Z niepowołanych przyczyn, jestem zmuszona dodać trochę pózniej prolog i bohaterów, możliwe, że także rozdział I. Jeżeli mój dostęp do internetu 09.11. będzie możliwy wszystkie 3posty pojawią się tego dnia. Jeśli nie, spróbuję dodać je dzień póżniej, mianowicie 10.11.
Całusy. Xx
Liczę na wyrozumiałość. ;) <-- informacja dla nowego bloga. LINK
To samo tyczy się epilogu tego bloga. Jeżeli się uda, pojawi się on 09.11. Jeżeli nie, to zobaczycie go dzień później.
;)
czwartek, 7 listopada 2013
niedziela, 3 listopada 2013
JUŻ WKRÓTCE!
Serdecznie zapraszam na nowe opowiadanie. "Story Of My Life. Madeliene and Harry." LINK
Bohaterowie i Prolog pojawią się 08.11. w godzinach wieczornych, a rozdział pierwszy dzień później, 09.11. również w godzinach wieczornych.
Rozdziały będą dodawane w różnych odstępach czasowych, ze względu na natłok zajęć, kolokwiów i wejściówek, jakie mam na uczelni, dlatego bardzo proszę o wyrozumiałość. Mam nadzieję, że ten blog będzie inny niż wszystkie, a zarazem ciekawy jak większość.
Zapraszam.
Martyna.
O więcej informacji *jeżeli macie jakieś pytania* piszcie na tt: @marcy_offic ;)
P.S. Epilog tego bloga pojawi się rownież w godzinach wieczornych, dnia 08.11. Serdecznie zapraszam!
Bohaterowie i Prolog pojawią się 08.11. w godzinach wieczornych, a rozdział pierwszy dzień później, 09.11. również w godzinach wieczornych.
Rozdziały będą dodawane w różnych odstępach czasowych, ze względu na natłok zajęć, kolokwiów i wejściówek, jakie mam na uczelni, dlatego bardzo proszę o wyrozumiałość. Mam nadzieję, że ten blog będzie inny niż wszystkie, a zarazem ciekawy jak większość.
Zapraszam.
Martyna.
O więcej informacji *jeżeli macie jakieś pytania* piszcie na tt: @marcy_offic ;)
P.S. Epilog tego bloga pojawi się rownież w godzinach wieczornych, dnia 08.11. Serdecznie zapraszam!
piątek, 27 września 2013
XXIV. You loved me back to life, life. From the coma, we're lovers again tonight .
Dwa lata. Wieczność. Dwa lata pustki. Blizny z tego dnia
zostały. Nie tylko te zrobione przeze mnie. Choć te na rękach są już niemal
niewidoczne, za to ta przy żebrach jest bardzo widoczna. Jednak największa
blizna jest na moim sercu, ale ta blizna się nie zrośnie bez niego. Tylko jego
miłość potrafi zdziałać cuda. To ona spowoduje, że znowu się uśmiechnę. Już
nigdy nie powiem, że chcę czasu. Nigdy. Ale czy on dalej mnie kocha? Czy chce
być dalej ze mną? Może znalazł sobie kogoś, kto idealnie skleił jego serce. Ciągle
nie mam pojęcia w jaki sposób dałam radę przeżyć te dwa lata. To był najgorszy
czas w moim całym życiu. Sądziłam, że strata rodziców, czy brata boli
najmocniej. Teraz jestem pewna, że to nie prawda. Najbardziej boli strata
osoby, którą się kocha, którą wybierasz sam. Przecież rodziny się nie wybiera,
a osobę, z którą się chce przeżyć resztę życia tak. Byłam głupia. Moda i
głupia. Chcę żebyś dał mi czas. Co za idiotka to powiedziała?! A no tak, to
byłam ja. Nienawidzę siebie. Nienawidzę mojego myślenia. O co mi chodziło gdy
mówiłam potrzebuję czasu. Wokół mnie kręcą się ludzie, którzy są fałszywi, chcą
tylko zbliżyć się Ciebie, mnie wykorzystują w tej kwestii. Zachowałam się
jakbym nie miała serca. No i co, że ja też cierpiałam? Przeze mnie cierpiała
najważniejsza osoba w moim życiu – Harry. Czyż to nie jest samolubne
zachowanie? No błagam, oczywiście, że tak. Wątpię, że wybaczy mi te moje
idiotyczne pomysły. Na samą myśl o nim moje serce łomocze jak szalone, a co
dopiero gdy go zobaczę, usłyszę. Nie wyobrażam sobie, czy mogę mu spojrzeć w
twarz. Czy ja tak mogę po prostu jakby nigdy nic powiedzieć do niego ‘Cześć’.
Nie mogę! Ja go zraniłam. To wszystko moja wina. Nie spędziliśmy jeszcze nigdy
razem żadnych świąt, bo rozstaliśmy się jeszcze przed grudniem 2013. Teraz mamy
grudzień 2015. Dzisiaj 23. Jutro wigilia. Już nie taka sama jak w Polsce, ale
cóż. Licząc, to minęły mi samotnie aż trzy razy święta Bożego Narodzenia i dwa
razy Nowy Rok. W LA nie da się odczuć magii świąt, nie ma tutaj śniegu. Jeszcze
3 dni temu byłam w NY, a tam całe miasto zasypane. Niewiarygodne jaka różnica,
a w tym samym kraju. Może i jestem głupia, ale zawsze jak szłam kupować
prezenty na święta, to kupowałam też coś dla Harry’ego, ale dwa ostatnie
wyrzuciłam i zarzekałam się, że już więcej nic dla niego nie kupię. Jednak nic
z tego, w tym roku też mu kupiłam prezent. W zasadzie sama go zrobiłam. Kupiłam
tylko materiał i z niego uszyłam poszewkę na poduszkę, a na niej wyszyłam nasze
inicjały i serduszko. Wepchałam w nie pierze i zrobiłam poduszkę. Głupia
jestem, wiem. Nie powinnam mu w ogóle jej dawać. Nie mogłam myśleć o niczym ani
nikim innym, tylko o nim.
Zamyślona patrzyłam na zaproszenie, które od miesiąca
leży u mnie w sypialni. Zaproszenie na ślub Perrie i Zayn’a. Tak. To właśnie za
trzy dni powiedzą sobie sakramentalne ‘tak’ i złączą się ze sobą na wieki, póki
śmierć ich nie rozłączy. Perrie dzwoniła do mnie kilka razy i pytała czy
przyjadę. Prawda jest taka, że powinnam dać jej odpowiedź tydzień temu, ale
powiedziałam, że zadzwonię później, a dokładniej dziś. Mówiąc nie i nie
przyjeżdżając skreślę całą przeszłość i wątpię, że będę mogła do niej
kiedykolwiek wrócić. Mówiąc tak i lecąc na ślub mogę zobaczyć czy jeszcze mam
do czego wracać, właściwie czy mam do kogo wracać. Co mam zrobić? Lily mówi, że
mam lecieć! Mówi, że jestem głupia, że się tak męczę i nie dzwonię do Harry’ego.
Ciotka też namawia mnie żebym leciała. Ja jestem zagubiona w tym wszystkim. Dostałam niedawno
wiadomość od jednej fanki Harry’ego na twitterze. Napisała twittlongera w
imieniu Directioners: ‘Zapewne dziwisz
się, że do Ciebie piszemy. Jako fanki One Direction jesteśmy ze wszystkim na
bieżąco. Pewnie dostałaś zaproszenie na ślub, bo jesteś ich przyjaciółką,
dlatego bardzo Cię proszę Lara. Z całego serca. Leć na ślub Perrie i Zayn’a.
Spotkaj się z Harry’m, on bez Ciebie umiera. Wcale się do nas nie zbliżył, gdy
Cię stracił. Myślałyśmy, że gdy nie będziecie razem wszystko wróci do normy, myślałyśmy,
że Ty nie dajesz mu szczęścia. Teraz przepraszam w imieniu nas, Directioners.
Chcemy Was z powrotem. Chciałyśmy mieć Larry’ego i będziemy miały.
Lara+Harry=Larry J Cóż za zbieg okoliczności.
Nieprawdaż? Błagam Cię! Zastanów się nad tym. Kochamy Cię. Directioners. XOXO’
Szczerze mówiąc byłam w szoku, gdy na twitterze dostałam
wiadomość, a w niej był ten twittlonger, podany przez miliony fanek. Błagam,
nagle taka zmiana? Czyż to nie dziwne? Może i nie. Skoro Harry się tak od nich
oddalił, na pewno źle się z tym czują. Biedne. Wiem, że go kochają bardzo
mocno. Może jednak pojadę na ten ślub. Przecież sama chcę się z nim spotkać.
Tęsknię za nim BARDZO, BARDZO mocno. Naprawdę chciałabym go zobaczyć i
przytulić. Wzięłam telefon z półki. Weszłam w kontakty i wyszukałam numer do
Perrie. Popatrzyłam na ten kontakt, chwilę się wahając, ale w końcu nacisnęłam
słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha i usłyszałam pierwszy sygnał. Czekałam
jeszcze moment, gdy nagle usłyszałam głos Perrie po drugiej stronie.
