piątek, 27 września 2013

XXIV. You loved me back to life, life.
 From the coma, we're lovers again tonight
.

Dwa lata. Wieczność. Dwa lata pustki. Blizny z tego dnia zostały. Nie tylko te zrobione przeze mnie. Choć te na rękach są już niemal niewidoczne, za to ta przy żebrach jest bardzo widoczna. Jednak największa blizna jest na moim sercu, ale ta blizna się nie zrośnie bez niego. Tylko jego miłość potrafi zdziałać cuda. To ona spowoduje, że znowu się uśmiechnę. Już nigdy nie powiem, że chcę czasu. Nigdy. Ale czy on dalej mnie kocha? Czy chce być dalej ze mną? Może znalazł sobie kogoś, kto idealnie skleił jego serce. Ciągle nie mam pojęcia w jaki sposób dałam radę przeżyć te dwa lata. To był najgorszy czas w moim całym życiu. Sądziłam, że strata rodziców, czy brata boli najmocniej. Teraz jestem pewna, że to nie prawda. Najbardziej boli strata osoby, którą się kocha, którą wybierasz sam. Przecież rodziny się nie wybiera, a osobę, z którą się chce przeżyć resztę życia tak. Byłam głupia. Moda i głupia. Chcę żebyś dał mi czas. Co za idiotka to powiedziała?! A no tak, to byłam ja. Nienawidzę siebie. Nienawidzę mojego myślenia. O co mi chodziło gdy mówiłam potrzebuję czasu. Wokół mnie kręcą się ludzie, którzy są fałszywi, chcą tylko zbliżyć się Ciebie, mnie wykorzystują w tej kwestii. Zachowałam się jakbym nie miała serca. No i co, że ja też cierpiałam? Przeze mnie cierpiała najważniejsza osoba w moim życiu – Harry. Czyż to nie jest samolubne zachowanie? No błagam, oczywiście, że tak. Wątpię, że wybaczy mi te moje idiotyczne pomysły. Na samą myśl o nim moje serce łomocze jak szalone, a co dopiero gdy go zobaczę, usłyszę. Nie wyobrażam sobie, czy mogę mu spojrzeć w twarz. Czy ja tak mogę po prostu jakby nigdy nic powiedzieć do niego ‘Cześć’. Nie mogę! Ja go zraniłam. To wszystko moja wina. Nie spędziliśmy jeszcze nigdy razem żadnych świąt, bo rozstaliśmy się jeszcze przed grudniem 2013. Teraz mamy grudzień 2015. Dzisiaj 23. Jutro wigilia. Już nie taka sama jak w Polsce, ale cóż. Licząc, to minęły mi samotnie aż trzy razy święta Bożego Narodzenia i dwa razy Nowy Rok. W LA nie da się odczuć magii świąt, nie ma tutaj śniegu. Jeszcze 3 dni temu byłam w NY, a tam całe miasto zasypane. Niewiarygodne jaka różnica, a w tym samym kraju. Może i jestem głupia, ale zawsze jak szłam kupować prezenty na święta, to kupowałam też coś dla Harry’ego, ale dwa ostatnie wyrzuciłam i zarzekałam się, że już więcej nic dla niego nie kupię. Jednak nic z tego, w tym roku też mu kupiłam prezent. W zasadzie sama go zrobiłam. Kupiłam tylko materiał i z niego uszyłam poszewkę na poduszkę, a na niej wyszyłam nasze inicjały i serduszko. Wepchałam w nie pierze i zrobiłam poduszkę. Głupia jestem, wiem. Nie powinnam mu w ogóle jej dawać. Nie mogłam myśleć o niczym ani nikim innym, tylko o nim. 
Zamyślona patrzyłam na zaproszenie, które od miesiąca leży u mnie w sypialni. Zaproszenie na ślub Perrie i Zayn’a. Tak. To właśnie za trzy dni powiedzą sobie sakramentalne ‘tak’ i złączą się ze sobą na wieki, póki śmierć ich nie rozłączy. Perrie dzwoniła do mnie kilka razy i pytała czy przyjadę. Prawda jest taka, że powinnam dać jej odpowiedź tydzień temu, ale powiedziałam, że zadzwonię później, a dokładniej dziś. Mówiąc nie i nie przyjeżdżając skreślę całą przeszłość i wątpię, że będę mogła do niej kiedykolwiek wrócić. Mówiąc tak i lecąc na ślub mogę zobaczyć czy jeszcze mam do czego wracać, właściwie czy mam do kogo wracać. Co mam zrobić? Lily mówi, że mam lecieć! Mówi, że jestem głupia, że się tak męczę i nie dzwonię do Harry’ego. Ciotka też namawia mnie żebym leciała. Ja jestem zagubiona w tym wszystkim. Dostałam niedawno wiadomość od jednej fanki Harry’ego na twitterze. Napisała twittlongera w imieniu Directioners: ‘Zapewne dziwisz się, że do Ciebie piszemy. Jako fanki One Direction jesteśmy ze wszystkim na bieżąco. Pewnie dostałaś zaproszenie na ślub, bo jesteś ich przyjaciółką, dlatego bardzo Cię proszę Lara. Z całego serca. Leć na ślub Perrie i Zayn’a. Spotkaj się z Harry’m, on bez Ciebie umiera. Wcale się do nas nie zbliżył, gdy Cię stracił. Myślałyśmy, że gdy nie będziecie razem wszystko wróci do normy, myślałyśmy, że Ty nie dajesz mu szczęścia. Teraz przepraszam w imieniu nas, Directioners. Chcemy Was z powrotem. Chciałyśmy mieć Larry’ego i będziemy miały. Lara+Harry=Larry J Cóż za zbieg okoliczności. Nieprawdaż? Błagam Cię! Zastanów się nad tym. Kochamy Cię. Directioners. XOXO’
Szczerze mówiąc byłam w szoku, gdy na twitterze dostałam wiadomość, a w niej był ten twittlonger, podany przez miliony fanek. Błagam, nagle taka zmiana? Czyż to nie dziwne? Może i nie. Skoro Harry się tak od nich oddalił, na pewno źle się z tym czują. Biedne. Wiem, że go kochają bardzo mocno. Może jednak pojadę na ten ślub. Przecież sama chcę się z nim spotkać. Tęsknię za nim BARDZO, BARDZO mocno. Naprawdę chciałabym go zobaczyć i przytulić. Wzięłam telefon z półki. Weszłam w kontakty i wyszukałam numer do Perrie. Popatrzyłam na ten kontakt, chwilę się wahając, ale w końcu nacisnęłam słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha i usłyszałam pierwszy sygnał. Czekałam jeszcze moment, gdy nagle usłyszałam głos Perrie po drugiej stronie.
- Cześć skarbie! W końcu dzwonisz. Nie mogłam się doczekać, aż zadzwonisz i powiesz mi mam nadzieję dobre wieści.
- Hej kochanie. – odetchnęłam. – Więc… - zatrzymałam się na chwilę.
- Nie mów, że nie przyjedziesz.. – usłyszałam smutek w głosie Perrie. – Jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam, dla Zayn’a też jesteś jak siostra. Ślub bez siostry, błagam Cię.
- Powiedz jej, że ma przyjechać. – usłyszałam głos Debbie, mamy Perrie.
- Dokładnie i niech się nie wykręca. – krzyknęła Katherine, jej przyjaciółka.
- Pewnie słyszałaś. – zaśmiała się Perrie. – To jak skarbie?
- Właściwie nie dałaś mi dojść do słowa. – zaśmiałam się lekko. – Dzwoniłam tylko dlatego, żeby Ci powiedzieć, że będę.
- Naprawdę?! – usłyszałam radosny krzyk.
- Tak. Jutro wylatuję z samego rana. Poza tym wesołych świąt Wam życzę. – zaśmiałam się po raz kolejny.
- Yay!! – cieszyła się Perrie. – Mama po Ciebie wyjedzie na lotnisko, albo ja. Mam nadzieję, że nie zasypie i że bez problemu wylądujesz. Nie wiem. Dziękujemy za życzenia. Największym prezentem będzie jak Cię jutro zobaczę.
- Może lepiej Twoja mama, obejdzie się bez zbędnych zdjęć. Nie zasypie nie martw się. – zaśmiałam się.
- No dobrze. W takim razie do jurta wieczorem, bo tak mniej więcej będziesz. Zrobimy sobie świąteczny wieczór panieński. – zaśmiała się.
- Oczywiście. Dobra kochanie, kończę. Do jutra. Buziaczki. Kocham Cię. Wesołych świąt jeszcze raz.
- Ja Ciebie też kocham Laruś. Do jutra. Już się nie mogę doczekać. Jestem taka szczęśliwa. Wesołych, wesołych. Pa, pa.
- No pa.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon z powrotem na półkę. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Przerwę między świętami Bożego Narodzenia, a Nowym Rokiem spędzę w Londynie, pięknie. Milion myśli na minutę. Ślub w drugi dzień świąt. Będzie tak magicznie w kościele. Tak rodzinnie. Z pewnością. Debbie się postara jak zwykle. Nagle rozbrzmiał w moich uszach dzwonek telefonu. ‘More Than This’ niezmiennie od dwóch lat.
- Tak? – odebrałam podnosząc słuchawkę i nie patrząc kto dzwoni.
- Cześć Laruś! – usłyszałam głos Anne.
- Witaj Anne! – powiedziałam. Dzwoniła co roku na święta i w nowy rok. Nie zapomniała. Zawsze dzwoniły razem z Gemmą.
- Wesołych Świąt skarbie. Nawet nie wiesz jak za Tobą tęsknimy, a szczególnie on. – powiedziała Anne. – Tak bardzo chciałybyśmy Cię zobaczyć.
- Dziękuję za życzenia! Też tęsknię. Wiem co czujecie i co czuje on.
- I tak od tych dwóch lat nic nie rozumiem. Nie wiem co się stało. Choć chciałabym wiedzieć, nie naciskam na niego.
- Lepiej nie wiedzieć, to zbyt zamieszane. – powiedziałam. – Niestety muszę kończyć bo pora spać. Do zobaczenia. Wesołych jeszcze raz.
- Wesołych skarbie. Pa. – powiedziała Anne po czym się rozłączyła.
Wysłałam jeszcze wiadomości z życzeniami do Lily, Eleanor, Danielle i Sophie no i oczywiście do chłopców, oprócz Harry’ego. Choć chciałam w zeszłym roku się z nim skontaktować okazało się, że zmienił numer. To wszystko przeze mnie. Nie wybaczę sobie tego. Jeżeli on mi nie wybaczy, tym razem ze sobą skończę na dobre.

