Dwa lata. Wieczność. Dwa lata pustki. Blizny z tego dnia
zostały. Nie tylko te zrobione przeze mnie. Choć te na rękach są już niemal
niewidoczne, za to ta przy żebrach jest bardzo widoczna. Jednak największa
blizna jest na moim sercu, ale ta blizna się nie zrośnie bez niego. Tylko jego
miłość potrafi zdziałać cuda. To ona spowoduje, że znowu się uśmiechnę. Już
nigdy nie powiem, że chcę czasu. Nigdy. Ale czy on dalej mnie kocha? Czy chce
być dalej ze mną? Może znalazł sobie kogoś, kto idealnie skleił jego serce. Ciągle
nie mam pojęcia w jaki sposób dałam radę przeżyć te dwa lata. To był najgorszy
czas w moim całym życiu. Sądziłam, że strata rodziców, czy brata boli
najmocniej. Teraz jestem pewna, że to nie prawda. Najbardziej boli strata
osoby, którą się kocha, którą wybierasz sam. Przecież rodziny się nie wybiera,
a osobę, z którą się chce przeżyć resztę życia tak. Byłam głupia. Moda i
głupia. Chcę żebyś dał mi czas. Co za idiotka to powiedziała?! A no tak, to
byłam ja. Nienawidzę siebie. Nienawidzę mojego myślenia. O co mi chodziło gdy
mówiłam potrzebuję czasu. Wokół mnie kręcą się ludzie, którzy są fałszywi, chcą
tylko zbliżyć się Ciebie, mnie wykorzystują w tej kwestii. Zachowałam się
jakbym nie miała serca. No i co, że ja też cierpiałam? Przeze mnie cierpiała
najważniejsza osoba w moim życiu – Harry. Czyż to nie jest samolubne
zachowanie? No błagam, oczywiście, że tak. Wątpię, że wybaczy mi te moje
idiotyczne pomysły. Na samą myśl o nim moje serce łomocze jak szalone, a co
dopiero gdy go zobaczę, usłyszę. Nie wyobrażam sobie, czy mogę mu spojrzeć w
twarz. Czy ja tak mogę po prostu jakby nigdy nic powiedzieć do niego ‘Cześć’.
Nie mogę! Ja go zraniłam. To wszystko moja wina. Nie spędziliśmy jeszcze nigdy
razem żadnych świąt, bo rozstaliśmy się jeszcze przed grudniem 2013. Teraz mamy
grudzień 2015. Dzisiaj 23. Jutro wigilia. Już nie taka sama jak w Polsce, ale
cóż. Licząc, to minęły mi samotnie aż trzy razy święta Bożego Narodzenia i dwa
razy Nowy Rok. W LA nie da się odczuć magii świąt, nie ma tutaj śniegu. Jeszcze
3 dni temu byłam w NY, a tam całe miasto zasypane. Niewiarygodne jaka różnica,
a w tym samym kraju. Może i jestem głupia, ale zawsze jak szłam kupować
prezenty na święta, to kupowałam też coś dla Harry’ego, ale dwa ostatnie
wyrzuciłam i zarzekałam się, że już więcej nic dla niego nie kupię. Jednak nic
z tego, w tym roku też mu kupiłam prezent. W zasadzie sama go zrobiłam. Kupiłam
tylko materiał i z niego uszyłam poszewkę na poduszkę, a na niej wyszyłam nasze
inicjały i serduszko. Wepchałam w nie pierze i zrobiłam poduszkę. Głupia
jestem, wiem. Nie powinnam mu w ogóle jej dawać. Nie mogłam myśleć o niczym ani
nikim innym, tylko o nim.
Zamyślona patrzyłam na zaproszenie, które od miesiąca
leży u mnie w sypialni. Zaproszenie na ślub Perrie i Zayn’a. Tak. To właśnie za
trzy dni powiedzą sobie sakramentalne ‘tak’ i złączą się ze sobą na wieki, póki
śmierć ich nie rozłączy. Perrie dzwoniła do mnie kilka razy i pytała czy
przyjadę. Prawda jest taka, że powinnam dać jej odpowiedź tydzień temu, ale
powiedziałam, że zadzwonię później, a dokładniej dziś. Mówiąc nie i nie
przyjeżdżając skreślę całą przeszłość i wątpię, że będę mogła do niej
kiedykolwiek wrócić. Mówiąc tak i lecąc na ślub mogę zobaczyć czy jeszcze mam
do czego wracać, właściwie czy mam do kogo wracać. Co mam zrobić? Lily mówi, że
mam lecieć! Mówi, że jestem głupia, że się tak męczę i nie dzwonię do Harry’ego.
Ciotka też namawia mnie żebym leciała. Ja jestem zagubiona w tym wszystkim. Dostałam niedawno
wiadomość od jednej fanki Harry’ego na twitterze. Napisała twittlongera w
imieniu Directioners: ‘Zapewne dziwisz
się, że do Ciebie piszemy. Jako fanki One Direction jesteśmy ze wszystkim na
bieżąco. Pewnie dostałaś zaproszenie na ślub, bo jesteś ich przyjaciółką,
dlatego bardzo Cię proszę Lara. Z całego serca. Leć na ślub Perrie i Zayn’a.
Spotkaj się z Harry’m, on bez Ciebie umiera. Wcale się do nas nie zbliżył, gdy
Cię stracił. Myślałyśmy, że gdy nie będziecie razem wszystko wróci do normy, myślałyśmy,
że Ty nie dajesz mu szczęścia. Teraz przepraszam w imieniu nas, Directioners.
Chcemy Was z powrotem. Chciałyśmy mieć Larry’ego i będziemy miały.
Lara+Harry=Larry J Cóż za zbieg okoliczności.