- Cześć skarbie! W końcu dzwonisz. Nie mogłam się doczekać,
aż zadzwonisz i powiesz mi mam nadzieję dobre wieści.
- Hej kochanie. – odetchnęłam. – Więc… - zatrzymałam się na
chwilę.
- Nie mów, że nie przyjedziesz.. – usłyszałam smutek w
głosie Perrie. – Jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam, dla
Zayn’a też jesteś jak siostra. Ślub bez siostry, błagam Cię.
- Powiedz jej, że ma przyjechać. – usłyszałam głos Debbie,
mamy Perrie.
- Dokładnie i niech się nie wykręca. – krzyknęła Katherine,
jej przyjaciółka.
- Pewnie słyszałaś. – zaśmiała się Perrie. – To jak skarbie?
- Właściwie nie dałaś mi dojść do słowa. – zaśmiałam się
lekko. – Dzwoniłam tylko dlatego, żeby Ci powiedzieć, że będę.
- Naprawdę?! – usłyszałam radosny krzyk.
- Tak. Jutro wylatuję z samego rana. Poza tym wesołych świąt
Wam życzę. – zaśmiałam się po raz kolejny.
- Yay!! – cieszyła się Perrie. – Mama po Ciebie wyjedzie na
lotnisko, albo ja. Mam nadzieję, że nie zasypie i że bez problemu wylądujesz. Nie
wiem. Dziękujemy za życzenia. Największym prezentem będzie jak Cię jutro
zobaczę.
- Może lepiej Twoja mama, obejdzie się bez zbędnych zdjęć.
Nie zasypie nie martw się. – zaśmiałam się.
- No dobrze. W takim razie do jurta wieczorem, bo tak mniej
więcej będziesz. Zrobimy sobie świąteczny wieczór panieński. – zaśmiała się.
- Oczywiście. Dobra kochanie, kończę. Do jutra. Buziaczki.
Kocham Cię. Wesołych świąt jeszcze raz.
- Ja Ciebie też kocham Laruś. Do jutra. Już się nie mogę
doczekać. Jestem taka szczęśliwa. Wesołych, wesołych. Pa, pa.
- No pa.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon z powrotem na półkę. Zastanawiałam
się, czy dobrze zrobiłam. Przerwę między świętami Bożego Narodzenia, a Nowym
Rokiem spędzę w Londynie, pięknie. Milion myśli na minutę. Ślub w drugi dzień
świąt. Będzie tak magicznie w kościele. Tak rodzinnie. Z pewnością. Debbie się
postara jak zwykle. Nagle rozbrzmiał w moich uszach dzwonek telefonu. ‘More
Than This’ niezmiennie od dwóch lat.
- Tak? – odebrałam podnosząc słuchawkę i nie patrząc kto
dzwoni.
- Cześć Laruś! – usłyszałam głos Anne.
- Witaj Anne! – powiedziałam. Dzwoniła co roku na święta i w
nowy rok. Nie zapomniała. Zawsze dzwoniły razem z Gemmą.
- Wesołych Świąt skarbie. Nawet nie wiesz jak za Tobą
tęsknimy, a szczególnie on. – powiedziała Anne. – Tak bardzo chciałybyśmy Cię
zobaczyć.
- Dziękuję za życzenia! Też tęsknię. Wiem co czujecie i co
czuje on.
- I tak od tych dwóch lat nic nie rozumiem. Nie wiem co się
stało. Choć chciałabym wiedzieć, nie naciskam na niego.
- Lepiej nie wiedzieć, to zbyt zamieszane. – powiedziałam. –
Niestety muszę kończyć bo pora spać. Do zobaczenia. Wesołych jeszcze raz.
- Wesołych skarbie. Pa. – powiedziała Anne po czym się
rozłączyła.
Wysłałam jeszcze wiadomości z życzeniami do Lily, Eleanor,
Danielle i Sophie no i oczywiście do chłopców, oprócz Harry’ego. Choć chciałam
w zeszłym roku się z nim skontaktować okazało się, że zmienił numer. To wszystko
przeze mnie. Nie wybaczę sobie tego. Jeżeli on mi nie wybaczy, tym razem ze
sobą skończę na dobre.
Przebudziłam się po szóstej. Bardzo wcześnie jak na mnie,
ale jakoś nie mogłam spać. Wstałam. Dopakowałam resztę rzeczy, poszłam wziąć
szybki prysznic. Ubrałam się w wygodne rzeczy, nałożyłam delikatny makijaż i
wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół, wzięłam kluczyki i pojechałam do centrum. W
święta od rana była czynna galeria, więc mogłam jechać odebrać zamówiony
prezent na ślub Perrie i Zayn’a. O 9 mam dopiero samolot więc spokojnie się
wyrobię. Gdy dojechałam na miejsce
pobiegłam szybko do sklepu, w którym zamówiłam obraz dla młodej pary. Ich
zdjęcie, które było moim ulubionym przeniesione przez malarza na płótno. Jeszcze
do tego płyta ich ukochanego zespołu. Plus dodatkowo zestaw spray’ów dla Zayn’a do malowania i dla Perrie piękna
spódnica hippie i zestaw lakierów do paznokci. Mam nadzieję, że
spodobają się im prezenty. Wzięłam wszystko i wróciłam do samochodu, po czym
ruszyłam do domu. Gdy zajechałam na miejsce szybko pobiegłam na górę i
spakowałam wszystko jak najładniej potrafiłam i położyłam obok torby. Na nogi
ubrałam kozaki Emu, do torebki spakowałam moją ukochaną beanie i w rękę wzięłam
jeszcze kurtkę zimową. Zeszłam na dół i wpakowałam się ze wszystkim do
samochodu, gdy tylko wyszłam na dwór. Zaraz za mną przyszła ciotka i odwiozła
mnie na lotnisko.
- Trzymaj się kochanie. – przytuliła mnie – Dobrze, że
lecisz. Pamiętaj. Zadzwoń jak tylko dolecisz na miejsce. Kocham Cię.
- Oczywiście. Rozkaz zapamiętany. – zaśmiałam się. – Też Cię
kocham. Do zobaczenia niedługo.
- Oby nie tak szybko. – puściła mi oczko.
- Pa. – pomachałam jej i poszłam na miejsce odpraw.
Siedząc w samolocie zastanawiałam się, czy dobrze robię
lecąc, no ale już nic na to nie poradzę. Muszę lecieć. Siedzę w końcu w
samolocie. Nic już nie zmienię. Kilkanaście godzin lotu. Wymęczę się. Jak
zwykle. Przymknęłam na chwilę oczy i niestety odpłynęłam.
Obudziła mnie stewardessa, gdy byliśmy już na miejscu.
Uśmiechnęłam się do niej i pośpiesznie ubierając na głowę czapkę i zarzucając
na ramiona zimową kurtkę wyszłam z samolotu. Spojrzałam wokoło. Ujrzałam
przecudowny krajobraz. Wszystko było w śniegu. Tak jak zawsze w Polsce. W
Londynie czułam się jak w domu. Bardziej niż w LA oczywiście. Szłam wolnym
krokiem łapiąc w dłonie padające z nieba płatki śniegu, bezwiednie się
uśmiechając. Weszłam na lotnisko i podeszłam po swoją torbę. Wzięłam ją do ręki
i ruszyłam na poszukiwanie Debbie albo Perrie. Nie wiedziałam, która po mnie
przyjechała. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale nikogo nie widziałam.
- Bu! – usłyszałam nagle za sobą, na co podskoczyłam.
Obejrzałam się za siebie. Za mną stał Niall z uśmiechem od ucha do ucha. Uśmiechnęłam
się do niego i rzuciłam się mu w ramiona.
- Niall! – krzyknęłam. – Ale jak to? Przecież..
- Tak, tak. Niestety ani Debbie nie mogła przyjechać, tym
bardziej Perrie, więc zadzwoniły do mnie i jestem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę. –
powiedziałam kończąc uścisk. Spojrzałam na niego i spoważniałam. – Co z nim?
- Niezbyt ciekawie.
- Pewnie mnie nienawidzi. – posmutniałam i spuściłam głowę.
– Ma kogoś? – zapytałam po chwili.
- Nie. – powiedział Niall na co się delikatnie uśmiechnęłam.
Niall wziął moją torbę, a ja poprawiłam mój prezent dla
młodej pary, a torbę zarzuciłam na ramię i ruszyłam za Niall’em. Nie obeszło
się bez fanów. Cóż się dziwić, przecież to Niall Horan. Gdy tylko wsiedliśmy do
samochodu, Niall zawiózł mnie prosto do Perrie, bo tak się z nią umówił.
Odstawił mnie bezpiecznie na miejsce.
- Muszę uciekać. Też mam parę rzeczy do przygotowania na
jutro. Trzymaj się Laruś! Do jutra.