Przebudziłam się po szóstej. Bardzo wcześnie jak na mnie, ale jakoś nie mogłam spać. Wstałam. Dopakowałam resztę rzeczy, poszłam wziąć szybki prysznic. Ubrałam się w wygodne rzeczy, nałożyłam delikatny makijaż i wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół, wzięłam kluczyki i pojechałam do centrum. W święta od rana była czynna galeria, więc mogłam jechać odebrać zamówiony prezent na ślub Perrie i Zayn’a. O 9 mam dopiero samolot więc spokojnie się wyrobię.  Gdy dojechałam na miejsce pobiegłam szybko do sklepu, w którym zamówiłam obraz dla młodej pary. Ich zdjęcie, które było moim ulubionym przeniesione przez malarza na płótno. Jeszcze do tego płyta ich ukochanego  zespołu. Plus dodatkowo zestaw spray’ów dla Zayn’a do malowania i dla Perrie piękna spódnica hippie i zestaw lakierów do paznokci. Mam nadzieję, że spodobają się im prezenty. Wzięłam wszystko i wróciłam do samochodu, po czym ruszyłam do domu. Gdy zajechałam na miejsce szybko pobiegłam na górę i spakowałam wszystko jak najładniej potrafiłam i położyłam obok torby. Na nogi ubrałam kozaki Emu, do torebki spakowałam moją ukochaną beanie i w rękę wzięłam jeszcze kurtkę zimową. Zeszłam na dół i wpakowałam się ze wszystkim do samochodu, gdy tylko wyszłam na dwór. Zaraz za mną przyszła ciotka i odwiozła mnie na lotnisko.
- Trzymaj się kochanie. – przytuliła mnie – Dobrze, że lecisz. Pamiętaj. Zadzwoń jak tylko dolecisz na miejsce. Kocham Cię.
- Oczywiście. Rozkaz zapamiętany. – zaśmiałam się. – Też Cię kocham. Do zobaczenia niedługo.
- Oby nie tak szybko. – puściła mi oczko.
- Pa. – pomachałam jej i poszłam na miejsce odpraw.
Siedząc w samolocie zastanawiałam się, czy dobrze robię lecąc, no ale już nic na to nie poradzę. Muszę lecieć. Siedzę w końcu w samolocie. Nic już nie zmienię. Kilkanaście godzin lotu. Wymęczę się. Jak zwykle. Przymknęłam na chwilę oczy i niestety odpłynęłam.

Obudziła mnie stewardessa, gdy byliśmy już na miejscu. Uśmiechnęłam się do niej i pośpiesznie ubierając na głowę czapkę i zarzucając na ramiona zimową kurtkę wyszłam z samolotu. Spojrzałam wokoło. Ujrzałam przecudowny krajobraz. Wszystko było w śniegu. Tak jak zawsze w Polsce. W Londynie czułam się jak w domu. Bardziej niż w LA oczywiście. Szłam wolnym krokiem łapiąc w dłonie padające z nieba płatki śniegu, bezwiednie się uśmiechając. Weszłam na lotnisko i podeszłam po swoją torbę. Wzięłam ją do ręki i ruszyłam na poszukiwanie Debbie albo Perrie. Nie wiedziałam, która po mnie przyjechała. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale nikogo nie widziałam.
- Bu! – usłyszałam nagle za sobą, na co podskoczyłam. Obejrzałam się za siebie. Za mną stał Niall z uśmiechem od ucha do ucha. Uśmiechnęłam się do niego i rzuciłam się mu w ramiona.
- Niall! – krzyknęłam. – Ale jak to? Przecież..
- Tak, tak. Niestety ani Debbie nie mogła przyjechać, tym bardziej Perrie, więc zadzwoniły do mnie i jestem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę. – powiedziałam kończąc uścisk. Spojrzałam na niego i spoważniałam. – Co z nim?
- Niezbyt ciekawie.
- Pewnie mnie nienawidzi. – posmutniałam i spuściłam głowę. – Ma kogoś? – zapytałam po chwili.
- Nie. – powiedział Niall na co się delikatnie uśmiechnęłam.
Niall wziął moją torbę, a ja poprawiłam mój prezent dla młodej pary, a torbę zarzuciłam na ramię i ruszyłam za Niall’em. Nie obeszło się bez fanów. Cóż się dziwić, przecież to Niall Horan. Gdy tylko wsiedliśmy do samochodu, Niall zawiózł mnie prosto do Perrie, bo tak się z nią umówił. Odstawił mnie bezpiecznie na miejsce.
- Muszę uciekać. Też mam parę rzeczy do przygotowania na jutro. Trzymaj się Laruś! Do jutra.
- Nie mów mu nic, ok?
- Jasne. – uśmiechnął się.
- Dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech. – Do jutra. – posłałam mu buziaka, po czym Niall odjechał.
Wzięłam torby i poczłapałam do domu Perrie. Nie zdążyłam nacisnąć dzwonka, bo Debbie była szybsza i otworzyła mi drzwi.
- Cześć kochanie! Wchodź, bo nam zamarzniesz.
- Nic mi nie będzie. – zaśmiałam się. Weszłam do środka i odłożyłam torbę przy komodzie. – Debbie schowaj to proszę, żeby Pezz nie widziała.
- Oczywiście. Jutro Ci to dam.
- Ok. Dziękuję.
- Nie ma za co skarbie. – szepnęła. – Pezz, Lara przyjechała! – krzyknęła.
- Aaaaaa! – usłyszałam krzyk Perrie i szybkie kroki najpierw po suficie, a potem zbiegające po schodach.
Nagle moim oczom ukazała się Pezz. Uśmiechnęła się najszczerzej jak potrafiła, po czym rzuciła się na mnie i wyściskała za wszech czasy.
- Boże! Laruśka, jak ja się za Tobą stęskniłam, chyba nie wiesz o tym! Naprawdę. Widziałyśmy się ostatnio trzy miesiące temu podczas koncertu. Przecież to wieki temu.
- Dokładnie skarbie! Ja też tęskniłam. Jak się czujesz ze świadomością, że jutro wychodzisz za mąż? – zaśmiałam się.
- A wiesz, normalnie. – parsknęła śmiechem. – Nic mi nie mów. Mam takiego pietra, że brzuch mnie boli od wczoraj.
- Oj. Będzie dobrze kochana. Jestem przy Tobie. – uśmiechnęłam się.
- Teraz już będzie dobrze. – odwzajemniła uśmiech Perrie. Wzięła moją torbę i zaciągnęła ją na górę. – Chodź. Dziś śpisz ze mną!
- No ok. – zaśmiałam się. – Niech Ci będzie.
Z tego względu, że nie mogłam przyjechać dwa tygodnie temu na wieczór panieński dziś Perrie zorganizowała go tylko dla mnie. Siedziałyśmy i śmiałyśmy się rozmawiając i popijając wino. Bardzo późno, około 2 nad ranem padłyśmy ze zmęczenia i zasnęłyśmy.

Przebudziłam się około godziny 10. Osiem godzin snu wystarczyły. Perrie jeszcze słodko spała. Zeszłam na dół, gdzie po kuchni krzątała się Debbie. Weszłam cicho do kuchni i usiadłam na krześle.
- Dzień dobry. – powiedziałam cicho, po czym ziewnęłam. 
- Cześć Laruś. Jak się spało? – zapytała z uśmiechem Debbie.
- Dobrze. – zaśmiałam się.
- Tak w ogóle skarbie to idź obudź Pezz, bo musi zaraz jechać na ostatnią przymiarkę, żeby sprawdzić, czy coś jeszcze nie jest do poprawy.
- Jasne. – powiedziałam i poszłam obudzić Perrie.
Pobiegłam na górę. I cicho weszłam do pokoju. Podeszłam do łóżka i szepnęłam:
- Perrie wstawaj! Zaraz na przymiarkę jedziesz.
- Mhmm już wstaję. – wymamrotała.
- To ja idę szybko się wyszykować do łazienki.
- No, no. Ok.
Poszłam szybko do łazienki, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w jeansy, top i sweter na wierzch. Nałożyłam delikatny makijaż, właściwie tylko maskarę na rzęsy i wyszłam z łazienki. Perrie dalej spała. Podeszłam znowu do łóżka i powiedziałam:
- Perrie za pół godziny ślub! Mówiłam, że masz wstawać.
- Co!!! – zerwała się z łóżka.
- Żartowałam, ale inaczej byś nie wstała. – zaśmiałam się.
- Zabiję!! – krzyczała śmiejąc się.
- Dobrze, ale później. Teraz idź do łazienki i schodź na śniadanie.
- No ok. – powiedziała wchodząc do łazienki.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół na śniadanie. Chwilę później zeszła na dół gotowa Perrie. Zjadła śniadanie i zaczęła się szykować do wyjścia.
- Jedziesz ze mną? Czy wolisz odpocząć? – zapytała się.
- Jadę z Tobą. – zaśmiałam się.
- To dobrze. – zaśmiała się również.
Wstałam z krzesła, ubrałam moje zimowe buty, czarną beanie i kurtkę zarzuciłam na sweter. Wzięłam telefon do kieszeni i najważniejsze dokumenty. Wyszłam za Perrie i poszłyśmy do samochodu, gdzie czekała na nas Debbie. Weszłyśmy do środka i ruszyłyśmy do salonu sukien ślubnych.  Na miejscu powitały nas tłumy fanek. Zapewne nie tylko Mixers ale także Directioners. Wykrzykiwały imię Perrie, jednak co dziwne, gdy ja wyszłam z samochodu zaczęły też entuzjastycznie krzyczeć moje imię. Byłam w szoku. Uśmiechnęłam się do nich i pomachałam ręką. Weszłam za Pezzą do salonu i gdy tylko zamknęły się drzwi można było chociaż się skupić, bo jak idziesz wśród skandujących fanów, nie słyszysz nawet swoich myśli. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę Perrie ubraną w białą suknię.
- No Pezz pokaż się, bo ciekawość mnie zżera. – zaśmiałam się.
- Momencik kochanie. – powiedziała Perrie.
- Dobrze, może wytrzymam ten momencik. – powiedziałam, a Debbie parsknęła śmiechem, na co ja też zaczęłam się śmiać.
- Już. – usłyszałam głos Pezzy. Podniosłam wzrok. Przede mną stała Pezz w pięknej sukni ślubnej. Zaniemówiłam. Wyglądała klasycznie, a zarazem bajkowo.
- Awww! – westchnęłam.
- Co? Źle? – powiedziała skołowana Perrie.
- Coś Ty! Cudownie! – uśmiechnęłam się. – Niech no tylko Zayn Cię zobaczy. Oj.
- Bez przesady.
- Proszę Cię. Nie przesadzam. Jest zjawiskowo kochanie.
- Cieszę się, że Ci się podoba. – powiedziała – A teraz idę się przebrać i zabieramy ją już ze sobą. – dodała podekscytowana.
Gdy tylko wróciłyśmy do domu musiałyśmy zacząć się przygotowywać. Nie zostało zbyt wiele czasu. Nagle do pokoju weszła Lou razem z Lux. No tak, przecież kto lepiej zrobi makijaż i ułoży fryzurę niż Lou Teasdale. Nikt.
- Dzięki Bogu! – krzyknęła patrząc na mnie.
Nie wiedziałam o co chodzi.
- Lara! Jak dobrze, że jesteś. Może w końcu ten chłopak znowu będzie sobą. Harry jest jak nie on od tamtego czasu.
- Wujek inny jest. – dodała Lux. – Tęsknię za dawnym wujkiem.
- Oj, maleńka. Zobaczę co się da zrobić. – uśmiechnęłam się. – A teraz chodź i przywitaj się z ciocią. – otworzyłam ramiona, a Lux wbiegła w nie i momentalnie wtuliła się we mnie.
- Kocham Cię ciociu i za Tobą też tęskniłam.
- Ja za Tobą też myszko. – powiedziałam i dałam buziaka małej w skroń. Po czym wzięłam ją na ręce i podeszłam do Lou, z którą też się przywitałam.
Lou zajęła się panną młodą, a ja z Lux przymierzałyśmy sukienki. Pytałam się małej, którą mam założyć, a ona mnie, jak ona ma się ubrać. W końcu byłyśmy gotowe, więc wróciłyśmy do pokoju. Cicho stanęłyśmy w drzwiach i przyglądałyśmy się Perrie i Lou. Panna młoda też już była przyszykowana. Pozostało tylko ubrać suknię ślubną. Zajęte rozmową nawet nie zauważyły jak weszłyśmy do pokoju. Gdy nas zauważyły Lux powiedziała:
- I jak wyglądamy?
- Przecudownie. – powiedziała Lou. – Chodźcie laski, teraz Wami się zajmę.
- Ok mamuś. Ciociu chodź. – powiedziała Lux.
Usiadłam na krześle i oddałam się w ręce Lou. Mistrzyni w swoim fachu. Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Spojrzałam w lustro i zaniemówiłam.
- To ja? – wydukałam.
- No jasne. – zaśmiała się Lou.
- Ok. Chwila, muszę się przyzwyczaić. – zaśmiałam się.
- Dobra dziewczyny zbieramy się i ruszamy do kościoła. – krzyknęła Debbie.
- Jasne, już schodzimy. – powiedziała Perrie i wyszła z łazienki.
- Czekaj misiek. Jeszcze poprawię Ci welon. – powiedziałam.
- Ok. – zaśmiała się Pezz.
Poprawiłam welon i ruszyłyśmy do wyjścia. Limuzyna czekała na dworze. Wpakowałyśmy się do niej. Na końcu weszła Perrie. Jechałyśmy do kościoła. Ja, Perrie, Lou, Lux, Katherine, Jade, Jessy, Leigh-Anne, mama Zayn’a i jego siostry no i Debbie. Gdy zajechałyśmy pod kościół widać było tłumy fanów. Jednak ochrona pilnowała i wszyscy stali za barierkami. Goście zaproszeni na uroczystość byli już w kościele. Wyszłyśmy z samochodu i czekałyśmy na Perrie. Zajrzałam do kościoła. Przy ołtarzu stał Zayn, a za nim Jonnie – brat Perrie, Lou, Liam, Niall i Harry. Za Perrie będą stały siostry Zayn’a, Katherine i Jade. Może dla niektórych przybyłych gapiów zastanawiające jest to, że Zayn bierze ślub w kościele skoro jest Muzułmaninem. Perrie jest Chrześcijanką, dlatego Zayn chciał zrobić ceremonię w jej obrzędzie. Mama Zayn’a weszła do kościoła. Za nią weszła Jessy i Leigh-Anne kierując się w stronę swoich ukochanych, a za nimi poszły także Lou z Lux. Tata Perrie wyszedł do nas i przywitał się z panną młodą, po czym wziął ją za rękę. Debbie złapała mnie i powiedziała:
- Ty ze mną wchodzisz do środka kochanie.
- Jasne. – zaśmiałam się.
Weszłyśmy do środka. Gdy zbliżyłyśmy się do ołtarza spojrzałam na Zayn’a i posłałam mu uśmiech, który został odwzajemniony. Spojrzałam na każdego po kolei, na Harry’ego również. Gdy nasze oczy się spotkały zamarłam na chwilę i nie wiedziałam co mam zrobić. Szybko odwróciłam wzrok i weszłam do ławki siadając obok Debbie. Zaraz po nas do kościoła weszły druhny Perrie, czyli siostry Zayn’a, Katherine i Jade. Gdy tylko stanęły na swoich miejscach rozbrzmiały kościelne organy, a chwilę później do kościoła weszła Perrie prowadzona przez swojego tatę.