Nieprawdaż? Błagam Cię! Zastanów się nad tym. Kochamy Cię. Directioners. XOXO’
Szczerze mówiąc byłam w szoku, gdy na twitterze dostałam
wiadomość, a w niej był ten twittlonger, podany przez miliony fanek. Błagam,
nagle taka zmiana? Czyż to nie dziwne? Może i nie. Skoro Harry się tak od nich
oddalił, na pewno źle się z tym czują. Biedne. Wiem, że go kochają bardzo
mocno. Może jednak pojadę na ten ślub. Przecież sama chcę się z nim spotkać.
Tęsknię za nim BARDZO, BARDZO mocno. Naprawdę chciałabym go zobaczyć i
przytulić. Wzięłam telefon z półki. Weszłam w kontakty i wyszukałam numer do
Perrie. Popatrzyłam na ten kontakt, chwilę się wahając, ale w końcu nacisnęłam
słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha i usłyszałam pierwszy sygnał. Czekałam
jeszcze moment, gdy nagle usłyszałam głos Perrie po drugiej stronie.
- Cześć skarbie! W końcu dzwonisz. Nie mogłam się doczekać,
aż zadzwonisz i powiesz mi mam nadzieję dobre wieści.
- Hej kochanie. – odetchnęłam. – Więc… - zatrzymałam się na
chwilę.
- Nie mów, że nie przyjedziesz.. – usłyszałam smutek w
głosie Perrie. – Jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam, dla
Zayn’a też jesteś jak siostra. Ślub bez siostry, błagam Cię.
- Powiedz jej, że ma przyjechać. – usłyszałam głos Debbie,
mamy Perrie.
- Dokładnie i niech się nie wykręca. – krzyknęła Katherine,
jej przyjaciółka.
- Pewnie słyszałaś. – zaśmiała się Perrie. – To jak skarbie?
- Właściwie nie dałaś mi dojść do słowa. – zaśmiałam się
lekko. – Dzwoniłam tylko dlatego, żeby Ci powiedzieć, że będę.
- Naprawdę?! – usłyszałam radosny krzyk.
- Tak. Jutro wylatuję z samego rana. Poza tym wesołych świąt
Wam życzę. – zaśmiałam się po raz kolejny.
- Yay!! – cieszyła się Perrie. – Mama po Ciebie wyjedzie na
lotnisko, albo ja. Mam nadzieję, że nie zasypie i że bez problemu wylądujesz. Nie
wiem. Dziękujemy za życzenia. Największym prezentem będzie jak Cię jutro
zobaczę.
- Może lepiej Twoja mama, obejdzie się bez zbędnych zdjęć.
Nie zasypie nie martw się. – zaśmiałam się.
- No dobrze. W takim razie do jurta wieczorem, bo tak mniej
więcej będziesz. Zrobimy sobie świąteczny wieczór panieński. – zaśmiała się.
- Oczywiście. Dobra kochanie, kończę. Do jutra. Buziaczki.
Kocham Cię. Wesołych świąt jeszcze raz.
- Ja Ciebie też kocham Laruś. Do jutra. Już się nie mogę
doczekać. Jestem taka szczęśliwa. Wesołych, wesołych. Pa, pa.
- No pa.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon z powrotem na półkę. Zastanawiałam
się, czy dobrze zrobiłam. Przerwę między świętami Bożego Narodzenia, a Nowym
Rokiem spędzę w Londynie, pięknie. Milion myśli na minutę. Ślub w drugi dzień
świąt. Będzie tak magicznie w kościele. Tak rodzinnie. Z pewnością. Debbie się
postara jak zwykle. Nagle rozbrzmiał w moich uszach dzwonek telefonu. ‘More
Than This’ niezmiennie od dwóch lat.
- Tak? – odebrałam podnosząc słuchawkę i nie patrząc kto
dzwoni.
- Cześć Laruś! – usłyszałam głos Anne.
- Witaj Anne! – powiedziałam. Dzwoniła co roku na święta i w
nowy rok. Nie zapomniała. Zawsze dzwoniły razem z Gemmą.
- Wesołych Świąt skarbie. Nawet nie wiesz jak za Tobą
tęsknimy, a szczególnie on. – powiedziała Anne. – Tak bardzo chciałybyśmy Cię
zobaczyć.
- Dziękuję za życzenia! Też tęsknię. Wiem co czujecie i co
czuje on.
- I tak od tych dwóch lat nic nie rozumiem. Nie wiem co się
stało. Choć chciałabym wiedzieć, nie naciskam na niego.
- Lepiej nie wiedzieć, to zbyt zamieszane. – powiedziałam. –
Niestety muszę kończyć bo pora spać. Do zobaczenia. Wesołych jeszcze raz.
- Wesołych skarbie. Pa. – powiedziała Anne po czym się
rozłączyła.
Wysłałam jeszcze wiadomości z życzeniami do Lily, Eleanor,
Danielle i Sophie no i oczywiście do chłopców, oprócz Harry’ego. Choć chciałam
w zeszłym roku się z nim skontaktować okazało się, że zmienił numer. To wszystko
przeze mnie. Nie wybaczę sobie tego. Jeżeli on mi nie wybaczy, tym razem ze
sobą skończę na dobre.