- Nie mów mu nic, ok?
- Jasne. – uśmiechnął się.
- Dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech. – Do jutra. – posłałam
mu buziaka, po czym Niall odjechał.
Wzięłam torby i poczłapałam do domu Perrie. Nie zdążyłam
nacisnąć dzwonka, bo Debbie była szybsza i otworzyła mi drzwi.
- Cześć kochanie! Wchodź, bo nam zamarzniesz.
- Nic mi nie będzie. – zaśmiałam się. Weszłam do środka i
odłożyłam torbę przy komodzie. – Debbie schowaj to proszę, żeby Pezz nie
widziała.
- Oczywiście. Jutro Ci to dam.
- Ok. Dziękuję.
- Nie ma za co skarbie. – szepnęła. – Pezz, Lara
przyjechała! – krzyknęła.
- Aaaaaa! – usłyszałam krzyk Perrie i szybkie kroki najpierw
po suficie, a potem zbiegające po schodach.
Nagle moim oczom ukazała się Pezz.
Uśmiechnęła się najszczerzej jak potrafiła, po czym rzuciła się na mnie i
wyściskała za wszech czasy.
- Boże! Laruśka, jak ja się za Tobą stęskniłam, chyba nie
wiesz o tym! Naprawdę. Widziałyśmy się ostatnio trzy miesiące temu podczas
koncertu. Przecież to wieki temu.
- Dokładnie skarbie! Ja też tęskniłam. Jak się czujesz ze
świadomością, że jutro wychodzisz za mąż? – zaśmiałam się.
- A wiesz, normalnie. – parsknęła śmiechem. – Nic mi nie
mów. Mam takiego pietra, że brzuch mnie boli od wczoraj.
- Oj. Będzie dobrze kochana. Jestem przy Tobie. –
uśmiechnęłam się.
- Teraz już będzie dobrze. – odwzajemniła uśmiech Perrie.
Wzięła moją torbę i zaciągnęła ją na górę. – Chodź. Dziś śpisz ze mną!
- No ok. – zaśmiałam się. – Niech Ci będzie.
Z tego względu, że nie mogłam przyjechać dwa tygodnie temu
na wieczór panieński dziś Perrie zorganizowała go tylko dla mnie. Siedziałyśmy
i śmiałyśmy się rozmawiając i popijając wino. Bardzo późno, około 2 nad ranem
padłyśmy ze zmęczenia i zasnęłyśmy.
Przebudziłam się około godziny 10. Osiem godzin snu
wystarczyły. Perrie jeszcze słodko spała. Zeszłam na dół, gdzie po kuchni
krzątała się Debbie. Weszłam cicho do kuchni i usiadłam na krześle.
- Dzień dobry. – powiedziałam cicho, po czym ziewnęłam.
- Cześć Laruś. Jak się spało? – zapytała z uśmiechem Debbie.
- Dobrze. – zaśmiałam się.
- Tak w ogóle skarbie to idź obudź Pezz, bo musi zaraz
jechać na ostatnią przymiarkę, żeby sprawdzić, czy coś jeszcze nie jest do
poprawy.
- Jasne. – powiedziałam i poszłam obudzić Perrie.
Pobiegłam na górę. I cicho weszłam do pokoju. Podeszłam do
łóżka i szepnęłam:
- Perrie wstawaj! Zaraz na przymiarkę jedziesz.
- Mhmm już wstaję. – wymamrotała.
- To ja idę szybko się wyszykować do łazienki.
- No, no. Ok.
Poszłam szybko do łazienki, wzięłam szybki prysznic i
ubrałam się w jeansy, top i sweter na wierzch. Nałożyłam delikatny makijaż,
właściwie tylko maskarę na rzęsy i wyszłam z łazienki. Perrie dalej spała.
Podeszłam znowu do łóżka i powiedziałam:
- Perrie za pół godziny ślub! Mówiłam, że masz wstawać.
- Co!!! – zerwała się z łóżka.
- Żartowałam, ale inaczej byś nie wstała. – zaśmiałam się.
- Zabiję!! – krzyczała śmiejąc się.
- Dobrze, ale później. Teraz idź do łazienki i schodź na
śniadanie.
- No ok. – powiedziała wchodząc do łazienki.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół na śniadanie. Chwilę
później zeszła na dół gotowa Perrie. Zjadła śniadanie i zaczęła się szykować do
wyjścia.
- Jedziesz ze mną? Czy wolisz odpocząć? – zapytała się.
- Jadę z Tobą. – zaśmiałam się.
- To dobrze. – zaśmiała się również.
Wstałam z krzesła, ubrałam moje zimowe buty, czarną beanie
i kurtkę zarzuciłam na sweter. Wzięłam telefon do kieszeni i najważniejsze
dokumenty. Wyszłam za Perrie i poszłyśmy do samochodu, gdzie czekała na nas
Debbie. Weszłyśmy do środka i ruszyłyśmy do salonu sukien ślubnych. Na miejscu powitały nas tłumy fanek. Zapewne
nie tylko Mixers ale także Directioners. Wykrzykiwały imię Perrie, jednak co
dziwne, gdy ja wyszłam z samochodu zaczęły też entuzjastycznie krzyczeć moje
imię. Byłam w szoku. Uśmiechnęłam się do nich i pomachałam ręką. Weszłam za
Pezzą do salonu i gdy tylko zamknęły się drzwi można było chociaż się skupić,
bo jak idziesz wśród skandujących fanów, nie słyszysz nawet swoich myśli. Nie
mogłam się doczekać kiedy zobaczę Perrie ubraną w białą suknię.
- No Pezz pokaż się, bo ciekawość mnie zżera. – zaśmiałam
się.
- Momencik kochanie. – powiedziała Perrie.
- Dobrze, może wytrzymam ten momencik. – powiedziałam, a
Debbie parsknęła śmiechem, na co ja też zaczęłam się śmiać.
- Już. – usłyszałam głos Pezzy. Podniosłam wzrok. Przede mną
stała Pezz w pięknej sukni ślubnej. Zaniemówiłam. Wyglądała klasycznie, a
zarazem bajkowo.
- Awww! – westchnęłam.
- Co? Źle? – powiedziała skołowana Perrie.
- Coś Ty! Cudownie! – uśmiechnęłam się. – Niech no tylko
Zayn Cię zobaczy. Oj.
- Bez przesady.
- Proszę Cię. Nie przesadzam. Jest zjawiskowo kochanie.
- Cieszę się, że Ci się podoba. – powiedziała – A teraz idę
się przebrać i zabieramy ją już ze sobą. – dodała podekscytowana.
Gdy tylko wróciłyśmy do domu musiałyśmy zacząć się
przygotowywać. Nie zostało zbyt wiele czasu. Nagle do pokoju weszła Lou razem z
Lux. No tak, przecież kto lepiej zrobi makijaż i ułoży fryzurę niż Lou
Teasdale. Nikt.
- Dzięki Bogu! – krzyknęła patrząc na mnie.
Nie wiedziałam o co chodzi.
- Lara! Jak dobrze, że jesteś. Może w końcu ten chłopak
znowu będzie sobą. Harry jest jak nie on od tamtego czasu.
- Wujek inny jest. – dodała Lux. – Tęsknię za dawnym
wujkiem.
- Oj, maleńka. Zobaczę co się da zrobić. – uśmiechnęłam się.
– A teraz chodź i przywitaj się z ciocią. – otworzyłam ramiona, a Lux wbiegła w
nie i momentalnie wtuliła się we mnie.
- Kocham Cię ciociu i za Tobą też tęskniłam.
- Ja za Tobą też myszko. – powiedziałam i dałam buziaka
małej w skroń. Po czym wzięłam ją na ręce i podeszłam do Lou, z którą też się
przywitałam.
Lou zajęła się panną młodą, a ja z Lux przymierzałyśmy
sukienki. Pytałam się małej, którą mam założyć, a ona mnie, jak ona ma się
ubrać. W końcu byłyśmy gotowe, więc wróciłyśmy do pokoju. Cicho stanęłyśmy w
drzwiach i przyglądałyśmy się Perrie i Lou. Panna młoda też już była
przyszykowana. Pozostało tylko ubrać suknię ślubną. Zajęte rozmową nawet nie
zauważyły jak weszłyśmy do pokoju. Gdy nas zauważyły Lux powiedziała:
- I jak wyglądamy?
- Przecudownie. – powiedziała Lou. – Chodźcie laski, teraz
Wami się zajmę.
- Ok mamuś. Ciociu chodź. – powiedziała Lux.
Usiadłam na krześle i oddałam się w ręce Lou. Mistrzyni w
swoim fachu. Po dwudziestu minutach byłam gotowa. Spojrzałam w lustro i
zaniemówiłam.
- To ja? – wydukałam.
- No jasne. – zaśmiała się Lou.
- Ok. Chwila, muszę się przyzwyczaić. – zaśmiałam się.
- Dobra dziewczyny zbieramy się i ruszamy do kościoła. –
krzyknęła Debbie.