Całą mszę czułam na sobie jego wzrok. Wzrok ten, wydawał się być pełen żalu i nienawiści do mnie, za to wszystko co zrobiłam. Bałam się odwrócić, by móc zobaczyć te zielone tęczówki. Nie chciałam widzieć w nich niechęci do mojej osoby. Wolałabym wpatrywać się w nie, tak jak wtedy, kiedy i one patrzały na mnie z taką miłością i czułością, za którą oddałabym dzisiaj wszystko. Sama nie potrafię sobie wybaczyć tego co zrobiłam, a co dopiero on. Nie wierzę już w to, że jest jeszcze szansa. Nie wierzę, że on dalej mnie kocha. To jest niemożliwe, po tym wszystkim czego doświadczył. On nigdy mi nie wybaczy. Nigdy. Nie wiem po co tutaj w ogóle przyjechałam. Żeby jeszcze bardziej go zranić? Pewnie tak. Jestem strasznie egoistyczna. Jak ja w ogóle mogę się komukolwiek pokazywać. Nie wiem, dlaczego oni są dla mnie tacy kochani. Przecież to ja zraniłam bliższą im osobę, mianowicie Harry’ego, którego znają dłużej i dużo lepiej. Dlaczego ja jestem taką nieczułą osobą. Przejmującą się tylko swoimi sprawami. Klęcząc rozmawiałam z Bogiem. Prosiłam Go o siłę. Żebym mogła podejść do Harry’ego i go przeprosić. Nie mogę tak pozostawić tego wszystkiego. ‘Boże. Jesteś nieomylny. Wierzę w to, że wszystko czego doświadczam w moim życiu jest mi potrzebne. Proszę Cię teraz, pomóż mi naprawić to co zepsułam.’

 Po ceremonii zaślubin pojechaliśmy do wynajętej posiadłości, na ten wieczór i jutrzejszy dzień. W sumie wynajęli go na cały weekend. Pora roku dodawała magii temu miejscu. Choć było zimno nikt nie narzekał, bo wszystkich rozgrzewała panująca tu atmosfera. Gdy wszyscy byli już w głównej sali zaczęliśmy podchodzić do młodej pary, by móc złożyć im życzenia. W końcu też przyszła moja kolej.
- Cześć kochani. – powiedziałam z uśmiechem. – Jestem z Was taka dumna i cieszę się razem z Wami tą chwilą. Życzę Wam dwa razy więcej miłości niż do tej pory, zrozumienia, małych dzieciaków latających wokół Was, by Wam rozświetlały swoją obecnością ponure dnie i ciemne noce. Obyście na zawsze, do końca Waszych dni, pozostali tacy uśmiechnięci jak dzisiaj. Kocham Was i mam nadzieję, że nigdy nie stracimy ze sobą kontaktu.
Spojrzałam na nich. Perrie patrzyła na mnie zeszklonymi oczami. Nawet Zayn’owi spłynęła łza po policzku.
- Chodź tu do mnie. – powiedział Zayn i bardzo mocno mnie przytulił. – Dziękuję. Mam jednak do Ciebie jedną prośbę.
- Słucham Cię.
- Zrób coś z nim. – mówiąc to obrócił moją głowę na siedzącego przy oknie Harry’ego.
- Wątpię, że będzie chciał ze mną rozmawiać, ale spróbuję.
- Nawet nie wiesz, jak miłość potrafi działać. – szepnął Zayn. – Dziękuję jeszcze raz. – dodał.
Podeszłam do Perrie i mocno ją przytuliłam.
- Kocham Cię Laruś. Dziękuję, że przyjechałaś. – szepnęła mi na ucho.
- Też Cię kocham Pezz. Na zawsze sis. – zaśmiałam się przez łzy.
-  Mam nadzieję, ze prezenty się spodobają. – dodałam stając przed nimi.
 - Na pewno. – zaśmiali się oboje.
Odeszłam i poszłam na przygotowane dla mnie miejsce. Znajdowało się ono pomiędzy Niall’em, a Gemmą. Jedynie Niall dzielił mnie od Harry’ego. Obok Gemmy siedział jej narzeczony, a dalej Anne ze swoim małżonkiem. Przywitałam się z nimi, po czym usiadłam i przyglądałam się kolejce składających życzenia. Wesele rozpoczęło się na dobre około pół godziny po przyjeździe na miejsce. Było tak dużo gości, że trudno się dziwić.

Około północy musiałam udać się do łazienki. Gdy z niej wyszłam stwierdziłam, że przejdę się trochę po ogrodzie. Wyglądał tak magicznie, że nawet zimno mi nie przeszkadzało. Chciałam tylko pospacerować. Zarzuciłam płaszcz na sukienkę i wyszłam na zewnątrz. Szłam wolno. Czułam i słyszałam skrzypiący śnieg pod moimi nogami. Wyciągnęłam dłonie i czekałam aż padające płatki śniegu w nie wpadną. Poczułam się jak mała dziewczynka z obrzeży Warszawy. Ta sama, mała Laura, biegająca po podwórku w czasie zimy, łapiąca śnieg w dłonie i podrzucająca go do góry. Ale tamta Laura już niestety nie wróci. Tamta była szczęśliwa, bez problemów, żyła z dnia na dzień. Teraz ta Laura jest większą dziewczynką, pełną problemów, a głównym jest jej własna głupota. Nagle poczułam się jak tego dnia gdy z nim zerwałam. Nie chciałam żyć. Chciałam uwolnić się od tego całego bólu, który rozrywał moje serce tak samo wtedy jak i teraz. Usiadłam na zimnym śniegu i płakałam. Nie przejmowałam się tym, że może coś mi być. Przecież to tylko ja. Laura Hertel. Dziewczyna bez serca. Największa na świecie egoistka. Łzy leciały mi po policzkach i spadały na zimny śnieg, momentalnie zamarzając. Dłonie opierające się na śniegu powoli zaczynały marznąć. Palce u nóg były jak lodowe kamyczki, prawie ich nie czułam. Jednak nagle poczułam czyjeś ciepło za sobą. Poczułam delikatny dotyk przesuwający się po mojej ręce ku dłoni. Nie chciałam podnosić głowy. Nie chciałam wiedzieć kto to, choć czułam, że to on. Ten, który powinien mnie nienawidzić, teraz łapie mnie za dłoń.
- Wstań. – usłyszałam cichy szept głosu, który powoduje, że po moim ciele przechodzą dreszcze.
- Po co? – zapytałam.
- Zadajesz głupie pytania. Może sama spróbujesz na nie odpowiedzieć.
- Wolisz mnie zabić sam, niż patrzeć jak zamarzam tutaj.
- Wstań. – powiedział głośniej.
Podałam mu rękę, a on pomógł mi wstać. W ciągu kilku sekund stałam już przed nim. Jednak nie patrzałam na niego. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Jego ciepła dłoń ogrzewała moją delikatnie ją dotykając.
- Dlaczego? – zapytał.
- Dlaczego przyjechałam?
- Nie. Dlaczego nam nie wyszło?
- Bo byłam głupia.
- Przecież to ja pozwoliłem Ci odejść.
- Ale to ja wymyśliłam idiotyczny powód. Egoistyczny powód. To wszystko moja wina. Ty nie powinieneś się nawet przez moment obwiniać.
- Jednak gdybym nie pozwoli Ci odejść, tylko zatrzymałbym Cię i powiedział, że damy radę przejść przez wszystko razem, teraz byłby już drugi najwspanialszy rok mojego życia.
- Czyli nie jesteś na mnie zły? Nie znienawidziłeś mnie? – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Popatrz na mnie i oceń to sama.
- Nie mogę. – miałam łzy w oczach, albo raczej już spływały mi po policzkach.
- Spójrz na mnie. – powiedział i delikatnie palcami złapał mnie za brodę, po czym uniósł mi głowę. Nasze oczy odnalazły się bez żadnego problemu, jak w kościele. Patrzyłam w jego zielone tęczówki moimi zeszklonymi niebieskimi oczami. Widziałam jak powoli i jego oczy zachodzą łzami.
- I co stwierdziłaś?
Patrzył na mnie z taką samą czułością i miłością jak dwa lata temu, podczas tej deszczowej nocy. Uśmiechnęłam się przez łzy kładąc mu swoją dłoń na policzku i gładząc go jak najczulej potrafiłam.
- Przepraszam za wszystko przez co musiałeś przejść przeze mnie. Nie sądziłam, że to tak się skończy.
- A czy to kończy się źle? – zaśmiał się mimo spływających po policzkach łez.
- W sumie nie wiem. – wytknęłam mu język.
Harry spojrzał na mnie po czym wpił się w moje usta i całował tak namiętnie jak nigdy dotąd. Tęskniłam za jego smakiem. Za wszystkim co z nim związane. Momentalnie ciepło przeszło po całym moim ciele. Zrobiło mi się wręcz gorąco. Gdy nasz pocałunek dobiegł końca i znowu spojrzeliśmy na siebie uśmiechnęłam się tak szczerze jak dwa lata temu, kiedy byłam z nim. Harry odwzajemnił uśmiech.
- Czy to oznacza, że tego deszczowego dnia ponad dwa lata temu nie było, a my jesteśmy najszczęśliwsi na świecie, bo jesteśmy razem? – zapytał Harry z nadzieją w oczach.
Chwilę milczałam, a on non stop czekał na odpowiedź.
- Jeżeli wszystko mi wybaczasz to oczywiście, że tak.
- Nie muszę Ci nic wybaczać, bo kocham Cię nad życie.
- Ja Ciebie też kocham jak nikogo na tym świecie.
- Chodźmy do środka, bo zamarzniemy.
- No dobrze.
Harry złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do środka. Impreza trwała na całego. Jedni tańczyli inni zajadali przysmaki ze stołu.
- Zaraz do Ciebie przyjdę. – powiedziałam ściągając płaszcz. – Pójdę jeszcze na moment do łazienki.
- Oczywiście. – zaśmiał się całując mnie w skroń.
- Widzimy się za moment. – puściłam mu całusa i poszłam szybko do łazienki.