Przebudziłam się po szóstej. Bardzo wcześnie jak na mnie,
ale jakoś nie mogłam spać. Wstałam. Dopakowałam resztę rzeczy, poszłam wziąć
szybki prysznic. Ubrałam się w wygodne rzeczy, nałożyłam delikatny makijaż i
wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół, wzięłam kluczyki i pojechałam do centrum. W
święta od rana była czynna galeria, więc mogłam jechać odebrać zamówiony
prezent na ślub Perrie i Zayn’a. O 9 mam dopiero samolot więc spokojnie się
wyrobię. Gdy dojechałam na miejsce
pobiegłam szybko do sklepu, w którym zamówiłam obraz dla młodej pary. Ich
zdjęcie, które było moim ulubionym przeniesione przez malarza na płótno. Jeszcze
do tego płyta ich ukochanego zespołu. Plus dodatkowo zestaw spray’ów dla Zayn’a do malowania i dla Perrie piękna
spódnica hippie i zestaw lakierów do paznokci. Mam nadzieję, że
spodobają się im prezenty. Wzięłam wszystko i wróciłam do samochodu, po czym
ruszyłam do domu. Gdy zajechałam na miejsce szybko pobiegłam na górę i
spakowałam wszystko jak najładniej potrafiłam i położyłam obok torby. Na nogi
ubrałam kozaki Emu, do torebki spakowałam moją ukochaną beanie i w rękę wzięłam
jeszcze kurtkę zimową. Zeszłam na dół i wpakowałam się ze wszystkim do
samochodu, gdy tylko wyszłam na dwór. Zaraz za mną przyszła ciotka i odwiozła
mnie na lotnisko.
- Trzymaj się kochanie. – przytuliła mnie – Dobrze, że
lecisz. Pamiętaj. Zadzwoń jak tylko dolecisz na miejsce. Kocham Cię.
- Oczywiście. Rozkaz zapamiętany. – zaśmiałam się. – Też Cię
kocham. Do zobaczenia niedługo.
- Oby nie tak szybko. – puściła mi oczko.
- Pa. – pomachałam jej i poszłam na miejsce odpraw.
Siedząc w samolocie zastanawiałam się, czy dobrze robię
lecąc, no ale już nic na to nie poradzę. Muszę lecieć. Siedzę w końcu w
samolocie. Nic już nie zmienię. Kilkanaście godzin lotu. Wymęczę się. Jak
zwykle. Przymknęłam na chwilę oczy i niestety odpłynęłam.
Obudziła mnie stewardessa, gdy byliśmy już na miejscu.
Uśmiechnęłam się do niej i pośpiesznie ubierając na głowę czapkę i zarzucając
na ramiona zimową kurtkę wyszłam z samolotu. Spojrzałam wokoło. Ujrzałam
przecudowny krajobraz. Wszystko było w śniegu. Tak jak zawsze w Polsce. W
Londynie czułam się jak w domu. Bardziej niż w LA oczywiście. Szłam wolnym
krokiem łapiąc w dłonie padające z nieba płatki śniegu, bezwiednie się
uśmiechając. Weszłam na lotnisko i podeszłam po swoją torbę. Wzięłam ją do ręki
i ruszyłam na poszukiwanie Debbie albo Perrie. Nie wiedziałam, która po mnie
przyjechała. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale nikogo nie widziałam.
- Bu! – usłyszałam nagle za sobą, na co podskoczyłam.
Obejrzałam się za siebie. Za mną stał Niall z uśmiechem od ucha do ucha. Uśmiechnęłam
się do niego i rzuciłam się mu w ramiona.
- Niall! – krzyknęłam. – Ale jak to? Przecież..
- Tak, tak. Niestety ani Debbie nie mogła przyjechać, tym
bardziej Perrie, więc zadzwoniły do mnie i jestem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę. –
powiedziałam kończąc uścisk. Spojrzałam na niego i spoważniałam. – Co z nim?
- Niezbyt ciekawie.
- Pewnie mnie nienawidzi. – posmutniałam i spuściłam głowę.
– Ma kogoś? – zapytałam po chwili.
- Nie. – powiedział Niall na co się delikatnie uśmiechnęłam.
Niall wziął moją torbę, a ja poprawiłam mój prezent dla
młodej pary, a torbę zarzuciłam na ramię i ruszyłam za Niall’em. Nie obeszło
się bez fanów. Cóż się dziwić, przecież to Niall Horan. Gdy tylko wsiedliśmy do
samochodu, Niall zawiózł mnie prosto do Perrie, bo tak się z nią umówił.
Odstawił mnie bezpiecznie na miejsce.
- Muszę uciekać. Też mam parę rzeczy do przygotowania na
jutro. Trzymaj się Laruś! Do jutra.
- Nie mów mu nic, ok?
- Jasne. – uśmiechnął się.
- Dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech. – Do jutra. – posłałam
mu buziaka, po czym Niall odjechał.
Wzięłam torby i poczłapałam do domu Perrie. Nie zdążyłam
nacisnąć dzwonka, bo Debbie była szybsza i otworzyła mi drzwi.
- Cześć kochanie! Wchodź, bo nam zamarzniesz.
- Nic mi nie będzie. – zaśmiałam się. Weszłam do środka i
odłożyłam torbę przy komodzie. – Debbie schowaj to proszę, żeby Pezz nie
widziała.
- Oczywiście. Jutro Ci to dam.
- Ok. Dziękuję.
- Nie ma za co skarbie. – szepnęła. – Pezz, Lara
przyjechała! – krzyknęła.
- Aaaaaa! – usłyszałam krzyk Perrie i szybkie kroki najpierw
po suficie, a potem zbiegające po schodach.
Nagle moim oczom ukazała się Pezz.
Uśmiechnęła się najszczerzej jak potrafiła, po czym rzuciła się na mnie i
wyściskała za wszech czasy.
- Boże! Laruśka, jak ja się za Tobą stęskniłam, chyba nie
wiesz o tym! Naprawdę. Widziałyśmy się ostatnio trzy miesiące temu podczas
koncertu. Przecież to wieki temu.
- Dokładnie skarbie! Ja też tęskniłam. Jak się czujesz ze
świadomością, że jutro wychodzisz za mąż? – zaśmiałam się.
- A wiesz, normalnie. – parsknęła śmiechem. – Nic mi nie
mów. Mam takiego pietra, że brzuch mnie boli od wczoraj.
- Oj. Będzie dobrze kochana. Jestem przy Tobie. –
uśmiechnęłam się.
- Teraz już będzie dobrze. – odwzajemniła uśmiech Perrie.