- Jasne, już schodzimy. – powiedziała Perrie i wyszła z
łazienki.
- Czekaj misiek. Jeszcze poprawię Ci welon. – powiedziałam.
- Ok. – zaśmiała się Pezz.
Poprawiłam welon i ruszyłyśmy do wyjścia. Limuzyna czekała
na dworze. Wpakowałyśmy się do niej. Na końcu weszła Perrie. Jechałyśmy do
kościoła. Ja, Perrie, Lou, Lux, Katherine, Jade, Jessy, Leigh-Anne, mama Zayn’a
i jego siostry no i Debbie. Gdy zajechałyśmy pod kościół widać było tłumy
fanów. Jednak ochrona pilnowała i wszyscy stali za barierkami. Goście
zaproszeni na uroczystość byli już w kościele. Wyszłyśmy z samochodu i
czekałyśmy na Perrie. Zajrzałam do kościoła. Przy ołtarzu stał Zayn, a za nim
Jonnie – brat Perrie, Lou, Liam, Niall i Harry. Za Perrie będą stały siostry
Zayn’a, Katherine i Jade. Może dla niektórych przybyłych gapiów zastanawiające
jest to, że Zayn bierze ślub w kościele skoro jest Muzułmaninem. Perrie jest
Chrześcijanką, dlatego Zayn chciał zrobić ceremonię w jej obrzędzie. Mama
Zayn’a weszła do kościoła. Za nią weszła Jessy i Leigh-Anne kierując się w
stronę swoich ukochanych, a za nimi poszły także Lou z Lux. Tata Perrie wyszedł
do nas i przywitał się z panną młodą, po czym wziął ją za rękę. Debbie złapała
mnie i powiedziała:
- Ty ze mną wchodzisz do środka kochanie.
- Jasne. – zaśmiałam się.
Weszłyśmy do środka. Gdy zbliżyłyśmy się do ołtarza spojrzałam
na Zayn’a i posłałam mu uśmiech, który został odwzajemniony. Spojrzałam na
każdego po kolei, na Harry’ego również. Gdy nasze oczy się spotkały zamarłam na
chwilę i nie wiedziałam co mam zrobić. Szybko odwróciłam wzrok i weszłam do
ławki siadając obok Debbie. Zaraz po nas do kościoła weszły druhny Perrie,
czyli siostry Zayn’a, Katherine i Jade. Gdy tylko stanęły na swoich miejscach
rozbrzmiały kościelne organy, a chwilę później do kościoła weszła Perrie
prowadzona przez swojego tatę.
Całą mszę czułam na sobie jego wzrok. Wzrok ten, wydawał się
być pełen żalu i nienawiści do mnie, za to wszystko co zrobiłam. Bałam się
odwrócić, by móc zobaczyć te zielone tęczówki. Nie chciałam widzieć w nich
niechęci do mojej osoby. Wolałabym wpatrywać się w nie, tak jak wtedy, kiedy i
one patrzały na mnie z taką miłością i czułością, za którą oddałabym dzisiaj
wszystko. Sama nie potrafię sobie wybaczyć tego co zrobiłam, a co dopiero on.
Nie wierzę już w to, że jest jeszcze szansa. Nie wierzę, że on dalej mnie
kocha. To jest niemożliwe, po tym wszystkim czego doświadczył. On nigdy mi nie
wybaczy. Nigdy. Nie wiem po co tutaj w ogóle przyjechałam. Żeby jeszcze
bardziej go zranić? Pewnie tak. Jestem strasznie egoistyczna. Jak ja w ogóle
mogę się komukolwiek pokazywać. Nie wiem, dlaczego oni są dla mnie tacy
kochani. Przecież to ja zraniłam bliższą im osobę, mianowicie Harry’ego,
którego znają dłużej i dużo lepiej. Dlaczego ja jestem taką nieczułą osobą.
Przejmującą się tylko swoimi sprawami. Klęcząc rozmawiałam z Bogiem. Prosiłam
Go o siłę. Żebym mogła podejść do Harry’ego i go przeprosić. Nie mogę tak
pozostawić tego wszystkiego. ‘Boże. Jesteś nieomylny. Wierzę w to, że wszystko
czego doświadczam w moim życiu jest mi potrzebne. Proszę Cię teraz, pomóż mi
naprawić to co zepsułam.’
Po ceremonii zaślubin
pojechaliśmy do wynajętej posiadłości, na ten wieczór i jutrzejszy dzień. W
sumie wynajęli go na cały weekend. Pora roku dodawała magii temu miejscu. Choć
było zimno nikt nie narzekał, bo wszystkich rozgrzewała panująca tu atmosfera. Gdy
wszyscy byli już w głównej sali zaczęliśmy podchodzić do młodej pary, by móc
złożyć im życzenia. W końcu też przyszła moja kolej.
- Cześć kochani. – powiedziałam z uśmiechem. – Jestem z Was
taka dumna i cieszę się razem z Wami tą chwilą. Życzę Wam dwa razy więcej
miłości niż do tej pory, zrozumienia, małych dzieciaków latających wokół Was,
by Wam rozświetlały swoją obecnością ponure dnie i ciemne noce. Obyście na
zawsze, do końca Waszych dni, pozostali tacy uśmiechnięci jak dzisiaj. Kocham
Was i mam nadzieję, że nigdy nie stracimy ze sobą kontaktu.
Spojrzałam na nich. Perrie patrzyła na mnie zeszklonymi
oczami. Nawet Zayn’owi spłynęła łza po policzku.
- Chodź tu do mnie. – powiedział Zayn i bardzo mocno mnie
przytulił. – Dziękuję. Mam jednak do Ciebie jedną prośbę.
- Słucham Cię.
- Zrób coś z nim. – mówiąc to obrócił moją głowę na
siedzącego przy oknie Harry’ego.
- Wątpię, że będzie chciał ze mną rozmawiać, ale spróbuję.
- Nawet nie wiesz, jak miłość potrafi działać. – szepnął
Zayn. – Dziękuję jeszcze raz. – dodał.
Podeszłam do Perrie i mocno ją przytuliłam.
- Kocham Cię Laruś. Dziękuję, że przyjechałaś. – szepnęła mi
na ucho.
- Też Cię kocham Pezz. Na zawsze sis. – zaśmiałam się przez
łzy.
- Mam nadzieję, ze
prezenty się spodobają. – dodałam stając przed nimi.
- Na pewno. –
zaśmiali się oboje.
Odeszłam i poszłam na przygotowane dla mnie miejsce.
Znajdowało się ono pomiędzy Niall’em, a Gemmą. Jedynie Niall dzielił mnie od
Harry’ego. Obok Gemmy siedział jej narzeczony, a dalej Anne ze swoim małżonkiem.
Przywitałam się z nimi, po czym usiadłam i przyglądałam się kolejce
składających życzenia. Wesele rozpoczęło się na dobre około pół godziny po
przyjeździe na miejsce. Było tak dużo gości, że trudno się dziwić.
Około północy musiałam udać się do łazienki. Gdy z niej
wyszłam stwierdziłam, że przejdę się trochę po ogrodzie. Wyglądał tak
magicznie, że nawet zimno mi nie przeszkadzało. Chciałam tylko pospacerować.
Zarzuciłam płaszcz na sukienkę i wyszłam na zewnątrz. Szłam wolno. Czułam i
słyszałam skrzypiący śnieg pod moimi nogami. Wyciągnęłam dłonie i czekałam aż
padające płatki śniegu w nie wpadną. Poczułam się jak mała dziewczynka z
obrzeży Warszawy. Ta sama, mała Laura, biegająca po podwórku w czasie zimy,
łapiąca śnieg w dłonie i podrzucająca go do góry. Ale tamta Laura już niestety
nie wróci. Tamta była szczęśliwa, bez problemów, żyła z dnia na dzień. Teraz ta
Laura jest większą dziewczynką, pełną problemów, a głównym jest jej własna
głupota. Nagle poczułam się jak tego dnia gdy z nim zerwałam. Nie chciałam żyć.
Chciałam uwolnić się od tego całego bólu, który rozrywał moje serce tak samo
wtedy jak i teraz. Usiadłam na zimnym śniegu i płakałam. Nie przejmowałam się
tym, że może coś mi być. Przecież to tylko ja. Laura Hertel. Dziewczyna bez
serca. Największa na świecie egoistka. Łzy leciały mi po policzkach i spadały
na zimny śnieg, momentalnie zamarzając. Dłonie opierające się na śniegu powoli
zaczynały marznąć. Palce u nóg były jak lodowe kamyczki, prawie ich nie czułam.
Jednak nagle poczułam czyjeś ciepło za sobą. Poczułam delikatny dotyk
przesuwający się po mojej ręce ku dłoni. Nie chciałam podnosić głowy. Nie
chciałam wiedzieć kto to, choć czułam, że to on. Ten, który powinien mnie
nienawidzić, teraz łapie mnie za dłoń.