*oczami Niall’a*

Szukaliśmy w tłumie gości przybyłych na ślub, Harry’ego, ale niestety nigdzie go nie mogliśmy znaleźć. Baliśmy się o niego. Czy może nie poszedł zrobić jakiejś głupiej rzeczy.
- Niall. Widziałeś Hazzę? – zapytała mnie zaniepokojona Anne siedząca niedaleko.
- Właśnie sam się za nim rozglądam od jakiegoś czasu. Niestety go nie widziałem.
Lou siedzący tuż obok miejsca Harry’ego też rozglądał się z niepokojem i coś mówił do Eleanor. Podobnie Liam z Sophie. Nie wiedzieliśmy gdzie się podział Loczek. Baliśmy się o niego. Od czasu rozstania często wspominał o samobójstwie, ale szczęśliwie zawsze o tym zapominał, bądź tylko udawał. Miałem już wstać i pójść go poszukać, gdy nagle moim oczom ukazał się Harry. Szedł wyprostowany. Szybkim krokiem omijał tańczących na parkiecie, co chwilę się uśmiechając. Gdy spojrzał w naszą stronę można było zobaczyć ten stary błysk w oku, dzięki któremu uśmiech na naszych twarzach nie znikał. Spojrzałem na Louis’a, a on na mnie. Zastanawialiśmy się o co chodzi. Spojrzałem później na Anne i Gemmę. One jednak z uśmiechem dały mi do zrozumienia, że stało się to, o co wszyscy się modlili. Uśmiechnąłem się sam do siebie i znowu zacząłem szukać wzrokiem Hazzy.
- No co Niall. Co tak siedzisz i nie jesz nawet? – usłyszałem głos Harolda nad swoją głową. Spojrzałem na niego i się zaśmiałem.
- Wiesz, martwiłem się o Ciebie, ale jak widzę niepotrzebnie.
Spojrzał się na mnie i zaśmiawszy się wziął do ust mały łyk wody. Spojrzałem w tłum gości. W naszą stronę kierowała się Lara. Uśmiechnięta. Właśnie tego jej brakowało kiedy przyleciała. Tego prawdziwego uśmiechu. Tak samo jak Harry’emu. Usiadła obok mnie i z uśmiechem na twarzy powiedziała:
- Niall, nie jesz nic Słońce?
- Póki co nie jestem głodny. – powiedziałem.
Zaśmiałem się wewnątrz. Jacy oni są do siebie podobni. Niesamowite. Jak dobrze, że między nimi wszystko ok. Znowu będzie jak za dawnych czasów.

*oczami Lary*

Wróciłam do sali głównej, gdzie zabawa trwała na całego. Podeszłam do stolika siadając obok Niall’a, zapytałam go:
- Niall, nie jesz nic Słońce?
- Póki co nie jestem głodny. – odpowiedział mi z uśmiechem.
Czułam się o wiele lepiej. Właściwie to czułam się wspaniale. Jak kiedyś. Idealnie. Spojrzałam w stronę Harry’ego. On też w tym samym momencie na mnie spojrzał, na co się uśmiechnęłam. Harry podniósł się z krzesła i podchodząc do mnie zapytał:
- Zatańczymy?
- Jasne. – zaśmiałam się.
Podałam mu dłoń i skierowaliśmy się na parkiet. Akurat leciała wolna piosenka. Położyłam dłonie na jego ramionach. Właściwie to wplotłam się w jego włosy. Jego dłonie natomiast powędrowały na moją talię, delikatnie przyciągając mnie do siebie. Nie dzieliło nas nic. Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Poruszaliśmy się płynnie do grającej muzyki. Chciałam żeby to nigdy się nie skoczyło.  Chciałam żeby tak trwało na wieki. Tańcząc spojrzałam w stronę Anne i Gemmy. Uśmiechały się patrząc w naszą stronę. To samo robił Niall, Lou z El i Liam z Sophie. Podczas tańca minęła nas też para młoda. Podeszli bliżej i powiedzieli razem:
- Najpiękniejsza noc w życiu.
Spojrzeliśmy na nich i równocześnie wybuchliśmy śmiechem.
- Miło Was mieć z powrotem. – zaśmiał się Zayn. – Brakowało nam Was.
- Wiemy coś o tym. Nieprawda? – spojrzałam na Harry’ego.
- Dokładnie. – zaśmiał się Harry i pocałował mnie delikatnie w skroń.


*oczami Harry'ego*

Nie mogłem się doczekać tego dnia. Właściwie nocy. Choć nie wiedziałem, że przyjedzie, marzyłem żeby to w końcu nastąpiło. Tęskniłem za nią. Za jej uśmiechem, oczami, włosami, głosem, dotykiem, zapachem i smakiem. Dosłownie za wszystkim. Teraz znowu ją mam przy sobie. Tylko, że tym razem już jej nie pozwolę odejść. Nigdy. Co za różnica, jak daleko mieszka się od siebie? Jeżeli jest miłość to związek przetrwa. W naszym przypadku jest miłość i mam nadzieję, że pozostanie ona do końca naszych dni.
Około drugiej nad ranem poszedłem odprowadzić Larę do jej pokoju. Weszliśmy do środka. Dziewczyna poszła szykować się do spania. Poszedłem za nią. Stanąłem w drzwiach sypialni, opierając się o framugę. Nie dość, że byłem zmęczony, to też delikatnie podpity. Przyglądałem się jej, jak sprawnie ściąga sukienkę i nakłada na siebie koszulę nocną. Patrzyłem jak rozpina spięte włosy, które opadły jej na plecy. Widziałem też jak ściąga buty i odkłada je w kąt. Robiła to jak dla mnie idealnie. W końcu spojrzała w moją stronę. Uśmiechnęła się, a jej oczy rozbłysły przepięknym blaskiem. Odwzajemniłem jej gest. Ruszyła w moją stronę. Gdy stanęła przede mną i zacząłem czuć jej oddech na szyi, a także zapach jej perfum, nie mogłem zebrać myśli. Mój świat wirował. Z momentem gdy jej niebieskie perełki spojrzały wprost w moje oczy, przestałem kompletnie myśleć i skupiłem się tylko na niej. Dotknąłem jej policzka swoją dłonią. Pogładziłem go delikatnie. Kąciki jej warg uniosły się po raz kolejny do góry, powodując ukazanie się delikatnego dołeczka w prawym policzku. Zbliżyłem swoją twarz ku jej twarzy. Nasze nosy się stykały, a oczy nieprzerwanie wpatrywały się w siebie. Złapałem ją w talii i przybliżając jeszcze bliżej, dotknąłem jej warg swoimi. Odwzajemniła mój gest. Z ust przeniosłem się na szyję. Pamiętałem jak bardzo to lubiła. Złożyłem pocałunek także za jej uchem. Spojrzeliśmy na siebie. Widziałem jak zagryza delikatnie wargę. Następnie dotknęła swoim palcem moich ust. Znowu nasze usta się złączyły. Ręką powędrowałem wyżej, ku jej szyi. Napięcie między nami narastało z minuty na minutę. Nie byłem pijany. Wiedziałem co robię. Tęskniłem za nią, przy okazji pragnąłem jej całym sobą. Nie chciałem jednak jej skrzywdzić. Była dla mnie wszystkim, całym światem. Nie potrzebowałem nic, prócz niej. Podniosłem ją na ręce. Jej twarz była na przeciw mojej. Po raz kolejny zatopiliśmy się w pocałunku. Skierowałem się w kierunku łóżka. Położyłem ją na nim i sam nachylając się nad nią, zacząłem obdarzać ją pocałunkami. Poczułem jak jej dłonie rozpinają mi koszulę. Po chwili nie miałem już jej na sobie. To samo stało się z jej koszulą nocną. Dotknąłem jej ciała, na co delikatnie się wzdrygnęła. Przejeżdżając dłonią po jej lewym boku poczułem jakby bliznę. Spojrzałem na Larę, na co ona, widocznie wiedząc o co mi chodzi, zbliżyła się do mnie I delikatnie szepnęła mi do ucha:
- Później Ci wytłumaczę wszytko. - po czym delikatnie ugryzła mnie w ucho.
Znowu jej twarz znalazła się przed moją, a nasze nosy ocierały się o siebie. Po raz kolejny zatopiliśmy się w pocałunku. Dotykałem jej. Pragnąłem jej z całych sił, a co najważniejsze, byłem szczęśliwy, że znowu ją mam.

***

Leżała przy mnie. Z twarzą odwróconą w moją stronę. Dotykałem jej policzka, gdy ona słodko spała. Byłem szczęśliwy. Szczęśliwy, że jest tutaj ze mną, że ją mam. Nigdy więcej nie pozwolę jej odejść. Nie tym razem.