Wzięła moją torbę i zaciągnęła ją na górę. – Chodź. Dziś śpisz ze mną!
- No ok. – zaśmiałam się. – Niech Ci będzie.
Z tego względu, że nie mogłam przyjechać dwa tygodnie temu
na wieczór panieński dziś Perrie zorganizowała go tylko dla mnie. Siedziałyśmy
i śmiałyśmy się rozmawiając i popijając wino. Bardzo późno, około 2 nad ranem
padłyśmy ze zmęczenia i zasnęłyśmy.
Przebudziłam się około godziny 10. Osiem godzin snu
wystarczyły. Perrie jeszcze słodko spała. Zeszłam na dół, gdzie po kuchni
krzątała się Debbie. Weszłam cicho do kuchni i usiadłam na krześle.
- Dzień dobry. – powiedziałam cicho, po czym ziewnęłam.
- Cześć Laruś. Jak się spało? – zapytała z uśmiechem Debbie.
- Dobrze. – zaśmiałam się.
- Tak w ogóle skarbie to idź obudź Pezz, bo musi zaraz
jechać na ostatnią przymiarkę, żeby sprawdzić, czy coś jeszcze nie jest do
poprawy.
- Jasne. – powiedziałam i poszłam obudzić Perrie.
Pobiegłam na górę. I cicho weszłam do pokoju. Podeszłam do
łóżka i szepnęłam:
- Perrie wstawaj! Zaraz na przymiarkę jedziesz.
- Mhmm już wstaję. – wymamrotała.
- To ja idę szybko się wyszykować do łazienki.
- No, no. Ok.
Poszłam szybko do łazienki, wzięłam szybki prysznic i
ubrałam się w jeansy, top i sweter na wierzch. Nałożyłam delikatny makijaż,
właściwie tylko maskarę na rzęsy i wyszłam z łazienki. Perrie dalej spała.
Podeszłam znowu do łóżka i powiedziałam:
- Perrie za pół godziny ślub! Mówiłam, że masz wstawać.
- Co!!! – zerwała się z łóżka.
- Żartowałam, ale inaczej byś nie wstała. – zaśmiałam się.
- Zabiję!! – krzyczała śmiejąc się.
- Dobrze, ale później. Teraz idź do łazienki i schodź na
śniadanie.
- No ok. – powiedziała wchodząc do łazienki.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół na śniadanie. Chwilę
później zeszła na dół gotowa Perrie. Zjadła śniadanie i zaczęła się szykować do
wyjścia.
- Jedziesz ze mną? Czy wolisz odpocząć? – zapytała się.
- Jadę z Tobą. – zaśmiałam się.
- To dobrze. – zaśmiała się również.
Wstałam z krzesła, ubrałam moje zimowe buty, czarną beanie
i kurtkę zarzuciłam na sweter. Wzięłam telefon do kieszeni i najważniejsze
dokumenty. Wyszłam za Perrie i poszłyśmy do samochodu, gdzie czekała na nas
Debbie. Weszłyśmy do środka i ruszyłyśmy do salonu sukien ślubnych. Na miejscu powitały nas tłumy fanek. Zapewne
nie tylko Mixers ale także Directioners. Wykrzykiwały imię Perrie, jednak co
dziwne, gdy ja wyszłam z samochodu zaczęły też entuzjastycznie krzyczeć moje
imię. Byłam w szoku. Uśmiechnęłam się do nich i pomachałam ręką. Weszłam za
Pezzą do salonu i gdy tylko zamknęły się drzwi można było chociaż się skupić,
bo jak idziesz wśród skandujących fanów, nie słyszysz nawet swoich myśli. Nie
mogłam się doczekać kiedy zobaczę Perrie ubraną w białą suknię.
- No Pezz pokaż się, bo ciekawość mnie zżera. – zaśmiałam
się.
- Momencik kochanie. – powiedziała Perrie.
- Dobrze, może wytrzymam ten momencik. – powiedziałam, a
Debbie parsknęła śmiechem, na co ja też zaczęłam się śmiać.
- Już. – usłyszałam głos Pezzy. Podniosłam wzrok. Przede mną
stała Pezz w pięknej sukni ślubnej. Zaniemówiłam. Wyglądała klasycznie, a
zarazem bajkowo.
- Awww! – westchnęłam.
- Co? Źle? – powiedziała skołowana Perrie.
- Coś Ty! Cudownie! – uśmiechnęłam się. – Niech no tylko
Zayn Cię zobaczy. Oj.
- Bez przesady.
- Proszę Cię. Nie przesadzam. Jest zjawiskowo kochanie.
- Cieszę się, że Ci się podoba. – powiedziała – A teraz idę
się przebrać i zabieramy ją już ze sobą. – dodała podekscytowana.
Gdy tylko wróciłyśmy do domu musiałyśmy zacząć się
przygotowywać. Nie zostało zbyt wiele czasu. Nagle do pokoju weszła Lou razem z
Lux. No tak, przecież kto lepiej zrobi makijaż i ułoży fryzurę niż Lou
Teasdale. Nikt.
- Dzięki Bogu! – krzyknęła patrząc na mnie.
Nie wiedziałam o co chodzi.
- Lara! Jak dobrze, że jesteś. Może w końcu ten chłopak
znowu będzie sobą. Harry jest jak nie on od tamtego czasu.
- Wujek inny jest. – dodała Lux. – Tęsknię za dawnym
wujkiem.
- Oj, maleńka. Zobaczę co się da zrobić. – uśmiechnęłam się.
– A teraz chodź i przywitaj się z ciocią. – otworzyłam ramiona, a Lux wbiegła w
nie i momentalnie wtuliła się we mnie.
- Kocham Cię ciociu i za Tobą też tęskniłam.
- Ja za Tobą też myszko. – powiedziałam i dałam buziaka
małej w skroń. Po czym wzięłam ją na ręce i podeszłam do Lou, z którą też się
przywitałam.