- Wstań. – usłyszałam cichy szept głosu, który powoduje, że
po moim ciele przechodzą dreszcze.
- Po co? – zapytałam.
- Zadajesz głupie pytania. Może sama spróbujesz na nie
odpowiedzieć.
- Wolisz mnie zabić sam, niż patrzeć jak zamarzam tutaj.
- Wstań. – powiedział głośniej.
Podałam mu rękę, a on pomógł mi wstać. W ciągu kilku sekund
stałam już przed nim. Jednak nie patrzałam na niego. Nie mogłam mu spojrzeć w
oczy. Jego ciepła dłoń ogrzewała moją delikatnie ją dotykając.
- Dlaczego? – zapytał.
- Dlaczego przyjechałam?
- Nie. Dlaczego nam nie wyszło?
- Bo byłam głupia.
- Przecież to ja pozwoliłem Ci odejść.
- Ale to ja wymyśliłam idiotyczny powód. Egoistyczny powód.
To wszystko moja wina. Ty nie powinieneś się nawet przez moment obwiniać.
- Jednak gdybym nie pozwoli Ci odejść, tylko zatrzymałbym
Cię i powiedział, że damy radę przejść przez wszystko razem, teraz byłby już
drugi najwspanialszy rok mojego życia.
- Czyli nie jesteś na mnie zły? Nie znienawidziłeś mnie? –
powiedziałam łamiącym się głosem.
- Popatrz na mnie i oceń to sama.
- Nie mogę. – miałam łzy w oczach, albo raczej już spływały
mi po policzkach.
- Spójrz na mnie. – powiedział i delikatnie palcami złapał
mnie za brodę, po czym uniósł mi głowę. Nasze oczy odnalazły się bez żadnego
problemu, jak w kościele. Patrzyłam w jego zielone tęczówki moimi zeszklonymi
niebieskimi oczami. Widziałam jak powoli i jego oczy zachodzą łzami.
- I co stwierdziłaś?
Patrzył na mnie z taką samą czułością i miłością jak dwa
lata temu, podczas tej deszczowej nocy. Uśmiechnęłam się przez łzy kładąc mu swoją dłoń na policzku i gładząc go jak najczulej potrafiłam.
- Przepraszam za wszystko przez co musiałeś przejść przeze
mnie. Nie sądziłam, że to tak się skończy.
- A czy to kończy się źle? – zaśmiał się mimo spływających
po policzkach łez.
- W sumie nie wiem. – wytknęłam mu język.
Harry spojrzał na mnie po czym wpił się w moje usta i
całował tak namiętnie jak nigdy dotąd. Tęskniłam za jego smakiem. Za wszystkim
co z nim związane. Momentalnie ciepło przeszło po całym moim ciele. Zrobiło mi
się wręcz gorąco. Gdy nasz pocałunek dobiegł końca i znowu spojrzeliśmy na
siebie uśmiechnęłam się tak szczerze jak dwa lata temu, kiedy byłam z nim.
Harry odwzajemnił uśmiech.
- Czy to oznacza, że tego deszczowego dnia ponad dwa lata
temu nie było, a my jesteśmy najszczęśliwsi na świecie, bo jesteśmy razem? –
zapytał Harry z nadzieją w oczach.
Chwilę milczałam, a on non stop czekał na odpowiedź.
- Jeżeli wszystko mi wybaczasz to oczywiście, że tak.
- Nie muszę Ci nic wybaczać, bo kocham Cię nad życie.
- Ja Ciebie też kocham jak nikogo na tym świecie.
- Chodźmy do środka, bo zamarzniemy.
- No dobrze.
Harry złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do środka. Impreza
trwała na całego. Jedni tańczyli inni zajadali przysmaki ze stołu.
- Zaraz do Ciebie przyjdę. – powiedziałam ściągając płaszcz.
– Pójdę jeszcze na moment do łazienki.
- Oczywiście. – zaśmiał się całując mnie w skroń.
- Widzimy się za moment. – puściłam mu całusa i poszłam
szybko do łazienki.
*oczami Niall’a*
Szukaliśmy w tłumie gości przybyłych na ślub, Harry’ego, ale niestety nigdzie go nie mogliśmy znaleźć. Baliśmy się o
niego. Czy może nie poszedł zrobić jakiejś głupiej rzeczy.
- Niall. Widziałeś Hazzę? – zapytała mnie zaniepokojona Anne
siedząca niedaleko.
- Właśnie sam się za nim rozglądam od jakiegoś czasu.
Niestety go nie widziałem.
Lou siedzący tuż obok miejsca Harry’ego też rozglądał się z
niepokojem i coś mówił do Eleanor. Podobnie Liam z Sophie. Nie wiedzieliśmy
gdzie się podział Loczek. Baliśmy się o niego. Od czasu rozstania często
wspominał o samobójstwie, ale szczęśliwie zawsze o tym zapominał, bądź tylko
udawał. Miałem już wstać i pójść go poszukać, gdy nagle moim oczom ukazał się
Harry. Szedł wyprostowany. Szybkim krokiem omijał tańczących na parkiecie, co
chwilę się uśmiechając. Gdy spojrzał w naszą stronę można było zobaczyć ten
stary błysk w oku, dzięki któremu uśmiech na naszych twarzach nie znikał.
Spojrzałem na Louis’a, a on na mnie. Zastanawialiśmy się o co chodzi.
Spojrzałem później na Anne i Gemmę. One jednak z uśmiechem dały mi do
zrozumienia, że stało się to, o co wszyscy się modlili. Uśmiechnąłem się sam do
siebie i znowu zacząłem szukać wzrokiem Hazzy.
- No co Niall. Co tak siedzisz i nie jesz nawet? –
usłyszałem głos Harolda nad swoją głową. Spojrzałem na niego i się zaśmiałem.
- Wiesz, martwiłem się o Ciebie, ale jak widzę
niepotrzebnie.
Spojrzał się na mnie i zaśmiawszy się wziął do ust mały łyk
wody. Spojrzałem w tłum gości. W naszą stronę kierowała się Lara. Uśmiechnięta.
Właśnie tego jej brakowało kiedy przyleciała. Tego prawdziwego uśmiechu. Tak
samo jak Harry’emu. Usiadła obok mnie i z uśmiechem na twarzy powiedziała:
- Niall, nie jesz nic Słońce?
- Póki co nie jestem głodny. – powiedziałem.
Zaśmiałem się wewnątrz. Jacy oni są do siebie podobni.
Niesamowite. Jak dobrze, że między nimi wszystko ok. Znowu będzie jak za
dawnych czasów.
*oczami Lary*
Wróciłam do sali głównej, gdzie zabawa trwała na całego.
Podeszłam do stolika siadając obok Niall’a, zapytałam go:
- Niall, nie jesz nic Słońce?
- Póki co nie jestem głodny. – odpowiedział mi z uśmiechem.
Czułam się o wiele lepiej. Właściwie to czułam się
wspaniale. Jak kiedyś. Idealnie. Spojrzałam w stronę Harry’ego. On też w tym
samym momencie na mnie spojrzał, na co się uśmiechnęłam. Harry podniósł się z
krzesła i podchodząc do mnie zapytał:
- Zatańczymy?
- Jasne. – zaśmiałam się.
Podałam mu dłoń i skierowaliśmy się na parkiet. Akurat
leciała wolna piosenka. Położyłam dłonie na jego ramionach. Właściwie to
wplotłam się w jego włosy. Jego dłonie natomiast powędrowały na moją talię,
delikatnie przyciągając mnie do siebie. Nie dzieliło nas nic. Położyłam głowę na
jego ramieniu i zamknęłam oczy. Poruszaliśmy się płynnie do grającej muzyki.
Chciałam żeby to nigdy się nie skoczyło. Chciałam żeby tak trwało na wieki. Tańcząc
spojrzałam w stronę Anne i Gemmy. Uśmiechały się patrząc w naszą stronę. To
samo robił Niall, Lou z El i Liam z Sophie. Podczas tańca minęła nas też para
młoda. Podeszli bliżej i powiedzieli razem:
- Najpiękniejsza noc w życiu.
Spojrzeliśmy na nich i równocześnie wybuchliśmy śmiechem.
- Miło Was mieć z powrotem. – zaśmiał się Zayn. – Brakowało
nam Was.
- Wiemy coś o tym. Nieprawda? – spojrzałam na Harry’ego.
- Dokładnie. – zaśmiał się Harry i pocałował mnie delikatnie
w skroń.*oczami Harry'ego*
Nie mogłem się doczekać tego dnia. Właściwie nocy. Choć nie wiedziałem, że przyjedzie, marzyłem żeby to w końcu nastąpiło. Tęskniłem za nią. Za jej uśmiechem, oczami, włosami, głosem, dotykiem, zapachem i smakiem. Dosłownie za wszystkim. Teraz znowu ją mam przy sobie. Tylko, że tym razem już jej nie pozwolę odejść. Nigdy. Co za różnica, jak daleko mieszka się od siebie? Jeżeli jest miłość to związek przetrwa. W naszym przypadku jest miłość i mam nadzieję, że pozostanie ona do końca naszych dni.