____________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Bardzo lubię, kiedy komentujecie, dlatego od razu dziękuję za komentarze pod ostatnim postem! Mam nadzieję, że i tym razem coś napiszecie. Xx


sobota, 21 września 2013

XXIII. You are my place. The place where I'm stuck in.

____________________________________________________________

*nowa postać*
Lily Brown - ur. 11.09.1994r.
przyjaciółka Lary z NYADA, 
córka gubernatora Kalifornii - Jerry'ego Brown'a

____________________________________________________________

*oczami Lily*

To była sobota, gdy postanowiłam spotkać się z Larą. Widziałam jak w piątek Harry odbierał ją z uczelni. Chciałam się dowiedzieć jak tam po randce. Wokół Lary, przez to, że chodziła z członkiem najsławniejszego boy bandu świata, kręciło się wielu ludzi, głównie takich, którzy chcieli poznać Harry’ego. Ja jakoś nie miałam ochoty. Nie byłam fanką One Direction. Lubię inny rodzaj muzyki. Jednak do chłopaków nigdy nic nie miałam, zawsze uważałam ich za fajnych ludzi, po prostu ich muzyka nie była tą, którą kochałam od dziecka. Wolałam jazz, czy soul. To były moje rytmy. Szczególnie jazz. Melodie grane na instrumentach dętych były moją miłością i mogłam ich słuchać bez końca. Poza tym z Larą zaczęłam pisać jeszcze przed dowiedzeniem się, że chodzi ona z Harry’m. Zaczęłyśmy pisać tuż po ogłoszeniu listy kandydatów na NYADA, czyli w maju. Jednak nasz kontakt był ograniczony z tego względu, że Lara mieszkając w Warszawie, tylko czasami w kafejce internetowej korzystała z Internetu i tylko wtedy mogłyśmy chwilę porozmawiać. Później nasz kontakt urwał się na jakiś czas, dopiero kiedy znalazła mieszkanie w NY napisała do mnie czy nie chciałabym z nią mieszkać. Przepraszała, że nie pisała, ale wiele się wydarzyło w ostatnim czasie w jej życiu. Nie powiedziała co dokładnie od razu, dopiero gdy się spotkałyśmy i lepiej poznałyśmy dowiedziałam się wszystkiego. Jednak ja miałam już mieszkanie w NY. Mój ojciec jest gubernatorem w Kalifornii, więc bez problemów kupił mi własne mieszkanie w NY. Na szczęście okazało się, że mieszkamy dwie przecznice dalej od siebie, co było nam na rękę, bo mogłyśmy razem chodzić na uczelnię i się spotykać. Wracając do soboty. Postanowiłam, że wpadnę do Lary i zapytam się jak minęło spotkanie z Harry’m i później wyciągnę ją na zakupy. Zaszłam do MilkShake City. Kupiłam jej ulubionego shake’a i sobie swojego i ruszyłam w stronę mieszkania Lary. Weszłam do budynku i skierowałam się w stronę windy. Wcześniej minęłam ochroniarza Ben’a. Dobrze mnie znał, więc tylko się uśmiechnął i wrócił do pracy. Weszłam do windy i wcisnęłam nr 9 czyli przedostatnie piętro budynku, na którym znajdowało się mieszkanie Lary. Gdy wjechałam na wyznaczone piętro wyszłam z windy i przechodząc na koniec korytarza podeszłam do drzwi mieszkania Lary. Zadzwoniłam do drzwi, jednak nikt nie otworzył. Spróbowałam kolejny raz. Później jeszcze kilka razy pukałam. Nic, cisza. Nacisnęłam klamkę. Ku mojemu zdziwieniu drzwi się otworzyły. Lara zawsze zamyka drzwi. Co się stało. Byłam przerażona. Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Ściągnęłam buty. W kuchni odłożyłam nasze shake’i, po czym poszłam szukać Lary. W mojej głowie pisał się już najgorszy scenariusz, że ktoś się włamał do mieszkania, zgwałcił ją i zabił, okradł i uciekł. Próbowałam przestać o tym myśleć, ale nie mogłam. Weszłam cicho do sypialni. Jednak Lary tam nie było. Skierowałam się do łazienki, tam też nie było nikogo. Spojrzałam na ziemię. Widniały na niej zaschnięte czerwone kropki. Krew? Boże kochany, co ona sobie zrobiła. Szłam za czerwonym szlakiem, który doprowadził mnie do balkonu. Wyszłam na balkon. Na nim w rogu leżała zmarznięta Lara. Podbiegłam do niej i próbowałam ją obudzić.
- Laruś! Laruś! Odezwij się. – krzyczałam.
Nic. Brak reakcji. Spojrzałam na jej dłonie. Na szczęście nie pocięte na żyłach.
- Lara! – krzyknęłam jeszcze raz.
Powieki powoli się podniosły, a moje oczy zobaczyły jakby wyblakłe niebieskie tęczówki Lary. Oczy bez życia. Bez chęci do życia. Patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem. Jej włosy były całkowicie rozczapierzone, twarz i dłonie blade, usta kiedyś w pięknym malinowym odcieniu, teraz blade prawie jak jej twarz. Cała drżała. Nie dziwię się. Była przemoknięta, bo całą noc padało, poza tym zmarznięta.
- Co się stało? – zapytałam.
- Chciałam ze sobą skończyć, ale nie potrafiłam. – wymamrotała.
- Dlaczego chciałaś ze sobą skończyć, Lara!
- Powiedziałam mu, żeby dał mi czas… jestem głupia. Ja bez niego nie funkcjonuję, a chciałam czasu, przestrzeni. – zatrzymała się na chwilę i odetchnęła głęboko kilka razy. – To przez tych fałszywych ludzi. Jest ich za dużo. – powiedziała i jej oczy znowu się zamknęły.
- Lara! Nie odchodź. – krzyczałam, a do oczu napłynęły mi łzy. Wykorzystałam moje wszystkie siły i podniosłam Larę, po czym wciągnęłam ją do pokoju i położyłam w łóżku. Przykryłam ją kocem i bardzo szybko zadzwoniłam po karetkę. Przyjechali momentalnie i zabrali ją do karetki. Zamknęłam mieszkanie i pobiegłam za sanitariuszami i pojechałam z nimi do szpitala. Miałam przy sobie telefon Lary. Gdy lekarze ratowali Larę ja próbowałam się dodzwonić z jej telefonu do Harry’ego. Nic z tego. ‘Przepraszamy, wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny, prosimy spróbować ponownie później.’ Niech to szlak. Próbowałam kilka razy. Nic. Zero odzewu. W końcu dałam sobie spokój. Niecierpliwe czekałam na lekarza. Po około dwóch godzinach wyszedł z sali lekarz.
- Jest pani rodziną przywiezionej? – zapytał.
Jak powiem, że nie to nic mi nie powie.
- Tak. Jestem jej kuzynką. Jej rodzice nie żyją i oprócz ciotki, która mieszka w LA, jestem jej najbliższą rodziną.
- W takim razie proszę panią do mnie. Muszę pani wszystko powiedzieć.
Poszłam za lekarzem i weszłam z nim do jego gabinetu.
- Proszę niech pani siada. – powiedział lekarz wskazując na krzesło naprzeciw niego. – Zacznę od początku. Pani kuzynka jest odwodniona, oprócz tego jej organizm podczas nocy stracił wiele ciepła, bardzo dużo, co spowodowało utratę przytomności. Oprócz tego rany cięte na rękach i koło żeber, po lewej stronie. Ubyło jej też sporo krwi, ponieważ, z pewnością pani nie zauważyła tej rany ciętej koło żeber. Była ona bardzo trudna do znalezienia nie oglądając pacjenta. Była ona oczywiście najniebezpieczniejsza, ponieważ została przecięta, choć delikatnie, to jednak doszło do przecięcia żyły, przez co ubyło wiele krwi. Poza tym odwodnienie, utrata ciepła i krwi spowodowały, że serce zaczęło źle pracować. Nie wiemy na chwilę obecną, co jeszcze zostało uszkodzone. Póki co chcemy uzupełnić brakujące płyny w organizmie oraz krew no i oczywiście przywrócić prawidłową pracę serca. Miejmy nadzieję, że nie ma już więcej poważniejszych uszkodzeń. To by było tyle.
- Dziękuję za informację. Chciałabym wiedzieć, jak długo będzie w szpitalu?
- Około tygodnia. Jeżeli gdzieś studiuje, wypiszę informację dla uczelni.
- Tak, na NYADA.
- W tym przypadku muszę wypisać dwa tygodnie wolnego. Bo będzie musiała wrócić do siebie będąc w domu.
- Poproszę, zaniosę na uczelnię tą informację.
- Oczywiście. Już piszę.
Po około dziesięciu minutach otrzymałam informację dla uczelni, którą zaniosę w poniedziałek, gdy tylko pójdę na zajęcia.
- Dziękuję. – powiedziałam i wyszłam z gabinetu ordynatora.
Skierowałam się w stronę sali, gdzie leżała Lara. Weszłam do środka i podeszłam do jej łóżka. Trzymając ją za rękę szepnęłam:
- Wszystko będzie dobrze skarbie. Zobaczysz.


To był najgorszy dzień jaki kiedykolwiek przeżyłam. Jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Przez dwa tygodnie chodziłam do Lary i przygotowywałam jej obiady. Dawałam jej notatki z uczelni, żeby była na bieżąco. Pokazywałam jej też nowy układ z zajęć tańca. Lara była najlepsza na roku, dlatego też w drugim tygodniu, jak już Lara była w domu, nauczycielka tańca, która była zachwycona zawsze zaangażowaniem Lary i jej widoczną pasją podczas zajęć, przyszła nawet do niej do mieszkania dwa razy na trzy godziny i pokazała jej układ. Nie chciała żeby Lara była z tyłu. Nie mogła być, bo za trzy miesiące miała jechać na ogólnokrajowy konkurs tańca.
Lara, choć dalej tańczyła z pasją i ćwiczyła więcej niż kiedyś, jak dla mnie się zmieniła. Spotykałyśmy się i rozmawiałyśmy, ale to już nie była ta sama dziewczyna, którą poznałam. Nie miała życia w sobie. Każdą cząstką siebie tęskniła za nim, a on nawet nie odebrał gdy dzwoniłam do niego, jak Lara była w szpitalu. Jakby przestał się nią interesować. Nie chciałam mówić tego Larze, bo jeszcze bardziej by się załamała. Minął rok, później drugi, ale mimo wszelkich starań, Lara nie była już taka sama jak kiedyś. Choć nie chciałam żeby wiedziała o koncercie 1D w NY, to nie byłam w stanie jej przed tym uchronić. Wielkie bilbordy w NY ogłaszały koncert z nowej trasy. Jestem pewna, że Laura zna każdą nową piosenkę chłopaków. Na pewno. Próbowałam ją odciągnąć od tych myśli na wszelkie sposoby. Raz nawet myślałam, że już się udało. Poznałam ją z moim kuzynem. Wydawało się, że świetnie się ze sobą dogadują, jednak po kilku wspólnych wyjściach i tak nic z tego nie wyszło. Ona po prostu nie była w stanie pokochać kogoś innego. Jej serce było zajęte na wieki.



