
- Wątpię, że będzie chciał ze mną rozmawiać, ale spróbuję.
- Nawet nie wiesz, jak miłość potrafi działać. – szepnął Zayn. – Dziękuję jeszcze raz. – dodał.
Podeszłam do Perrie i mocno ją przytuliłam.
- Kocham Cię Laruś. Dziękuję, że przyjechałaś. – szepnęła mi na ucho.
- Też Cię kocham Pezz. Na zawsze sis. – zaśmiałam się przez łzy.
-  Mam nadzieję, ze prezenty się spodobają. – dodałam stając przed nimi.
 - Na pewno. – zaśmiali się oboje.
Odeszłam i poszłam na przygotowane dla mnie miejsce. Znajdowało się ono pomiędzy Niall’em, a Gemmą. Jedynie Niall dzielił mnie od Harry’ego. Obok Gemmy siedział jej narzeczony, a dalej Anne ze swoim małżonkiem. Przywitałam się z nimi, po czym usiadłam i przyglądałam się kolejce składających życzenia. Wesele rozpoczęło się na dobre około pół godziny po przyjeździe na miejsce. Było tak dużo gości, że trudno się dziwić.

Około północy musiałam udać się do łazienki. Gdy z niej wyszłam stwierdziłam, że przejdę się trochę po ogrodzie. Wyglądał tak magicznie, że nawet zimno mi nie przeszkadzało. Chciałam tylko pospacerować. Zarzuciłam płaszcz na sukienkę i wyszłam na zewnątrz. Szłam wolno. Czułam i słyszałam skrzypiący śnieg pod moimi nogami. Wyciągnęłam dłonie i czekałam aż padające płatki śniegu w nie wpadną. Poczułam się jak mała dziewczynka z obrzeży Warszawy. Ta sama, mała Laura, biegająca po podwórku w czasie zimy, łapiąca śnieg w dłonie i podrzucająca go do góry. Ale tamta Laura już niestety nie wróci. Tamta była szczęśliwa, bez problemów, żyła z dnia na dzień. Teraz ta Laura jest większą dziewczynką, pełną problemów, a głównym jest jej własna głupota. Nagle poczułam się jak tego dnia gdy z nim zerwałam. Nie chciałam żyć. Chciałam uwolnić się od tego całego bólu, który rozrywał moje serce tak samo wtedy jak i teraz. Usiadłam na zimnym śniegu i płakałam. Nie przejmowałam się tym, że może coś mi być. Przecież to tylko ja. Laura Hertel. Dziewczyna bez serca. Największa na świecie egoistka. Łzy leciały mi po policzkach i spadały na zimny śnieg, momentalnie zamarzając. Dłonie opierające się na śniegu powoli zaczynały marznąć. Palce u nóg były jak lodowe kamyczki, prawie ich nie czułam. Jednak nagle poczułam czyjeś ciepło za sobą. Poczułam delikatny dotyk przesuwający się po mojej ręce ku dłoni. Nie chciałam podnosić głowy. Nie chciałam wiedzieć kto to, choć czułam, że to on. Ten, który powinien mnie nienawidzić, teraz łapie mnie za dłoń.
- Wstań. – usłyszałam cichy szept głosu, który powoduje, że po moim ciele przechodzą dreszcze.
- Po co? – zapytałam.
- Zadajesz głupie pytania. Może sama spróbujesz na nie odpowiedzieć.
- Wolisz mnie zabić sam, niż patrzeć jak zamarzam tutaj.
- Wstań. – powiedział głośniej.
Podałam mu rękę, a on pomógł mi wstać. W ciągu kilku sekund stałam już przed nim. Jednak nie patrzałam na niego. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Jego ciepła dłoń ogrzewała moją delikatnie ją dotykając.
- Dlaczego? – zapytał.
- Dlaczego przyjechałam?
- Nie. Dlaczego nam nie wyszło?
- Bo byłam głupia.
- Przecież to ja pozwoliłem Ci odejść.
- Ale to ja wymyśliłam idiotyczny powód. Egoistyczny powód. To wszystko moja wina. Ty nie powinieneś się nawet przez moment obwiniać.
- Jednak gdybym nie pozwoli Ci odejść, tylko zatrzymałbym Cię i powiedział, że damy radę przejść przez wszystko razem, teraz byłby już drugi najwspanialszy rok mojego życia.
- Czyli nie jesteś na mnie zły? Nie znienawidziłeś mnie? – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Popatrz na mnie i oceń to sama.
- Nie mogę. – miałam łzy w oczach, albo raczej już spływały mi po policzkach.
- Spójrz na mnie. – powiedział i delikatnie palcami złapał mnie za brodę, po czym uniósł mi głowę. Nasze oczy odnalazły się bez żadnego problemu, jak w kościele. Patrzyłam w jego zielone tęczówki moimi zeszklonymi niebieskimi oczami. Widziałam jak powoli i jego oczy zachodzą łzami.
- I co stwierdziłaś?
Patrzył na mnie z taką samą czułością i miłością jak dwa lata temu, podczas tej deszczowej nocy. Uśmiechnęłam się przez łzy kładąc mu swoją dłoń na policzku i gładząc go jak najczulej potrafiłam.
- Przepraszam za wszystko przez co musiałeś przejść przeze mnie. Nie sądziłam, że to tak się skończy.
- A czy to kończy się źle? – zaśmiał się mimo spływających po policzkach łez.
- W sumie nie wiem. – wytknęłam mu język.
Harry spojrzał na mnie po czym wpił się w moje usta i całował tak namiętnie jak nigdy dotąd. Tęskniłam za jego smakiem. Za wszystkim co z nim związane. Momentalnie ciepło przeszło po całym moim ciele. Zrobiło mi się wręcz gorąco. Gdy nasz pocałunek dobiegł końca i znowu spojrzeliśmy na siebie uśmiechnęłam się tak szczerze jak dwa lata temu, kiedy byłam z nim. Harry odwzajemnił uśmiech.
- Czy to oznacza, że tego deszczowego dnia ponad dwa lata temu nie było, a my jesteśmy najszczęśliwsi na świecie, bo jesteśmy razem? – zapytał Harry z nadzieją w oczach.
Chwilę milczałam, a on non stop czekał na odpowiedź.
- Jeżeli wszystko mi wybaczasz to oczywiście, że tak.
- Nie muszę Ci nic wybaczać, bo kocham Cię nad życie.
- Ja Ciebie też kocham jak nikogo na tym świecie.
- Chodźmy do środka, bo zamarzniemy.
- No dobrze.
Harry złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do środka. Impreza trwała na całego. Jedni tańczyli inni zajadali przysmaki ze stołu.
- Zaraz do Ciebie przyjdę. – powiedziałam ściągając płaszcz. – Pójdę jeszcze na moment do łazienki.
- Oczywiście. – zaśmiał się całując mnie w skroń.
- Widzimy się za moment. – puściłam mu całusa i poszłam szybko do łazienki.