Około drugiej nad ranem poszedłem odprowadzić Larę do jej pokoju. Weszliśmy do środka. Dziewczyna poszła szykować się do spania. Poszedłem za nią. Stanąłem w drzwiach sypialni, opierając się o framugę. Nie dość, że byłem zmęczony, to też delikatnie podpity. Przyglądałem się jej, jak sprawnie ściąga sukienkę i nakłada na siebie koszulę nocną. Patrzyłem jak rozpina spięte włosy, które opadły jej na plecy. Widziałem też jak ściąga buty i odkłada je w kąt. Robiła to jak dla mnie idealnie. W końcu spojrzała w moją stronę. Uśmiechnęła się, a jej oczy rozbłysły przepięknym blaskiem. Odwzajemniłem jej gest. Ruszyła w moją stronę. Gdy stanęła przede mną i zacząłem czuć jej oddech na szyi, a także zapach jej perfum, nie mogłem zebrać myśli. Mój świat wirował. Z momentem gdy jej niebieskie perełki spojrzały wprost w moje oczy, przestałem kompletnie myśleć i skupiłem się tylko na niej. Dotknąłem jej policzka swoją dłonią. Pogładziłem go delikatnie. Kąciki jej warg uniosły się po raz kolejny do góry, powodując ukazanie się delikatnego dołeczka w prawym policzku. Zbliżyłem swoją twarz ku jej twarzy. Nasze nosy się stykały, a oczy nieprzerwanie wpatrywały się w siebie. Złapałem ją w talii i przybliżając jeszcze bliżej, dotknąłem jej warg swoimi. Odwzajemniła mój gest. Z ust przeniosłem się na szyję. Pamiętałem jak bardzo to lubiła. Złożyłem pocałunek także za jej uchem. Spojrzeliśmy na siebie. Widziałem jak zagryza delikatnie wargę. Następnie dotknęła swoim palcem moich ust. Znowu nasze usta się złączyły. Ręką powędrowałem wyżej, ku jej szyi. Napięcie między nami narastało z minuty na minutę. Nie byłem pijany. Wiedziałem co robię. Tęskniłem za nią, przy okazji pragnąłem jej całym sobą. Nie chciałem jednak jej skrzywdzić. Była dla mnie wszystkim, całym światem. Nie potrzebowałem nic, prócz niej. Podniosłem ją na ręce. Jej twarz była na przeciw mojej. Po raz kolejny zatopiliśmy się w pocałunku. Skierowałem się w kierunku łóżka. Położyłem ją na nim i sam nachylając się nad nią, zacząłem obdarzać ją pocałunkami. Poczułem jak jej dłonie rozpinają mi koszulę. Po chwili nie miałem już jej na sobie. To samo stało się z jej koszulą nocną. Dotknąłem jej ciała, na co delikatnie się wzdrygnęła. Przejeżdżając dłonią po jej lewym boku poczułem jakby bliznę. Spojrzałem na Larę, na co ona, widocznie wiedząc o co mi chodzi, zbliżyła się do mnie I delikatnie szepnęła mi do ucha:
- Później Ci wytłumaczę wszytko. - po czym delikatnie ugryzła mnie w ucho.
Znowu jej twarz znalazła się przed moją, a nasze nosy ocierały się o siebie. Po raz kolejny zatopiliśmy się w pocałunku. Dotykałem jej. Pragnąłem jej z całych sił, a co najważniejsze, byłem szczęśliwy, że znowu ją mam.
***
Leżała przy mnie. Z twarzą odwróconą w moją stronę. Dotykałem jej policzka, gdy ona słodko spała. Byłem szczęśliwy. Szczęśliwy, że jest tutaj ze mną, że ją mam. Nigdy więcej nie pozwolę jej odejść. Nie tym razem.
____________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Bardzo lubię, kiedy komentujecie, dlatego od razu dziękuję za komentarze pod ostatnim postem! Mam nadzieję, że i tym razem coś napiszecie. Xx
sobota, 21 września 2013
XXIII. You are my place. The place where I'm stuck in.
____________________________________________________________
*nowa postać*
Lily Brown - ur. 11.09.1994r.
przyjaciółka Lary z NYADA,
przyjaciółka Lary z NYADA,
córka gubernatora Kalifornii - Jerry'ego Brown'a
____________________________________________________________
*oczami Lily*
To była sobota, gdy
postanowiłam spotkać się z Larą. Widziałam jak w piątek Harry odbierał ją z
uczelni. Chciałam się dowiedzieć jak
tam po randce. Wokół Lary, przez to, że chodziła z członkiem najsławniejszego
boy bandu świata, kręciło się wielu ludzi, głównie takich, którzy chcieli poznać
Harry’ego. Ja jakoś nie miałam ochoty. Nie byłam fanką One Direction. Lubię
inny rodzaj muzyki. Jednak do chłopaków nigdy nic nie miałam, zawsze uważałam
ich za fajnych ludzi, po prostu ich muzyka nie była tą, którą kochałam od
dziecka. Wolałam jazz, czy soul. To były moje rytmy. Szczególnie jazz. Melodie
grane na instrumentach dętych były moją miłością i mogłam ich słuchać bez
końca. Poza tym z Larą zaczęłam pisać jeszcze przed dowiedzeniem się, że chodzi
ona z Harry’m. Zaczęłyśmy pisać tuż po ogłoszeniu listy kandydatów na NYADA,
czyli w maju. Jednak nasz kontakt był ograniczony z tego względu, że Lara
mieszkając w Warszawie, tylko czasami w kafejce internetowej korzystała z
Internetu i tylko wtedy mogłyśmy chwilę porozmawiać. Później nasz kontakt urwał
się na jakiś czas, dopiero kiedy znalazła mieszkanie w NY napisała do mnie czy
nie chciałabym z nią mieszkać. Przepraszała, że nie pisała, ale wiele się
wydarzyło w ostatnim czasie w jej życiu. Nie powiedziała co dokładnie od razu,
dopiero gdy się spotkałyśmy i lepiej poznałyśmy dowiedziałam się wszystkiego.
Jednak ja miałam już mieszkanie w NY. Mój ojciec jest gubernatorem w
Kalifornii, więc bez problemów kupił mi własne mieszkanie w NY. Na szczęście
okazało się, że mieszkamy dwie przecznice dalej od siebie, co było nam na rękę,
bo mogłyśmy razem chodzić na uczelnię i się spotykać. Wracając do soboty.
Postanowiłam, że wpadnę do Lary i zapytam się jak minęło spotkanie z Harry’m i
później wyciągnę ją na zakupy. Zaszłam do MilkShake City. Kupiłam jej
ulubionego shake’a i sobie swojego i ruszyłam w stronę mieszkania Lary. Weszłam
do budynku i skierowałam się w stronę windy. Wcześniej minęłam ochroniarza
Ben’a. Dobrze mnie znał, więc tylko się uśmiechnął i wrócił do pracy. Weszłam
do windy i wcisnęłam nr 9 czyli przedostatnie piętro budynku, na którym
znajdowało się mieszkanie Lary. Gdy wjechałam na wyznaczone piętro wyszłam z
windy i przechodząc na koniec korytarza podeszłam do drzwi mieszkania Lary.
Zadzwoniłam do drzwi, jednak nikt nie otworzył. Spróbowałam kolejny raz.
Później jeszcze kilka razy pukałam. Nic, cisza. Nacisnęłam klamkę. Ku mojemu
zdziwieniu drzwi się otworzyły. Lara zawsze zamyka drzwi. Co się stało. Byłam
przerażona. Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Ściągnęłam buty. W
kuchni odłożyłam nasze shake’i, po czym poszłam szukać Lary. W mojej głowie
pisał się już najgorszy scenariusz, że ktoś się włamał do mieszkania, zgwałcił
ją i zabił, okradł i uciekł. Próbowałam przestać o tym myśleć, ale nie mogłam.
Weszłam cicho do sypialni. Jednak Lary tam nie było. Skierowałam się do
łazienki, tam też nie było nikogo. Spojrzałam na ziemię. Widniały na niej
zaschnięte czerwone kropki. Krew? Boże kochany, co ona sobie zrobiła. Szłam za
czerwonym szlakiem, który doprowadził mnie do balkonu. Wyszłam na balkon. Na
nim w rogu leżała zmarznięta Lara. Podbiegłam do niej i próbowałam ją obudzić.
- Laruś! Laruś! Odezwij się. – krzyczałam.
Nic. Brak reakcji. Spojrzałam na jej dłonie. Na szczęście nie pocięte na żyłach.
- Lara! – krzyknęłam jeszcze raz.
Powieki powoli się podniosły, a moje oczy zobaczyły jakby wyblakłe niebieskie tęczówki Lary. Oczy bez życia. Bez chęci do życia. Patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem. Jej włosy były całkowicie rozczapierzone, twarz i dłonie blade, usta kiedyś w pięknym malinowym odcieniu, teraz blade prawie jak jej twarz. Cała drżała. Nie dziwię się. Była przemoknięta, bo całą noc padało, poza tym zmarznięta.