*oczami Niall’a*

To nie jest już ten sam Harry, którego wszyscy znaliśmy. Całkowicie się zamknął w sobie, mimo że powiedział mi o co chodzi. Pamiętam tylko jego słowa jak wrócił ze spotkania z Larą. ‘Już jestem.’ Tylko tyle, po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju. Patrzeliśmy na siebie, jeden drugiego pytając co się stało. Nie mieliśmy pojęcia, że zerwali, a w zasadzie ‘dali sobie czas’. Tak, ‘dali sobie czas’ o wiele lepiej brzmi niż ‘zerwanie’. Czuliśmy tylko, że coś się stało właśnie między nim, a Larą. Lou próbował z nim pogadać, lecz na próżno, nawet nie wpuścił go do pokoju. Liam i Zayn nie chcieli być nachalni, a ja po prostu wiedziałem, że dziś nie mogę zasnąć, tylko czekać na niego na balkonie, bo zapewne tam wyjdzie, jak będzie mu się wydawało, że wszyscy śpią. Nie tylko on lubi spędzać czas na świeżym powietrzu, gdy coś się stanie. Gdy pozostała trójka odpuściła i poszła spać wyszedłem bardzo cicho na balkon. Na ostatnim piętrze hotelu na szczęście można go otwierać i zamykać z dwóch stron. Usiadłem cicho na fotelu i okryłem się kocem, bo nie było już tak ciepło. Czekałem na Harry’ego. Miałem nadzieję, że tu się pojawi. Około pierwszej nad ranem, gdy już miałem odpuścić, na balkon bardzo cicho wyszedł Harry. Patrzył w niebo cicho płacząc.
- Koniec z wami? – zapytałem go po chwili.
Obrócił głowę w moją stronę, po czym odparł:
- Na to wygląda.
- Nie chcę Cię naciskać, żebyś cokolwiek mi powiedział. Wiedz jednak, że na mnie możesz liczyć, poza tym jak będziesz to trzymał cały czas w sobie to będziesz powoli tracił samego siebie. Jak się wygadasz to chociaż podzielisz się częścią swojego bólu.
Harry popatrzył na mnie, po czym odwrócił głowę. Cicho wstałem i chciałem już pójść do swojego pokoju. Wbrew pozorom, wolałbym już smacznie spać w moim ciepłym łóżku niż marznąć na balkonie.
- Powiedziała, w zasadzie to ja zgadłem, co chce powiedzieć, bo ona nie potrafiła tego wymówić, nie chciało jej to przejść przez usta. Chciała czasu, żebyśmy sobie dali czas, bo ona nie daje rady tak rzadko mnie widywać i do tego ludzie, którzy ją otaczają są fałszywi, przez nią chcą się zbliżyć do nas. Ona to czuje, ale nie potrafi jednak określić, którzy są prawdziwi, a którzy się kręcą wokół niej z naszego powodu.
Spojrzałem na niego. Przez chwilę analizowałem jego wypowiedź. W sumie rozumiem Larę, ale z drugiej strony, skoro go tak kocha, dlaczego chciała przestrzeni. Przecież to niedorzeczne, dali by radę przez te kilka lat. A może nie.. Sam nie wiem. Kilka minut zajęło mi przeanalizowanie wszystkiego w głowie.
- Wiesz co Harry. Dziękuję, że mi powiedziałeś co się stało. Powiem Ci tylko tyle. Wywnioskowałem, że to nie jest wcale koniec, tak jak myślisz. –Harry spojrzał na mnie – Ona naprawdę chce przeanalizować wszystko co jest między wami, przecież nie powiedziała Ci, że to koniec, prawda?
- No nie. Powiedziała tylko, że potrzebuje czasu, ale chce żebym wiedział, że mnie kocha i nigdy nie przestanie.
- Widzisz, czyli jednak ona też nie może wytrzymać bez Ciebie ani chwili, ale będąc daleko będzie jej lepiej ze świadomością, że nie jesteś jej, a ona nie jest Twoja. Nie będzie aż tak tęskniła po pewnym czasie, tylko jak o Tobie gdzieś usłyszy, bądź Cię zobaczy, znów wszystko wróci. Może lepiej, żebyś dał jej tą przestrzeń.
- Czyli mam do niej nie dzwonić, nie pisać?
- Chyba tak będzie lepiej. Tak mi się wydaje. Jeżeli macie być razem to będziecie, mimo wszystko.
Harry spojrzał na mnie, po czym podszedł i przytulił się do mnie. Płakał. Odwzajemniłem uścisk.
- Już nie płacz. – powiedziałem. – Będzie dobrze. Zobaczysz. Teraz chodź spać, bo jutro będziesz nieprzytomny.
Wziąłem go pod ramię i zaprowadziłem do pokoju. Położył się na łóżku, a ja wyszedłem i skierowałem się do swojej sypialni.


Jednak po tym dniu wszystko się zmieniło. Wnioskuję, że tylko fani zauważyli różnicę w zachowaniu Harry’ego, oczywiście oprócz nas i jego najbliższych, bo fotoreporterzy, ani dziennikarze o nic się nie pytali. Jedno szczęście. Chociaż oni nie wchodzili, jak to potrafią, bezczelnie w czyjeś życie w swoich brudnych butach. To już nie był ten sam chłopak co przed tym wydarzeniem. Całą trasę koncertową był nieobecny. Wśród kamer, grał świetnie. Był uśmiechnięty, ale ten uśmiech nie był szczery. Nie było w nim tej prawdy, którą zawsze miał. Harry po prostu umierał z tęsknoty za najważniejszą dziewczyną w jego życiu. Na wszystkie sposoby próbowaliśmy mu pomóc, jednak to nic nie dało. On też się starał dobrze bawić, ale to nie wychodziło. Nawet przestał chodzić na imprezy. Całkowicie stracił chęci do korzystania z życia. Wolał siedzieć w domu i patrzeć na zdjęcia, jej i ich wspólne. Nasi menadżerowie jednak nie mają serca, no w zasadzie ich przełożeni. Nasz nowy album był dla Harry’ego jak drewniana belka wbita w jego serce. Wszystkie piosenki dotyczyły nieszczęśliwej miłości. Każdy z nas taką przeżył, ale Harry, że tak powiem był z nią na bieżąco. Cały czas umierał myśląc o Larze. Kolejna trasa koncertowa była najbardziej emocjonalna ze wszystkich. Po koncercie nasz przyjaciel nagrywał wypowiedzi wybranych przez niego fanek. Wszystkie płakały wychodząc z koncertu i najczęściej mówiły: Jeszcze tak bardzo wzruszającego koncertu One Direction nie było nigdy. Nie wiemy, czy to teksty tych piosenek, czy przekaz chłopaków podczas koncertu, ale po prostu nie dało się nie płakać. Harry próbował zachowywać się normalnie, w końcu nie widzieli się już dosyć długo, prawie dwa lata. Nawet próbował spotykać się z pewną młodą modelką. Wyglądało jakby naprawdę mieli się ku sobie. Ona z pewnością, ale on po jednym ze spotkań stwierdził, że to nie to czego szuka i odpuścił. Wiedziałem, że miłość do Lary nigdy się nie skończy. Choć Harry próbował z tym walczyć, to nie potrafił z tym wygrać. Takie uczucie nie przestaje trwać. Oni dalej cierpią, choć nie pokazują tego na zewnątrz. Staliśmy w czwórkę w studiu i słuchaliśmy skończonej piosenki dla Perrie z okazji ślubu. Tak, na dniach będą się pobierać. To dopiero będzie dzień. Pełen wrażeń. Spojrzałem na Harry’ego, który siedział odwrócony do nas tyłem. Siedział z zamkniętymi oczami, skulony w kłębek. Podszedłem cicho do niego nic nie mówiąc. Nie chciałem żeby mnie usłyszał i zauważył. Usłyszałem jak nuci piosenkę, a gdy się skończyła mówi:
- Nie powinienem pozwolić Ci odejść Lara. Bez Ciebie umieram. Kocham nad życie. Oddam wszystko by być z Tobą.. – zamilkł na moment. – Czemu ja mówię do siebie! Już kompletnie zwariowałem.

Spuściłem głowę i posmutniałem. Biedny Harry. Nie potrafi sobie wybaczyć, że pozwolił jej odejść. Mam nadzieję jednak, że wszystko się ułoży. 










____________________________________________________________
Czytasz - komentuj! 
Zbliżamy się powoli do końca, jednak to jeszcze nie koniec tej historii! Daj mi motywację poświęconą przez Ciebie chwilą na napisanie komentarza ;) Naprawdę ich potrzebuję. 

czwartek, 5 września 2013

XXII. You found a place in my heart, from the first moment I saw you

LA przywitało nas jak zwykle piękną pogodą. Tutaj chyba nigdy nie jest brzydko. Deszcz pada bardzo rzadko, więc nikt nie narzeka na brak pogody. Można jedynie narzekać na to, że non stop jest gorąco. Oprócz pięknej pogody przywitały nas również tłumy fanów One Direction. Dziwnie się czułam idąc przez tłum nastolatek skandujących nazwę zespołu, a następnie imiona każdego chłopaka z osobna. Czułam się jak niepasujący puzzel układanki. To nie był mój świat, mimo że weszłam w niego jeszcze przed poznaniem Harry’ego. Przecież gdy pokazywałam się z ciotką było podobnie. Jedyną i najważniejszą różnicą jest to, że pokazując się z ciotką nie jestem narażona na nienawiść tłumu. Nikt mi nie zazdrości aż tak bardzo, że „lansuję” się z ciotką, wśród gwiazd. Natomiast wychodząc gdzieś z Harry’m, czy z całą piątką, jest to już wyzwanie. Niektóre ich fanki są naprawdę bardzo bezczelne i niemiłe, delikatnie mówiąc. Czasami zastanawiam się czy wracając do Harry’ego nie popełniłam błędu. Nie jestem jeszcze gotowa na konfrontacje z jego zakochanymi fankami. Może postąpiłam zbyt pochopnie. Nie powinnam podejmować tak trudnej decyzji tak szybko, prawie bez zastanowienia. Nie chodzi o to, że go nie kocham. Oj nie. Nic takiego. Jest moją pierwszą miłością i zawsze nią będzie. Chodzi mi o to, że postąpiłam zbyt pochopnie. A może nie? Może boję się wszelkiej nienawiści, którą mogę otrzymać od jego fanek? Może boję się właśnie tego. Nie chcę znowu być znienawidzona. Już zbyt dużo nienawiści otrzymałam w moim życiu. Zdecydowanie mi wystarczy. Jednak z drugiej strony, dla miłości warto się poświęcić. Nie jedna z nich dałaby się pokroić, tylko po to, by móc być z jednym z nich. Wydaje mi się, że zrobiły by wszystko, gdyby wiedziały, że mają choć cień szansy.