*oczami Niall’a*

Szukaliśmy w tłumie gości przybyłych na ślub, Harry’ego, ale niestety nigdzie go nie mogliśmy znaleźć. Baliśmy się o niego. Czy może nie poszedł zrobić jakiejś głupiej rzeczy.
- Niall. Widziałeś Hazzę? – zapytała mnie zaniepokojona Anne siedząca niedaleko.
- Właśnie sam się za nim rozglądam od jakiegoś czasu. Niestety go nie widziałem.
Lou siedzący tuż obok miejsca Harry’ego też rozglądał się z niepokojem i coś mówił do Eleanor. Podobnie Liam z Sophie. Nie wiedzieliśmy gdzie się podział Loczek. Baliśmy się o niego. Od czasu rozstania często wspominał o samobójstwie, ale szczęśliwie zawsze o tym zapominał, bądź tylko udawał. Miałem już wstać i pójść go poszukać, gdy nagle moim oczom ukazał się Harry. Szedł wyprostowany. Szybkim krokiem omijał tańczących na parkiecie, co chwilę się uśmiechając. Gdy spojrzał w naszą stronę można było zobaczyć ten stary błysk w oku, dzięki któremu uśmiech na naszych twarzach nie znikał. Spojrzałem na Louis’a, a on na mnie. Zastanawialiśmy się o co chodzi. Spojrzałem później na Anne i Gemmę. One jednak z uśmiechem dały mi do zrozumienia, że stało się to, o co wszyscy się modlili. Uśmiechnąłem się sam do siebie i znowu zacząłem szukać wzrokiem Hazzy.
- No co Niall. Co tak siedzisz i nie jesz nawet? – usłyszałem głos Harolda nad swoją głową. Spojrzałem na niego i się zaśmiałem.
- Wiesz, martwiłem się o Ciebie, ale jak widzę niepotrzebnie.
Spojrzał się na mnie i zaśmiawszy się wziął do ust mały łyk wody. Spojrzałem w tłum gości. W naszą stronę kierowała się Lara. Uśmiechnięta. Właśnie tego jej brakowało kiedy przyleciała. Tego prawdziwego uśmiechu. Tak samo jak Harry’emu. Usiadła obok mnie i z uśmiechem na twarzy powiedziała:
- Niall, nie jesz nic Słońce?
- Póki co nie jestem głodny. – powiedziałem.
Zaśmiałem się wewnątrz. Jacy oni są do siebie podobni. Niesamowite. Jak dobrze, że między nimi wszystko ok. Znowu będzie jak za dawnych czasów.