Lou zajęła się panną młodą, a ja z Lux przymierzałyśmy
sukienki. Pytałam się małej, którą mam założyć, a ona mnie, jak ona ma się
ubrać. W końcu byłyśmy gotowe, więc wróciłyśmy do pokoju. Cicho stanęłyśmy w
drzwiach i przyglądałyśmy się Perrie i Lou. Panna młoda też już była
przyszykowana. Pozostało tylko ubrać suknię ślubną. Zajęte rozmową nawet nie
zauważyły jak weszłyśmy do pokoju. Gdy nas zauważyły Lux powiedziała:
- I jak wyglądamy?
- Przecudownie. – powiedziała Lou. – Chodźcie laski, teraz
Wami się zajmę.
- Ok mamuś. Ciociu chodź. – powiedziała Lux.
Usiadłam na krześle i oddałam się w ręce Lou. Mistrzyni w
swoim fachu. Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Spojrzałam w lustro i
zaniemówiłam.
- To ja? – wydukałam.
- No jasne. – zaśmiała się Lou.
- Ok. Chwila, muszę się przyzwyczaić. – zaśmiałam się.
- Dobra dziewczyny zbieramy się i ruszamy do kościoła. –
krzyknęła Debbie.
- Jasne, już schodzimy. – powiedziała Perrie i wyszła z
łazienki.
- Czekaj misiek. Jeszcze poprawię Ci welon. – powiedziałam.
- Ok. – zaśmiała się Pezz.
Poprawiłam welon i ruszyłyśmy do wyjścia. Limuzyna czekała
na dworze. Wpakowałyśmy się do niej. Na końcu weszła Perrie. Jechałyśmy do
kościoła. Ja, Perrie, Lou, Lux, Katherine, Jade, Jessy, Leigh-Anne, mama Zayn’a
i jego siostry no i Debbie. Gdy zajechałyśmy pod kościół widać było tłumy
fanów. Jednak ochrona pilnowała i wszyscy stali za barierkami. Goście
zaproszeni na uroczystość byli już w kościele. Wyszłyśmy z samochodu i
czekałyśmy na Perrie. Zajrzałam do kościoła. Przy ołtarzu stał Zayn, a za nim
Jonnie – brat Perrie, Lou, Liam, Niall i Harry. Za Perrie będą stały siostry
Zayn’a, Katherine i Jade. Może dla niektórych przybyłych gapiów zastanawiające
jest to, że Zayn bierze ślub w kościele skoro jest Muzułmaninem. Perrie jest
Chrześcijanką, dlatego Zayn chciał zrobić ceremonię w jej obrzędzie. Mama
Zayn’a weszła do kościoła. Za nią weszła Jessy i Leigh-Anne kierując się w
stronę swoich ukochanych, a za nimi poszły także Lou z Lux. Tata Perrie wyszedł
do nas i przywitał się z panną młodą, po czym wziął ją za rękę. Debbie złapała
mnie i powiedziała:
- Ty ze mną wchodzisz do środka kochanie.
- Jasne. – zaśmiałam się.
Weszłyśmy do środka. Gdy zbliżyłyśmy się do ołtarza spojrzałam
na Zayn’a i posłałam mu uśmiech, który został odwzajemniony. Spojrzałam na
każdego po kolei, na Harry’ego również. Gdy nasze oczy się spotkały zamarłam na
chwilę i nie wiedziałam co mam zrobić. Szybko odwróciłam wzrok i weszłam do
ławki siadając obok Debbie. Zaraz po nas do kościoła weszły druhny Perrie,
czyli siostry Zayn’a, Katherine i Jade. Gdy tylko stanęły na swoich miejscach
rozbrzmiały kościelne organy, a chwilę później do kościoła weszła Perrie
prowadzona przez swojego tatę.
Całą mszę czułam na sobie jego wzrok. Wzrok ten, wydawał się
być pełen żalu i nienawiści do mnie, za to wszystko co zrobiłam. Bałam się
odwrócić, by móc zobaczyć te zielone tęczówki. Nie chciałam widzieć w nich
niechęci do mojej osoby. Wolałabym wpatrywać się w nie, tak jak wtedy, kiedy i
one patrzały na mnie z taką miłością i czułością, za którą oddałabym dzisiaj
wszystko. Sama nie potrafię sobie wybaczyć tego co zrobiłam, a co dopiero on.
Nie wierzę już w to, że jest jeszcze szansa. Nie wierzę, że on dalej mnie
kocha. To jest niemożliwe, po tym wszystkim czego doświadczył. On nigdy mi nie
wybaczy. Nigdy. Nie wiem po co tutaj w ogóle przyjechałam. Żeby jeszcze
bardziej go zranić? Pewnie tak. Jestem strasznie egoistyczna. Jak ja w ogóle
mogę się komukolwiek pokazywać. Nie wiem, dlaczego oni są dla mnie tacy
kochani. Przecież to ja zraniłam bliższą im osobę, mianowicie Harry’ego,
którego znają dłużej i dużo lepiej. Dlaczego ja jestem taką nieczułą osobą.
Przejmującą się tylko swoimi sprawami. Klęcząc rozmawiałam z Bogiem. Prosiłam
Go o siłę. Żebym mogła podejść do Harry’ego i go przeprosić. Nie mogę tak
pozostawić tego wszystkiego. ‘Boże. Jesteś nieomylny. Wierzę w to, że wszystko
czego doświadczam w moim życiu jest mi potrzebne. Proszę Cię teraz, pomóż mi
naprawić to co zepsułam.’
Po ceremonii zaślubin
pojechaliśmy do wynajętej posiadłości, na ten wieczór i jutrzejszy dzień. W
sumie wynajęli go na cały weekend. Pora roku dodawała magii temu miejscu. Choć
było zimno nikt nie narzekał, bo wszystkich rozgrzewała panująca tu atmosfera. Gdy
wszyscy byli już w głównej sali zaczęliśmy podchodzić do młodej pary, by móc
złożyć im życzenia. W końcu też przyszła moja kolej.