- Co się stało? – zapytałam.
- Chciałam ze sobą skończyć, ale nie potrafiłam. – wymamrotała.
- Dlaczego chciałaś ze sobą skończyć, Lara!
- Powiedziałam mu, żeby dał mi czas… jestem głupia. Ja bez niego nie funkcjonuję, a chciałam czasu, przestrzeni. – zatrzymała się na chwilę i odetchnęła głęboko kilka razy. – To przez tych fałszywych ludzi. Jest ich za dużo. – powiedziała i jej oczy znowu się zamknęły.
- Lara! Nie odchodź. – krzyczałam, a do oczu napłynęły mi łzy. Wykorzystałam moje wszystkie siły i podniosłam Larę, po czym wciągnęłam ją do pokoju i położyłam w łóżku. Przykryłam ją kocem i bardzo szybko zadzwoniłam po karetkę. Przyjechali momentalnie i zabrali ją do karetki. Zamknęłam mieszkanie i pobiegłam za sanitariuszami i pojechałam z nimi do szpitala. Miałam przy sobie telefon Lary. Gdy lekarze ratowali Larę ja próbowałam się dodzwonić z jej telefonu do Harry’ego. Nic z tego. ‘Przepraszamy, wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny, prosimy spróbować ponownie później.’ Niech to szlak. Próbowałam kilka razy. Nic. Zero odzewu. W końcu dałam sobie spokój. Niecierpliwe czekałam na lekarza. Po około dwóch godzinach wyszedł z sali lekarz.
- Jest pani rodziną przywiezionej? – zapytał.
Jak powiem, że nie to nic mi nie powie.
- Tak. Jestem jej kuzynką. Jej rodzice nie żyją i oprócz ciotki, która mieszka w LA, jestem jej najbliższą rodziną.
- W takim razie proszę panią do mnie. Muszę pani wszystko powiedzieć.
Poszłam za lekarzem i weszłam z nim do jego gabinetu.
- Proszę niech pani siada. – powiedział lekarz wskazując na krzesło naprzeciw niego. – Zacznę od początku. Pani kuzynka jest odwodniona, oprócz tego jej organizm podczas nocy stracił wiele ciepła, bardzo dużo, co spowodowało utratę przytomności. Oprócz tego rany cięte na rękach i koło żeber, po lewej stronie. Ubyło jej też sporo krwi, ponieważ, z pewnością pani nie zauważyła tej rany ciętej koło żeber. Była ona bardzo trudna do znalezienia nie oglądając pacjenta. Była ona oczywiście najniebezpieczniejsza, ponieważ została przecięta, choć delikatnie, to jednak doszło do przecięcia żyły, przez co ubyło wiele krwi. Poza tym odwodnienie, utrata ciepła i krwi spowodowały, że serce zaczęło źle pracować. Nie wiemy na chwilę obecną, co jeszcze zostało uszkodzone. Póki co chcemy uzupełnić brakujące płyny w organizmie oraz krew no i oczywiście przywrócić prawidłową pracę serca. Miejmy nadzieję, że nie ma już więcej poważniejszych uszkodzeń. To by było tyle.
- Dziękuję za informację. Chciałabym wiedzieć, jak długo będzie w szpitalu?
- Około tygodnia. Jeżeli gdzieś studiuje, wypiszę informację dla uczelni.
- Tak, na NYADA.
- W tym przypadku muszę wypisać dwa tygodnie wolnego. Bo będzie musiała wrócić do siebie będąc w domu.
- Poproszę, zaniosę na uczelnię tą informację.
- Oczywiście. Już piszę.
Po około dziesięciu minutach otrzymałam informację dla uczelni, którą zaniosę w poniedziałek, gdy tylko pójdę na zajęcia.
- Dziękuję. – powiedziałam i wyszłam z gabinetu ordynatora.
Skierowałam się w stronę sali, gdzie leżała Lara. Weszłam do środka i podeszłam do jej łóżka. Trzymając ją za rękę szepnęłam:
- Wszystko będzie dobrze skarbie. Zobaczysz.
- Laruś! Laruś! Odezwij się. – krzyczałam.
Nic. Brak reakcji. Spojrzałam na jej dłonie. Na szczęście nie pocięte na żyłach.
- Lara! – krzyknęłam jeszcze raz.
Powieki powoli się podniosły, a moje oczy zobaczyły jakby wyblakłe niebieskie tęczówki Lary. Oczy bez życia. Bez chęci do życia. Patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem. Jej włosy były całkowicie rozczapierzone, twarz i dłonie blade, usta kiedyś w pięknym malinowym odcieniu, teraz blade prawie jak jej twarz. Cała drżała. Nie dziwię się. Była przemoknięta, bo całą noc padało, poza tym zmarznięta.
- Co się stało? – zapytałam.
- Chciałam ze sobą skończyć, ale nie potrafiłam. – wymamrotała.
- Dlaczego chciałaś ze sobą skończyć, Lara!
- Powiedziałam mu, żeby dał mi czas… jestem głupia. Ja bez niego nie funkcjonuję, a chciałam czasu, przestrzeni. – zatrzymała się na chwilę i odetchnęła głęboko kilka razy. – To przez tych fałszywych ludzi. Jest ich za dużo. – powiedziała i jej oczy znowu się zamknęły.
- Lara! Nie odchodź. – krzyczałam, a do oczu napłynęły mi łzy. Wykorzystałam moje wszystkie siły i podniosłam Larę, po czym wciągnęłam ją do pokoju i położyłam w łóżku. Przykryłam ją kocem i bardzo szybko zadzwoniłam po karetkę. Przyjechali momentalnie i zabrali ją do karetki. Zamknęłam mieszkanie i pobiegłam za sanitariuszami i pojechałam z nimi do szpitala. Miałam przy sobie telefon Lary. Gdy lekarze ratowali Larę ja próbowałam się dodzwonić z jej telefonu do Harry’ego. Nic z tego. ‘Przepraszamy, wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny, prosimy spróbować ponownie później.’ Niech to szlak. Próbowałam kilka razy. Nic. Zero odzewu. W końcu dałam sobie spokój. Niecierpliwe czekałam na lekarza. Po około dwóch godzinach wyszedł z sali lekarz.
- Jest pani rodziną przywiezionej? – zapytał.
Jak powiem, że nie to nic mi nie powie.
- Tak. Jestem jej kuzynką. Jej rodzice nie żyją i oprócz ciotki, która mieszka w LA, jestem jej najbliższą rodziną.
- W takim razie proszę panią do mnie. Muszę pani wszystko powiedzieć.
Poszłam za lekarzem i weszłam z nim do jego gabinetu.
- Proszę niech pani siada. – powiedział lekarz wskazując na krzesło naprzeciw niego. – Zacznę od początku. Pani kuzynka jest odwodniona, oprócz tego jej organizm podczas nocy stracił wiele ciepła, bardzo dużo, co spowodowało utratę przytomności. Oprócz tego rany cięte na rękach i koło żeber, po lewej stronie. Ubyło jej też sporo krwi, ponieważ, z pewnością pani nie zauważyła tej rany ciętej koło żeber. Była ona bardzo trudna do znalezienia nie oglądając pacjenta. Była ona oczywiście najniebezpieczniejsza, ponieważ została przecięta, choć delikatnie, to jednak doszło do przecięcia żyły, przez co ubyło wiele krwi. Poza tym odwodnienie, utrata ciepła i krwi spowodowały, że serce zaczęło źle pracować. Nie wiemy na chwilę obecną, co jeszcze zostało uszkodzone. Póki co chcemy uzupełnić brakujące płyny w organizmie oraz krew no i oczywiście przywrócić prawidłową pracę serca. Miejmy nadzieję, że nie ma już więcej poważniejszych uszkodzeń. To by było tyle.
- Dziękuję za informację. Chciałabym wiedzieć, jak długo będzie w szpitalu?
- Około tygodnia. Jeżeli gdzieś studiuje, wypiszę informację dla uczelni.
- Tak, na NYADA.
- W tym przypadku muszę wypisać dwa tygodnie wolnego. Bo będzie musiała wrócić do siebie będąc w domu.
- Poproszę, zaniosę na uczelnię tą informację.
- Oczywiście. Już piszę.
Po około dziesięciu minutach otrzymałam informację dla uczelni, którą zaniosę w poniedziałek, gdy tylko pójdę na zajęcia.
- Dziękuję. – powiedziałam i wyszłam z gabinetu ordynatora.
Skierowałam się w stronę sali, gdzie leżała Lara. Weszłam do środka i podeszłam do jej łóżka. Trzymając ją za rękę szepnęłam:
- Wszystko będzie dobrze skarbie. Zobaczysz.