Moje życie jest bardzo pokręcone od samego początku. Czyż nie mówię prawdy? Oczywiście, że tak. Do niedawna siedziałam w Warszawie i męczyłam się w liceum. Żyłam tam z dnia na dzień. Nigdy nie chciałam żeby czas stanął choć na chwilę w miejscu. Jednak po maturze wszystko się zmieniło. Gdy spędzałam czas z rodzicami było mi bardzo dobrze, szczególnie w dzień otrzymania listu z NYADA. Jednak dzień później moje życie legło całkowicie w gruzach. Myślałam, że już nigdy nie będzie dobrze. Byłam na skraju załamania. Pozbawiona dachu nad głową, z burczącym brzuchem, błąkałam się po mieście. Późniejsze wydarzenia wydają się prawie nierealne, jakby były z bajki. Ciotka, wylot do LA, poznanie księcia z bajki. Tak było… do czasu, gdy książę z bajki nie okazał się członkiem najsławniejszego boyband’u na świecie. Życie w świetle reflektorów nie jest wcale takie wspaniałe. Jest, wydaje mi się, gorsze niż życie w biedzie. Sama nie wiem co już mam w ogóle myśleć. Przeszłam z koszmaru w bajkę. Tak by powiedzieli ludzie z zewnątrz. Nie powiem, że moje życie zmieniło się z bajki w koszmar, ale na pewno niewiele się zmieniło. Nienawidziła mnie tylko moja klasa, teraz nienawidzą mnie miliony fanek kochających się w Harry’m. Miałam wspaniałych rodziców, teraz mieszkam z wspaniałą kobietą, ale tylko ciocią. Nie miałam zbyt wiele pieniędzy, teraz jest ich aż w nadmiarze. Jak dla mnie to życie przegrywa z byłym 2:1.

Czasem zastanawiam się, dlaczego większość swoich myśli zapisuję w moim zeszycie, przecież są one narażone na ujrzenie światła dziennego. W sensie, chodzi mi o to, że ktoś nieproszony przeczyta wszystko co w nim zapisałam. Boję się tego. Naprawdę. Mam jednak nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. Oby.
Zamknęłam zeszyt i schowałam go pod specjalnie zrobione drugie dno w szufladzie mojej półki. Sama je zrobiłam. Takie samo miałam w moim biurku w Wa-wie, jak jeszcze mieszkałam z rodzicami. Tylko, że wtedy chowałam tam pieniądze na czarną godzinę, a teraz chowam w takie miejsce mój ściśle tajny notatnik.
Wstałam z podłogi i wyjrzałam przez okno w pokoju. Spojrzałam na ocean. Tęskniłam za tym widokiem i za tym miejscem. Przecież to tutaj poznałam Harry’ego, miłość mojego życia. Wyszłam na balkon. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do pokoju. Zeszłam na dół i skierowałam się do wyjścia na plażę. Gdy przekroczyłam próg zobaczyłam całą piątkę biegającą po piasku i kopiącą piłkę do nogi. Stanęłam koło drzewa i oparłam się o nie. Skrzyżowałam ręce i przyglądałam się pełnym życia chłopakom. Niesamowite, że oni są sławni. Dla mnie oni są tacy normalni, jakby nie byli sławni. Bycie w świetle reflektorów wcale ich nie zmieniło. Zachowują się jak normalni chłopcy w ich wieku. I właśnie to jest w tym najpiękniejsze. Oni są normalni. Nie ma w ich zachowaniu niczego sztucznego, oni cali są prawdziwi. Nic nie udają, bo nie muszą. Chyba za to, tak ludzie ich uwielbiają. Za tą prawdę podczas wypowiedzi i w ich zachowaniu. Bardzo cenię w ludziach prawdę. Chyba dlatego ich tak bardzo pokochałam. Harry to moja wielka miłość i nie chciałabym być z nikim innym, a pozostała czwórka jest dla mnie jak bracia, jak starsi bracia, bo są starsi. Straciłam jednego, a zyskałam czterech. Oczywiście nie zastąpią mojego prawdziwego brata, nigdy, ale dzięki nim czuję się o wiele lepiej. Pomagają mi każdego dnia. Wiem, że mogę na nich liczyć w trudnych chwilach. Nie tylko na Harry’ego. Bardzo lubię rozmawiać z Niall’em. Świetnie mi się z nim rozmawia, jest idealny w pocieszaniu. Z Lou można się pośmiać. Kiedy jestem smutna zawsze mnie rozśmieszy. Liam zawsze idealnie doradzi, a Zayn wysłucha nic nie mówiąc, ale na końcu odpowie krótko, ale treściwie, zawsze na temat. Harry… mój Harry, zna mnie najlepiej i z nim nawet milczenie jest idealne. On wie, kiedy jestem smutna i kiedy mam dobry humor. Kiedy tęsknię i kiedy jestem zła. Zna mnie na pamięć. Nic nie muszę mu mówić, a on i tak wie o co chodzi.  

Patrzałam na nich non stop się uśmiechając. Biegali po plaży jak banda pełnych sił dzieciaków. To prawda, że mają jeszcze czas na bycie dorosłymi. Dosłownie. W ich wypadku wiek to tylko liczba. Nie zwracają uwagi na to ile mają lat. Zachowują się tak, jak chcą. Kiedy trzeba potrafią zachować się dojrzale, ale w chwilach takich jak ta szaleją jak małe urwisy. I to jest w nich najwspanialsze. Za to są tacy kochani.
Nagle piłka podleciała pod moje nogi. Spojrzałam na nią, a później na chłopaków, którzy mi pomachali.
- Lara! Podaj! – krzyknął Lou.
- Jasne, momencik. – zaśmiałam się.
Przebiegłam kawałek z piłką po czym kopnęłam ją prosto do Lou. Chłopcy spojrzeli na mnie.
- Gramy trzy na trzy. – odezwał się znowu Lou. – Laruś, co Ty na to?
- Lara ma z nami grać? – powiedział Harry. – Jeszcze się coś jej stanie.
- O mnie się nie martw kochanie. Martw się o siebie raczej. – zaśmiałam się.
- Ok. Ok. – zaśmiał się Harry.
- Ja biorę do swojej drużyny Larę. – krzyknął Lou. – Kto jest jeszcze z nami?
- Wiadomo, że ja. – powiedział Niall.
- Może być. – odparł Harry. – Ja, Zayn i Liam przeciwko waszej trójce. No w zasadzie dwójce.
- Dwójce?! – krzyknęłam. – Mówisz tak, bo jestem dziewczyną? Wstydź się. Nie wiesz jeszcze, co dziewczyny z Polski potrafią. Zdziwisz się. To do ilu gramy?
- Do pięciu zdobytych bramek. – powiedział Lou.
- Spoko. Skopiemy im tyłki chłopaki. – zaśmiałam się.
- No wiadomo. – zaśmiał się Niall.
Zaczęliśmy. Walka była na całego. Gdy było 4:4 wszyscy zaczęli grać jak najlepiej, a zarazem wszyscy zaczęli kantować na wszelkie strony, by tylko wygrać. Piłka była w grze. Miałam ją. Właśnie biegłam z nią w stronę przeciwnika. Jednak ktoś mnie krótko mówiąc podkosił. Spojrzałam na oszukującego. No tak. Kto inny mógłby tak zrobić. Tylko Harry. Spojrzałam na niego wkurzonym wzrokiem.
- Podkaszając mnie wybiłeś w aut. I tak moja piłka. – wytknęłam mu język.
- Oj nie bądź zła. To tylko gra.
- Jasne, jasne. – zaśmiałam się. – Lou, Niall. Teraz nasz trick.
- Ok Lara. Zaczynaj.
Spojrzałam w oczy Harry’emu, zagryzłam wargę i uśmiechnęłam się do niego.
- Dam Ci buziaka, ale zamknij oczy skarbie. – szepnęłam do niego.
Harry spojrzał na mnie z uśmiechem i zrobił to o co go prosiłam. Gdy tylko zamknął oczy opuściłam piłkę tuż za niego i ruszyłam biegiem w stronę bramki gdzie był Liam i niedaleko niej Zayn. Podałam piłkę do Niall’a, a on następnie do Lou, który był już niedaleko bramki.
- Harry, kurwa! Coś Ty narobił. – krzyczał Zayn. – Ruszaj się i goń Larę, zaraz Lou jej poda.
Spojrzałam w stronę Hazzy i zaczęłam uciekać w stronę bramki. Lou podał mi piłkę, a ja w pędzie kopnęłam ją prosto między nogi stojącego na bramce Liam’a. Tak! Wygraliśmy.
- Yay!!! Wygraliśmy! I co? Zatkało? – zaśmiałam się patrząc na Harry’ego.
- Zatkało, zatkało. – powiedział Harry, po czym odwrócił się i skierował się w stronę domu.
- Oj. Ktoś tu chyba się obraził. Czyżbyś strzelił focha kochanie?
- Nie skądże.
- To znaczy, że tak. Chodź tutaj na chwilę, albo poczekaj na mnie.
Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie.
- No co chcesz? – zapytał naburmuszony.
Spojrzałam na niego z uśmiechem. Lekko stanęłam na palcach i pocałowałam go w czubek nosa, po czym zeszłam niżej, wprost na jego usta. Złożyłam na nich bardzo czuły pocałunek. Przechyliłam jego głowę lekko w dół i szepnęłam mu do ucha:
- Nie ważny wynik. Dla mnie to Ty będziesz zawsze zwycięzcą.
Odeszłam od niego i ruszyłam w stronę domu. Hazz złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Wiesz, że nie potrafię się na Ciebie gniewać?
- Naprawdę? – zaśmiałam się. – Nie zauważyłam.
- No to Ci mówię. – posłał mi przeuroczy uśmiech ukazujący jego dołeczki, po czym lekko schylając głowę pocałował mnie bardzo namiętnie.
Otwierając powoli oczy spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
- Ja też nie potrafię się na Ciebie gniewać, choćbym chciała. Wiesz?
- Wiem. – zaśmiał się.
- Dobra zakochańcy. Koniec tego migdalenia się. – zaśmiał się Lou.
- A Ty jak z El jesteś to się nie zastanawiasz, czy w pobliżu ktoś z nas się nie kręci.
- To co innego.
- No tak. Oczywiście. – powiedział Harry.
- Jemu wszystko wolno. – zaśmiałam się. – Przecież to Louis Tomlinson. No halo!
- Właśnie. Lara ma rację.
- Jak zwykle przecież. – powiedziałam.
- No wiadomo. – zaśmiał się Lou.
- Prawidłowo. – powiedziałam. – A teraz po tak wyczerpującym meczu zapraszam na obiadek.
- Jedzenie! W końcu. – krzyknął Niall. – Za to ja Cię kocham.
- Oj, dziękuję Niall.
- Nie podrywaj mojej kobiety. – powiedział Harry.
- Chill out Hazz. – spojrzałam na Harry’ego. – Nie przesadzaj. Twoi przyjaciele są dla mnie jak bracia, ja też ich kocham. Przecież o tym wiesz.
- No wiem, wiem. To było tylko dla zabawy.
- Oby. – zmierzyłam go wzrokiem, po czym się do niego uśmiechnęłam.
Poszliśmy zjeść obiad. Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu filmów. Taki mały seans filmowy z chłopakami. To ostatni dzień spędzony w ich towarzystwie.

Z samego rana wylatywali do Londynu. Niestety takie ich życie, że musieli wracać i nagrywać kolejny album. Niedługo też ruszają w trasę koncertową. Nasz związek opiera się na rozmowach przez telefon i na Skype oraz na sms’owaniu. Tak niewiele, chociaż dobrze, że tyle.