- Cześć kochani. – powiedziałam z uśmiechem. – Jestem z Was
taka dumna i cieszę się razem z Wami tą chwilą. Życzę Wam dwa razy więcej
miłości niż do tej pory, zrozumienia, małych dzieciaków latających wokół Was,
by Wam rozświetlały swoją obecnością ponure dnie i ciemne noce. Obyście na
zawsze, do końca Waszych dni, pozostali tacy uśmiechnięci jak dzisiaj. Kocham
Was i mam nadzieję, że nigdy nie stracimy ze sobą kontaktu.
Spojrzałam na nich. Perrie patrzyła na mnie zeszklonymi
oczami. Nawet Zayn’owi spłynęła łza po policzku.
- Chodź tu do mnie. – powiedział Zayn i bardzo mocno mnie
przytulił. – Dziękuję. Mam jednak do Ciebie jedną prośbę.
- Słucham Cię.
- Zrób coś z nim. – mówiąc to obrócił moją głowę na
siedzącego przy oknie Harry’ego.
- Wątpię, że będzie chciał ze mną rozmawiać, ale spróbuję.
- Nawet nie wiesz, jak miłość potrafi działać. – szepnął
Zayn. – Dziękuję jeszcze raz. – dodał.
Podeszłam do Perrie i mocno ją przytuliłam.
- Kocham Cię Laruś. Dziękuję, że przyjechałaś. – szepnęła mi
na ucho.
- Też Cię kocham Pezz. Na zawsze sis. – zaśmiałam się przez
łzy.
- Mam nadzieję, ze
prezenty się spodobają. – dodałam stając przed nimi.
- Na pewno. –
zaśmiali się oboje.
Odeszłam i poszłam na przygotowane dla mnie miejsce.
Znajdowało się ono pomiędzy Niall’em, a Gemmą. Jedynie Niall dzielił mnie od
Harry’ego. Obok Gemmy siedział jej narzeczony, a dalej Anne ze swoim małżonkiem.
Przywitałam się z nimi, po czym usiadłam i przyglądałam się kolejce
składających życzenia. Wesele rozpoczęło się na dobre około pół godziny po
przyjeździe na miejsce. Było tak dużo gości, że trudno się dziwić.
Około północy musiałam udać się do łazienki. Gdy z niej
wyszłam stwierdziłam, że przejdę się trochę po ogrodzie. Wyglądał tak
magicznie, że nawet zimno mi nie przeszkadzało. Chciałam tylko pospacerować.
Zarzuciłam płaszcz na sukienkę i wyszłam na zewnątrz. Szłam wolno. Czułam i
słyszałam skrzypiący śnieg pod moimi nogami. Wyciągnęłam dłonie i czekałam aż
padające płatki śniegu w nie wpadną. Poczułam się jak mała dziewczynka z
obrzeży Warszawy. Ta sama, mała Laura, biegająca po podwórku w czasie zimy,
łapiąca śnieg w dłonie i podrzucająca go do góry. Ale tamta Laura już niestety
nie wróci. Tamta była szczęśliwa, bez problemów, żyła z dnia na dzień. Teraz ta
Laura jest większą dziewczynką, pełną problemów, a głównym jest jej własna
głupota. Nagle poczułam się jak tego dnia gdy z nim zerwałam. Nie chciałam żyć.
Chciałam uwolnić się od tego całego bólu, który rozrywał moje serce tak samo
wtedy jak i teraz. Usiadłam na zimnym śniegu i płakałam. Nie przejmowałam się
tym, że może coś mi być. Przecież to tylko ja. Laura Hertel. Dziewczyna bez
serca. Największa na świecie egoistka. Łzy leciały mi po policzkach i spadały
na zimny śnieg, momentalnie zamarzając. Dłonie opierające się na śniegu powoli
zaczynały marznąć. Palce u nóg były jak lodowe kamyczki, prawie ich nie czułam.
Jednak nagle poczułam czyjeś ciepło za sobą. Poczułam delikatny dotyk
przesuwający się po mojej ręce ku dłoni. Nie chciałam podnosić głowy. Nie
chciałam wiedzieć kto to, choć czułam, że to on. Ten, który powinien mnie
nienawidzić, teraz łapie mnie za dłoń.
- Wstań. – usłyszałam cichy szept głosu, który powoduje, że
po moim ciele przechodzą dreszcze.
- Po co? – zapytałam.
- Zadajesz głupie pytania. Może sama spróbujesz na nie
odpowiedzieć.
- Wolisz mnie zabić sam, niż patrzeć jak zamarzam tutaj.
- Wstań. – powiedział głośniej.
Podałam mu rękę, a on pomógł mi wstać. W ciągu kilku sekund
stałam już przed nim. Jednak nie patrzałam na niego. Nie mogłam mu spojrzeć w
oczy. Jego ciepła dłoń ogrzewała moją delikatnie ją dotykając.
- Dlaczego? – zapytał.
- Dlaczego przyjechałam?
- Nie. Dlaczego nam nie wyszło?
- Bo byłam głupia.
- Przecież to ja pozwoliłem Ci odejść.
- Ale to ja wymyśliłam idiotyczny powód. Egoistyczny powód.
To wszystko moja wina. Ty nie powinieneś się nawet przez moment obwiniać.
- Jednak gdybym nie pozwoli Ci odejść, tylko zatrzymałbym
Cię i powiedział, że damy radę przejść przez wszystko razem, teraz byłby już
drugi najwspanialszy rok mojego życia.
- Czyli nie jesteś na mnie zły? Nie znienawidziłeś mnie? –
powiedziałam łamiącym się głosem.
- Popatrz na mnie i oceń to sama.