*oczami Lary*

Wróciłam do sali głównej, gdzie zabawa trwała na całego. Podeszłam do stolika siadając obok Niall’a, zapytałam go:
- Niall, nie jesz nic Słońce?
- Póki co nie jestem głodny. – odpowiedział mi z uśmiechem.
Czułam się o wiele lepiej. Właściwie to czułam się wspaniale. Jak kiedyś. Idealnie. Spojrzałam w stronę Harry’ego. On też w tym samym momencie na mnie spojrzał, na co się uśmiechnęłam. Harry podniósł się z krzesła i podchodząc do mnie zapytał:
- Zatańczymy?
- Jasne. – zaśmiałam się.
Podałam mu dłoń i skierowaliśmy się na parkiet. Akurat leciała wolna piosenka. Położyłam dłonie na jego ramionach. Właściwie to wplotłam się w jego włosy. Jego dłonie natomiast powędrowały na moją talię, delikatnie przyciągając mnie do siebie. Nie dzieliło nas nic. Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Poruszaliśmy się płynnie do grającej muzyki. Chciałam żeby to nigdy się nie skoczyło.  Chciałam żeby tak trwało na wieki. Tańcząc spojrzałam w stronę Anne i Gemmy. Uśmiechały się patrząc w naszą stronę. To samo robił Niall, Lou z El i Liam z Sophie. Podczas tańca minęła nas też para młoda. Podeszli bliżej i powiedzieli razem:
- Najpiękniejsza noc w życiu.
Spojrzeliśmy na nich i równocześnie wybuchliśmy śmiechem.
- Miło Was mieć z powrotem. – zaśmiał się Zayn. – Brakowało nam Was.
- Wiemy coś o tym. Nieprawda? – spojrzałam na Harry’ego.
- Dokładnie. – zaśmiał się Harry i pocałował mnie delikatnie w skroń.