*miesiąc później*


NYADA, Nowy Jork. Szkoła marzeń, miasto marzeń, a ja w nim. Tylko, że sama. Bez niego. Bez najważniejszej osoby w moim życiu. Nasz kontakt jest bardzo słaby, choć staramy się jak możemy. Próbujemy znaleźć choć minutę wolnej chwili by do siebie zadzwonić, lecz często to nie wychodzi. Ja śpię, gdy on pracuje, on śpi gdy ja pracuję. Mijamy się dzień w dzień. Czasami na zmianę zarywamy nocki by chociaż przez chwilę porozmawiać na Skype, chociaż widzimy się tylko na ekranie jest to lepsze niż nic. Nie mam pojęcia czy dam radę tak dalej to ciągnąć. Tęsknię za nim jak wariatka. Nie potrafię nie myśleć o nim chociaż raz w ciągu dnia. Ale co z tego? Co z tego, skoro nasz kontakt jest strasznie słaby. Nie jest tak jak miesiąc temu. Kiedy byliśmy razem. Kiedy mogliśmy się dotknąć, albo chociaż popatrzeć na siebie. Ja tak nie potrafię. Nie dam rady tak dłużej. Może lepiej będzie jak się rozstaniemy.. Może wtedy dam radę żyć z dnia na dzień w tym świecie. Bo teraz, póki jesteśmy razem, jest mi bardzo trudno. Nie tylko z powodu naszej rozłąki. Wokół mnie krąży pełno fałszywych ludzi. Pragnących tylko przeze mnie zbliżyć się do chłopaków. To naprawdę męczące. Tyle kłamstw wokół. Ja tak nie potrafię. Boję się naszego jutrzejszego spotkania. Tak, widzimy się jutro bo już zaczęła się trasa i właśnie przylatują do USA. Zaczynają od NY. Dlaczego boję się spotkania? Dlatego, że boję się mu powiedzieć, że tak dłużej nie dam rady, że to chyba koniec. Nie wiem w ogóle jak mam mu to powiedzieć. To jest gorsze niż zabicie się w tym momencie. Nie chcę go krzywdzić. Wydaje mi się, że będziemy, mimo wszystko, lepiej funkcjonować. Będzie lepiej. Mam nadzieję. Wolałabym zginąć niż się z nim jutro spotkać. Naprawdę.

Zajęcia na uczelni minęły w mgnieniu oka. Jak zwykle. Wychodząc z uczelni usłyszałam krzyk ludzi. Tak jakby pojawił się ktoś sławny. Gdy minęłam drzwi wyjściowe i znalazłam się na świeżym powietrzu zobaczyłam ogromną grupę dziewczyn, i nie tylko, stojącą wokół kogoś. Nagle usłyszałam znajomy głos.
- Przepraszam. Przepuście mnie, bo muszę iść po moją ukochaną.
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale od razu pomyślałam sobie o tej okropnej rzeczy, o której chcę dzisiaj mu powiedzieć. Nagle z tłumu ludzi wyłonił się Harry. Ubrany był w białą koszulkę, na którą miał narzuconą koszulę w kratę, a na niej miał jeszcze narzuconą jeansową kurtkę. W jego lokach widniała przewiązana biała chustka z czarnymi wzorkami. Oprócz tego miał ubrane czarne jeansy, a na stopach swoje ukochane brązowe buty. Podszedł do mnie z uśmiechem i pocałował mnie czule. Uśmiechnęłam się do niego. Gdy tłum powoli się rozchodził ujrzałam czarnego chopper’a.
- Przyjechałeś nim po mnie? – zaśmiałam się.
- Oczywiście. Dlaczego pytasz?
- Nie nic. Po prostu zdziwiona jestem.
- Zabieram Cię gdzieś. Siadaj.
- Ok. – uśmiechnęłam się i usiałam za Harry’m. Objęłam go od tyłu bardzo mocno i Harry ruszył w drogę.

Gdy zajechaliśmy na miejsce zamarłam w bezruchu. Ujrzałam przepiękny widok. Cały NY oświetlony, a my staliśmy na wzgórzu, w prawdzie niewielkim, ale jednak. Łzy napłynęły mi do oczu. Jednak miałam rację, że wolę zginąć niż powiedzieć mu, że powinniśmy dać sobie teraz przestrzeń. Jestem największą idiotką. Na pewno ludzie będą tak o mnie mówić, ale co ja zrobię skoro wydaje mi się, że bez tej świadomości, że on jest moim chłopakiem będzie mi lżej, a i on będzie mógł się skupić na karierze i fanach. Spuściłam głowę i delikatnie pociągnęłam nosem.
- Stało się coś? – zapytał z troską Harry.
- Nie nic. Tu jest tak pięknie. Wzruszyłam się widząc ten przepiękny krajobraz.
Harry nic nie odpowiedział. Siedzieliśmy jakiś czas w ciszy obok siebie. Słuchaliśmy jedynie swoich oddechów i bicia serca. Próbowałam zapamiętać wszystko co z nim związane. Jego zapach, jego zielone tęczówki wpatrujące się we mnie z taką czułością, jak żaden człowiek wcześniej. Tak, on był, jest i będzie tym jedynym. Tylko ja nie dam rady być tak daleko od niego i żyć z tym. Niestety jestem zbyt słaba. Próbowałam zapamiętać jego czuły dotyk wędrujący po mojej dłoni, jego śmiech i dołeczki w policzkach. Jego nieokiełznane loki, które sprawiały, że chcesz je non stop dotykać. Na wieki chciałam zapamiętać też to co najważniejsze, jego smak. Smak jego ust i sposób w jaki mnie całował. To idealne połączenie czułości z namiętnością. Tego się nie da zapomnieć. To wszystko jest jak narkotyk.. pragniesz tego non stop choć nie możesz tego mieć każdego dnia, a gdy już to dostajesz nie chcesz tego oddać za  żadne skarby świata.


[zanim przeczytasz dalszą część włącz te 2 linki: 1. oraz 2.]


Po długim pobycie poza miastem ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania, jednak nie weszliśmy do środka. 
Było już późno i nie kręciło się wokoło już tak wielu ludzi. Poszliśmy na spacer w stronę parku. W końcu stanęłam i puszczając rękę Harry’ego odwróciłam się do niego plecami. Moje oczy zaczęły zachodzić łzami. Nie potrafiłam powstrzymać się od płaczu. Chciałam umrzeć w tym momencie.
- Co się stało? – powiedział Harry, po czym poczułam jego czuły dotyk na moim ramieniu. – Dlaczego się zatrzymałaś? Kochanie, co jest?
Był taki czuły. Taki kochany. Był mój… Nie potrafiłam mu tego powiedzieć.
- Popatrz na mnie skarbie i powiedz choćby najgorszą prawdę.
Odwróciłam się do w jego stronę. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego zielone tęczówki moimi pełnymi łez oczami.
- Prawda jest taka, że w tym momencie wolałabym umrzeć niż Ci to mówić. – zaczęłam.
Harry wyglądał tak jakby wiedział o co chodzi. Posmutniał.
- Nie chcę tego mówić, ale muszę. Powinniśmy …. Powinniśmy. – zatrzymałam się znowu.
- Dać sobie czas. – powiedział Harry.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- To chciałaś powiedzieć prawda?
Kiwnęłam głową i zaczęłam głośno płakać.
- Przepraszam Cię. – zaczęłam. – Ale ja tak nie potrafię. Jesteś tak daleko ode mnie. Ja jestem tutaj sama. Już w tym momencie tęsknię za Tobą jak wariatka, ale musimy dać sobie czas. To chyba najlepiej nas sprawdzi. Czy naprawdę siebie chcemy. Co ja w ogóle mówię. Ja Ciebie chcę i to bardzo, ale po prostu to wszystko mnie przerosło. Życie w ciągłym stresie, że jak zrobię coś źle to Twoi fani odbiorą to w zły sposób i znienawidzą mnie, jeżeli oczywiście jeszcze tego nie zrobili. Ludzie chcą się ze mną zadawać, tylko dlatego, że mam Ciebie. Nie dla mojej osoby. Zadają się ze mną po to, by poznać Ciebie, a to boli, choć z drugiej strony im się wcale nie dziwię. Chcą poznać swojego idola i polansować się trochę wśród gwiazd… No..
- Ciii. – przerwał mi Harry, przykładając mi delikatnie do ust palec. – Nic nie mów. Całkowicie Cię rozumiem. Jednak bardzo mnie to boli. Mimo to dam Ci czas. Mi też się przyda. Sprawdzę się, czy potrafię bez Ciebie wytrzymać. Chociaż bardzo w to wątpię. Z góry zakładam, że już przed zaśnięciem do Ciebie napiszę, jak to bardzo Cię kocham i jak mocno tęsknię za Tobą.
Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami. I podeszłam bliżej. Wtuliłam się w niego. Staliśmy tak przez chwilę.
- Zawsze będę Cię kochała. Pamiętaj o tym. – spojrzałam na niego. Poczułam na nosie spadającą kroplę deszczu.
- Oczywiście, że będę pamiętał. Ty też o tym pamiętaj, że Cię kocham. Nigdy nikogo tak nie pokocham.

Schylił się. Nasze twarze się spotkały. Nasze oczy były na tym samym poziomie. Patrzyły na siebie zeszklone od łez. Jego zielone oczy wpatrywały się teraz w moje niebieskie tęczówki. Nasze nosy dotykały się delikatnie. Słychać było nasze oddechy, które miały ten sam rytm. Chwila uniesienia i nasze usta złączyły się znowu w najwspanialszym pocałunku. Nie chciały się rozłączyć nawet w momencie, gdy zaczął padać deszcz. Z początku powoli, a następnie coraz mocniej. Jednak to jakby nie dochodziło do naszych myśli. Teraz wszystko było skupione na chemii między nami. Na tym pocałunku-pożegnaniu, który jest pełen bólu, a zarazem pełen nadziei i miłości jaką siebie wzajemnie darzymy. W końcu deszcz stał się jeszcze mocniejszy. Gdy tylko oderwaliśmy się od siebie odsunęłam się od Harry’ego. Chciałam już odejść. Moje serce tak bolało jakby się rozleciało na miliony maleńkich kawałeczków, które się pogubiły i tylko Harry jest w stanie je odnaleźć i skleić w całość. Spojrzałam w stronę Harry’ego powoli się oddalając.
- Nie ważne czy będziesz miała kogoś innego. – usłyszałam Harry’ego. – Ja będę czekał i to ja będę tym ostatnim. – było słychać jak łamie mu się głos. – Zawsze będziesz tą jedyną, która znalazła miejsce w moim sercu od momentu gdy tylko ją ujrzałem. Kocham Cię na zawsze. Jestem tylko Twój.

Odchodziłam. Oprócz deszczu, łzy rozmazywały mi oddalającą się postać Harry’ego. Gdy tylko zniknął uciekłam prędko do mieszkania. Zamknęłam drzwi i padając na podłogę zaczęłam płakać. 












______________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Dziękuję za cierpliwość. Kompletnie nie miałam weny, dlatego tak długo nie dodawałam 22 rozdziału. Wybaczcie kochani. Mam jednak nadzieję, że podoba się powyższy rozdział. Dajcie znać w komentarzach.
P.S. To jeszcze nie koniec historii ;) Mam nadzieję, że się cieszycie. Xx