- Nie mogę. – miałam łzy w oczach, albo raczej już spływały
mi po policzkach.
- Spójrz na mnie. – powiedział i delikatnie palcami złapał
mnie za brodę, po czym uniósł mi głowę. Nasze oczy odnalazły się bez żadnego
problemu, jak w kościele. Patrzyłam w jego zielone tęczówki moimi zeszklonymi
niebieskimi oczami. Widziałam jak powoli i jego oczy zachodzą łzami.
- I co stwierdziłaś?
Patrzył na mnie z taką samą czułością i miłością jak dwa
lata temu, podczas tej deszczowej nocy. Uśmiechnęłam się przez łzy kładąc mu swoją dłoń na policzku i gładząc go jak najczulej potrafiłam.
- Przepraszam za wszystko przez co musiałeś przejść przeze
mnie. Nie sądziłam, że to tak się skończy.
- A czy to kończy się źle? – zaśmiał się mimo spływających
po policzkach łez.
- W sumie nie wiem. – wytknęłam mu język.
Harry spojrzał na mnie po czym wpił się w moje usta i
całował tak namiętnie jak nigdy dotąd. Tęskniłam za jego smakiem. Za wszystkim
co z nim związane. Momentalnie ciepło przeszło po całym moim ciele. Zrobiło mi
się wręcz gorąco. Gdy nasz pocałunek dobiegł końca i znowu spojrzeliśmy na
siebie uśmiechnęłam się tak szczerze jak dwa lata temu, kiedy byłam z nim.
Harry odwzajemnił uśmiech.
- Czy to oznacza, że tego deszczowego dnia ponad dwa lata
temu nie było, a my jesteśmy najszczęśliwsi na świecie, bo jesteśmy razem? –
zapytał Harry z nadzieją w oczach.
Chwilę milczałam, a on non stop czekał na odpowiedź.
- Jeżeli wszystko mi wybaczasz to oczywiście, że tak.
- Nie muszę Ci nic wybaczać, bo kocham Cię nad życie.
- Ja Ciebie też kocham jak nikogo na tym świecie.
- Chodźmy do środka, bo zamarzniemy.
- No dobrze.
Harry złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do środka. Impreza
trwała na całego. Jedni tańczyli inni zajadali przysmaki ze stołu.
- Zaraz do Ciebie przyjdę. – powiedziałam ściągając płaszcz.
– Pójdę jeszcze na moment do łazienki.
- Oczywiście. – zaśmiał się całując mnie w skroń.
- Widzimy się za moment. – puściłam mu całusa i poszłam
szybko do łazienki.
*oczami Niall’a*
Szukaliśmy w tłumie gości przybyłych na ślub, Harry’ego, ale niestety nigdzie go nie mogliśmy znaleźć. Baliśmy się o
niego. Czy może nie poszedł zrobić jakiejś głupiej rzeczy.
- Niall. Widziałeś Hazzę? – zapytała mnie zaniepokojona Anne
siedząca niedaleko.
- Właśnie sam się za nim rozglądam od jakiegoś czasu.
Niestety go nie widziałem.
Lou siedzący tuż obok miejsca Harry’ego też rozglądał się z
niepokojem i coś mówił do Eleanor. Podobnie Liam z Sophie. Nie wiedzieliśmy
gdzie się podział Loczek. Baliśmy się o niego. Od czasu rozstania często
wspominał o samobójstwie, ale szczęśliwie zawsze o tym zapominał, bądź tylko
udawał. Miałem już wstać i pójść go poszukać, gdy nagle moim oczom ukazał się
Harry. Szedł wyprostowany. Szybkim krokiem omijał tańczących na parkiecie, co
chwilę się uśmiechając. Gdy spojrzał w naszą stronę można było zobaczyć ten
stary błysk w oku, dzięki któremu uśmiech na naszych twarzach nie znikał.
Spojrzałem na Louis’a, a on na mnie. Zastanawialiśmy się o co chodzi.
Spojrzałem później na Anne i Gemmę. One jednak z uśmiechem dały mi do
zrozumienia, że stało się to, o co wszyscy się modlili. Uśmiechnąłem się sam do
siebie i znowu zacząłem szukać wzrokiem Hazzy.
- No co Niall. Co tak siedzisz i nie jesz nawet? –
usłyszałem głos Harolda nad swoją głową. Spojrzałem na niego i się zaśmiałem.
- Wiesz, martwiłem się o Ciebie, ale jak widzę
niepotrzebnie.
Spojrzał się na mnie i zaśmiawszy się wziął do ust mały łyk
wody. Spojrzałem w tłum gości. W naszą stronę kierowała się Lara. Uśmiechnięta.
Właśnie tego jej brakowało kiedy przyleciała. Tego prawdziwego uśmiechu. Tak
samo jak Harry’emu. Usiadła obok mnie i z uśmiechem na twarzy powiedziała:
- Niall, nie jesz nic Słońce?
- Póki co nie jestem głodny. – powiedziałem.
Zaśmiałem się wewnątrz. Jacy oni są do siebie podobni.
Niesamowite. Jak dobrze, że między nimi wszystko ok. Znowu będzie jak za
dawnych czasów.
*oczami Lary*
Wróciłam do sali głównej, gdzie zabawa trwała na całego.
Podeszłam do stolika siadając obok Niall’a, zapytałam go:
- Niall, nie jesz nic Słońce?
- Póki co nie jestem głodny. – odpowiedział mi z uśmiechem.
Czułam się o wiele lepiej. Właściwie to czułam się
wspaniale. Jak kiedyś. Idealnie. Spojrzałam w stronę Harry’ego. On też w tym
samym momencie na mnie spojrzał, na co się uśmiechnęłam. Harry podniósł się z
krzesła i podchodząc do mnie zapytał:
- Zatańczymy?
- Jasne. – zaśmiałam się.