*oczami Harry'ego*

Nie mogłem się doczekać tego dnia. Właściwie nocy. Choć nie wiedziałem, że przyjedzie, marzyłem żeby to w końcu nastąpiło. Tęskniłem za nią. Za jej uśmiechem, oczami, włosami, głosem, dotykiem, zapachem i smakiem. Dosłownie za wszystkim. Teraz znowu ją mam przy sobie. Tylko, że tym razem już jej nie pozwolę odejść. Nigdy. Co za różnica, jak daleko mieszka się od siebie? Jeżeli jest miłość to związek przetrwa. W naszym przypadku jest miłość i mam nadzieję, że pozostanie ona do końca naszych dni.
Około drugiej nad ranem poszedłem odprowadzić Larę do jej pokoju. Weszliśmy do środka. Dziewczyna poszła szykować się do spania. Poszedłem za nią. Stanąłem w drzwiach sypialni, opierając się o framugę. Nie dość, że byłem zmęczony, to też delikatnie podpity. Przyglądałem się jej, jak sprawnie ściąga sukienkę i nakłada na siebie koszulę nocną. Patrzyłem jak rozpina spięte włosy, które opadły jej na plecy. Widziałem też jak ściąga buty i odkłada je w kąt. Robiła to jak dla mnie idealnie. W końcu spojrzała w moją stronę. Uśmiechnęła się, a jej oczy rozbłysły przepięknym blaskiem. Odwzajemniłem jej gest. Ruszyła w moją stronę. Gdy stanęła przede mną i zacząłem czuć jej oddech na szyi, a także zapach jej perfum, nie mogłem zebrać myśli. Mój świat wirował. Z momentem gdy jej niebieskie perełki spojrzały wprost w moje oczy, przestałem kompletnie myśleć i skupiłem się tylko na niej. Dotknąłem jej policzka swoją dłonią. Pogładziłem go delikatnie. Kąciki jej warg uniosły się po raz kolejny do góry, powodując ukazanie się delikatnego dołeczka w prawym policzku. Zbliżyłem swoją twarz ku jej twarzy. Nasze nosy się stykały, a oczy nieprzerwanie wpatrywały się w siebie. Złapałem ją w talii i przybliżając jeszcze bliżej, dotknąłem jej warg swoimi. Odwzajemniła mój gest. Z ust przeniosłem się na szyję. Pamiętałem jak bardzo to lubiła. Złożyłem pocałunek także za jej uchem. Spojrzeliśmy na siebie. Widziałem jak zagryza delikatnie wargę. Następnie dotknęła swoim palcem moich ust. Znowu nasze usta się złączyły. Ręką powędrowałem wyżej, ku jej szyi. Napięcie między nami narastało z minuty na minutę. Nie byłem pijany. Wiedziałem co robię. Tęskniłem za nią, przy okazji pragnąłem jej całym sobą. Nie chciałem jednak jej skrzywdzić. Była dla mnie wszystkim, całym światem. Nie potrzebowałem nic, prócz niej. Podniosłem ją na ręce. Jej twarz była na przeciw mojej. Po raz kolejny zatopiliśmy się w pocałunku. Skierowałem się w kierunku łóżka. Położyłem ją na nim i sam nachylając się nad nią, zacząłem obdarzać ją pocałunkami. Poczułem jak jej dłonie rozpinają mi koszulę. Po chwili nie miałem już jej na sobie. To samo stało się z jej koszulą nocną. Dotknąłem jej ciała, na co delikatnie się wzdrygnęła. Przejeżdżając dłonią po jej lewym boku poczułem jakby bliznę. Spojrzałem na Larę, na co ona, widocznie wiedząc o co mi chodzi, zbliżyła się do mnie I delikatnie szepnęła mi do ucha:
- Później Ci wytłumaczę wszytko. - po czym delikatnie ugryzła mnie w ucho.
Znowu jej twarz znalazła się przed moją, a nasze nosy ocierały się o siebie. Po raz kolejny zatopiliśmy się w pocałunku. Dotykałem jej. Pragnąłem jej z całych sił, a co najważniejsze, byłem szczęśliwy, że znowu ją mam.

***

Leżała przy mnie. Z twarzą odwróconą w moją stronę. Dotykałem jej policzka, gdy ona słodko spała. Byłem szczęśliwy. Szczęśliwy, że jest tutaj ze mną, że ją mam. Nigdy więcej nie pozwolę jej odejść. Nie tym razem.












____________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Bardzo lubię, kiedy komentujecie, dlatego od razu dziękuję za komentarze pod ostatnim postem! Mam nadzieję, że i tym razem coś napiszecie. Xx


3 komentarze:

  1. Matko dziewczyno jak ty piszesz. Masakra do tej pory mam dreszcze. Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam tutaj nie dawno i od razu wszystko przeczytałam. Piszesz cudownie masz świetny styl a co najważniejsze fabuła strasznie wciąga ;)
    http://secrets-make-you-weaker.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg ja nie moge ! :)
    Tak dlugo oczekiwana radosc nastapila :) xx
    Harry szczesliwy Lara szczesliwa wszystko jest pieknie :) xx
    Cudowny !:*

    OdpowiedzUsuń