Podałam mu dłoń i skierowaliśmy się na parkiet. Akurat
leciała wolna piosenka. Położyłam dłonie na jego ramionach. Właściwie to
wplotłam się w jego włosy. Jego dłonie natomiast powędrowały na moją talię,
delikatnie przyciągając mnie do siebie. Nie dzieliło nas nic. Położyłam głowę na
jego ramieniu i zamknęłam oczy. Poruszaliśmy się płynnie do grającej muzyki.
Chciałam żeby to nigdy się nie skoczyło. Chciałam żeby tak trwało na wieki. Tańcząc
spojrzałam w stronę Anne i Gemmy. Uśmiechały się patrząc w naszą stronę. To
samo robił Niall, Lou z El i Liam z Sophie. Podczas tańca minęła nas też para
młoda. Podeszli bliżej i powiedzieli razem:
- Najpiękniejsza noc w życiu.
Spojrzeliśmy na nich i równocześnie wybuchliśmy śmiechem.
- Miło Was mieć z powrotem. – zaśmiał się Zayn. – Brakowało
nam Was.
- Wiemy coś o tym. Nieprawda? – spojrzałam na Harry’ego.
- Dokładnie. – zaśmiał się Harry i pocałował mnie delikatnie
w skroń.*oczami Harry'ego*
Nie mogłem się doczekać tego dnia. Właściwie nocy. Choć nie wiedziałem, że przyjedzie, marzyłem żeby to w końcu nastąpiło. Tęskniłem za nią. Za jej uśmiechem, oczami, włosami, głosem, dotykiem, zapachem i smakiem. Dosłownie za wszystkim. Teraz znowu ją mam przy sobie. Tylko, że tym razem już jej nie pozwolę odejść. Nigdy. Co za różnica, jak daleko mieszka się od siebie? Jeżeli jest miłość to związek przetrwa. W naszym przypadku jest miłość i mam nadzieję, że pozostanie ona do końca naszych dni.
Około drugiej nad ranem poszedłem odprowadzić Larę do jej pokoju. Weszliśmy do środka. Dziewczyna poszła szykować się do spania. Poszedłem za nią. Stanąłem w drzwiach sypialni, opierając się o framugę. Nie dość, że byłem zmęczony, to też delikatnie podpity. Przyglądałem się jej, jak sprawnie ściąga sukienkę i nakłada na siebie koszulę nocną. Patrzyłem jak rozpina spięte włosy, które opadły jej na plecy. Widziałem też jak ściąga buty i odkłada je w kąt. Robiła to jak dla mnie idealnie. W końcu spojrzała w moją stronę. Uśmiechnęła się, a jej oczy rozbłysły przepięknym blaskiem. Odwzajemniłem jej gest. Ruszyła w moją stronę. Gdy stanęła przede mną i zacząłem czuć jej oddech na szyi, a także zapach jej perfum, nie mogłem zebrać myśli. Mój świat wirował. Z momentem gdy jej niebieskie perełki spojrzały wprost w moje oczy, przestałem kompletnie myśleć i skupiłem się tylko na niej. Dotknąłem jej policzka swoją dłonią. Pogładziłem go delikatnie. Kąciki jej warg uniosły się po raz kolejny do góry, powodując ukazanie się delikatnego dołeczka w prawym policzku. Zbliżyłem swoją twarz ku jej twarzy. Nasze nosy się stykały, a oczy nieprzerwanie wpatrywały się w siebie. Złapałem ją w talii i przybliżając jeszcze bliżej, dotknąłem jej warg swoimi. Odwzajemniła mój gest. Z ust przeniosłem się na szyję. Pamiętałem jak bardzo to lubiła. Złożyłem pocałunek także za jej uchem. Spojrzeliśmy na siebie. Widziałem jak zagryza delikatnie wargę. Następnie dotknęła swoim palcem moich ust. Znowu nasze usta się złączyły. Ręką powędrowałem wyżej, ku jej szyi. Napięcie między nami narastało z minuty na minutę. Nie byłem pijany. Wiedziałem co robię. Tęskniłem za nią, przy okazji pragnąłem jej całym sobą. Nie chciałem jednak jej skrzywdzić. Była dla mnie wszystkim, całym światem. Nie potrzebowałem nic, prócz niej. Podniosłem ją na ręce. Jej twarz była na przeciw mojej. Po raz kolejny zatopiliśmy się w pocałunku. Skierowałem się w kierunku łóżka. Położyłem ją na nim i sam nachylając się nad nią, zacząłem obdarzać ją pocałunkami. Poczułem jak jej dłonie rozpinają mi koszulę. Po chwili nie miałem już jej na sobie. To samo stało się z jej koszulą nocną. Dotknąłem jej ciała, na co delikatnie się wzdrygnęła. Przejeżdżając dłonią po jej lewym boku poczułem jakby bliznę. Spojrzałem na Larę, na co ona, widocznie wiedząc o co mi chodzi, zbliżyła się do mnie I delikatnie szepnęła mi do ucha:
- Później Ci wytłumaczę wszytko. - po czym delikatnie ugryzła mnie w ucho.
Znowu jej twarz znalazła się przed moją, a nasze nosy ocierały się o siebie. Po raz kolejny zatopiliśmy się w pocałunku. Dotykałem jej. Pragnąłem jej z całych sił, a co najważniejsze, byłem szczęśliwy, że znowu ją mam.
***
Leżała przy mnie. Z twarzą odwróconą w moją stronę. Dotykałem jej policzka, gdy ona słodko spała. Byłem szczęśliwy. Szczęśliwy, że jest tutaj ze mną, że ją mam. Nigdy więcej nie pozwolę jej odejść. Nie tym razem.
____________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Bardzo lubię, kiedy komentujecie, dlatego od razu dziękuję za komentarze pod ostatnim postem! Mam nadzieję, że i tym razem coś napiszecie. Xx