To był najgorszy dzień jaki kiedykolwiek przeżyłam. Jeszcze
nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Przez dwa tygodnie chodziłam do Lary i
przygotowywałam jej obiady. Dawałam jej notatki z uczelni, żeby była na
bieżąco. Pokazywałam jej też nowy układ z zajęć tańca. Lara była najlepsza na
roku, dlatego też w drugim tygodniu, jak już Lara była w domu, nauczycielka
tańca, która była zachwycona zawsze zaangażowaniem Lary i jej widoczną pasją
podczas zajęć, przyszła nawet do niej do mieszkania dwa razy na trzy godziny i
pokazała jej układ. Nie chciała żeby Lara była z tyłu. Nie mogła być, bo za
trzy miesiące miała jechać na ogólnokrajowy konkurs tańca.
Lara, choć dalej tańczyła z pasją i ćwiczyła więcej niż kiedyś, jak dla mnie się zmieniła. Spotykałyśmy się i rozmawiałyśmy, ale to już nie była ta sama dziewczyna, którą poznałam. Nie miała życia w sobie. Każdą cząstką siebie tęskniła za nim, a on nawet nie odebrał gdy dzwoniłam do niego, jak Lara była w szpitalu. Jakby przestał się nią interesować. Nie chciałam mówić tego Larze, bo jeszcze bardziej by się załamała. Minął rok, później drugi, ale mimo wszelkich starań, Lara nie była już taka sama jak kiedyś. Choć nie chciałam żeby wiedziała o koncercie 1D w NY, to nie byłam w stanie jej przed tym uchronić. Wielkie bilbordy w NY ogłaszały koncert z nowej trasy. Jestem pewna, że Laura zna każdą nową piosenkę chłopaków. Na pewno. Próbowałam ją odciągnąć od tych myśli na wszelkie sposoby. Raz nawet myślałam, że już się udało. Poznałam ją z moim kuzynem. Wydawało się, że świetnie się ze sobą dogadują, jednak po kilku wspólnych wyjściach i tak nic z tego nie wyszło. Ona po prostu nie była w stanie pokochać kogoś innego. Jej serce było zajęte na wieki.
Lara, choć dalej tańczyła z pasją i ćwiczyła więcej niż kiedyś, jak dla mnie się zmieniła. Spotykałyśmy się i rozmawiałyśmy, ale to już nie była ta sama dziewczyna, którą poznałam. Nie miała życia w sobie. Każdą cząstką siebie tęskniła za nim, a on nawet nie odebrał gdy dzwoniłam do niego, jak Lara była w szpitalu. Jakby przestał się nią interesować. Nie chciałam mówić tego Larze, bo jeszcze bardziej by się załamała. Minął rok, później drugi, ale mimo wszelkich starań, Lara nie była już taka sama jak kiedyś. Choć nie chciałam żeby wiedziała o koncercie 1D w NY, to nie byłam w stanie jej przed tym uchronić. Wielkie bilbordy w NY ogłaszały koncert z nowej trasy. Jestem pewna, że Laura zna każdą nową piosenkę chłopaków. Na pewno. Próbowałam ją odciągnąć od tych myśli na wszelkie sposoby. Raz nawet myślałam, że już się udało. Poznałam ją z moim kuzynem. Wydawało się, że świetnie się ze sobą dogadują, jednak po kilku wspólnych wyjściach i tak nic z tego nie wyszło. Ona po prostu nie była w stanie pokochać kogoś innego. Jej serce było zajęte na wieki.
*oczami Niall’a*
To nie jest już ten sam Harry, którego wszyscy znaliśmy.
Całkowicie się zamknął w sobie, mimo że powiedział mi o co chodzi. Pamiętam tylko
jego słowa jak wrócił ze spotkania z Larą. ‘Już
jestem.’ Tylko tyle, po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju. Patrzeliśmy na siebie, jeden drugiego
pytając co się stało. Nie mieliśmy pojęcia, że zerwali, a w zasadzie ‘dali
sobie czas’. Tak, ‘dali sobie czas’ o wiele lepiej brzmi niż ‘zerwanie’.
Czuliśmy tylko, że coś się stało właśnie między nim, a Larą. Lou próbował z nim
pogadać, lecz na próżno, nawet nie wpuścił go do pokoju. Liam i Zayn nie chcieli
być nachalni, a ja po prostu wiedziałem, że dziś nie mogę zasnąć, tylko czekać
na niego na balkonie, bo zapewne tam wyjdzie, jak będzie mu się wydawało, że
wszyscy śpią. Nie tylko on lubi spędzać czas na świeżym powietrzu, gdy coś się
stanie. Gdy pozostała trójka odpuściła i poszła spać wyszedłem bardzo cicho na
balkon. Na ostatnim piętrze hotelu na szczęście można go otwierać i zamykać z
dwóch stron. Usiadłem cicho na fotelu i okryłem się kocem, bo nie było już tak
ciepło. Czekałem na Harry’ego. Miałem nadzieję, że tu się pojawi. Około
pierwszej nad ranem, gdy już miałem odpuścić, na balkon bardzo cicho wyszedł
Harry. Patrzył w niebo cicho płacząc.
- Koniec z wami? – zapytałem go po chwili.
Obrócił głowę w moją stronę, po czym odparł:
- Na to wygląda.
- Nie chcę Cię naciskać, żebyś cokolwiek mi powiedział. Wiedz jednak, że na mnie możesz liczyć, poza tym jak będziesz to trzymał cały czas w sobie to będziesz powoli tracił samego siebie. Jak się wygadasz to chociaż podzielisz się częścią swojego bólu.
Harry popatrzył na mnie, po czym odwrócił głowę. Cicho wstałem i chciałem już pójść do swojego pokoju. Wbrew pozorom, wolałbym już smacznie spać w moim ciepłym łóżku niż marznąć na balkonie.
- Powiedziała, w zasadzie to ja zgadłem, co chce powiedzieć, bo ona nie potrafiła tego wymówić, nie chciało jej to przejść przez usta. Chciała czasu, żebyśmy sobie dali czas, bo ona nie daje rady tak rzadko mnie widywać i do tego ludzie, którzy ją otaczają są fałszywi, przez nią chcą się zbliżyć do nas. Ona to czuje, ale nie potrafi jednak określić, którzy są prawdziwi, a którzy się kręcą wokół niej z naszego powodu.
Spojrzałem na niego. Przez chwilę analizowałem jego wypowiedź. W sumie rozumiem Larę, ale z drugiej strony, skoro go tak kocha, dlaczego chciała przestrzeni. Przecież to niedorzeczne, dali by radę przez te kilka lat. A może nie.. Sam nie wiem. Kilka minut zajęło mi przeanalizowanie wszystkiego w głowie.
- Wiesz co Harry. Dziękuję, że mi powiedziałeś co się stało. Powiem Ci tylko tyle. Wywnioskowałem, że to nie jest wcale koniec, tak jak myślisz. –Harry spojrzał na mnie – Ona naprawdę chce przeanalizować wszystko co jest między wami, przecież nie powiedziała Ci, że to koniec, prawda?
- No nie. Powiedziała tylko, że potrzebuje czasu, ale chce żebym wiedział, że mnie kocha i nigdy nie przestanie.
- Widzisz, czyli jednak ona też nie może wytrzymać bez Ciebie ani chwili, ale będąc daleko będzie jej lepiej ze świadomością, że nie jesteś jej, a ona nie jest Twoja. Nie będzie aż tak tęskniła po pewnym czasie, tylko jak o Tobie gdzieś usłyszy, bądź Cię zobaczy, znów wszystko wróci. Może lepiej, żebyś dał jej tą przestrzeń.
- Czyli mam do niej nie dzwonić, nie pisać?
- Chyba tak będzie lepiej. Tak mi się wydaje. Jeżeli macie być razem to będziecie, mimo wszystko.
Harry spojrzał na mnie, po czym podszedł i przytulił się do mnie. Płakał. Odwzajemniłem uścisk.
- Już nie płacz. – powiedziałem. – Będzie dobrze. Zobaczysz. Teraz chodź spać, bo jutro będziesz nieprzytomny.
Wziąłem go pod ramię i zaprowadziłem do pokoju. Położył się na łóżku, a ja wyszedłem i skierowałem się do swojej sypialni.
- Koniec z wami? – zapytałem go po chwili.
Obrócił głowę w moją stronę, po czym odparł:
- Na to wygląda.
- Nie chcę Cię naciskać, żebyś cokolwiek mi powiedział. Wiedz jednak, że na mnie możesz liczyć, poza tym jak będziesz to trzymał cały czas w sobie to będziesz powoli tracił samego siebie. Jak się wygadasz to chociaż podzielisz się częścią swojego bólu.
Harry popatrzył na mnie, po czym odwrócił głowę. Cicho wstałem i chciałem już pójść do swojego pokoju. Wbrew pozorom, wolałbym już smacznie spać w moim ciepłym łóżku niż marznąć na balkonie.
- Powiedziała, w zasadzie to ja zgadłem, co chce powiedzieć, bo ona nie potrafiła tego wymówić, nie chciało jej to przejść przez usta. Chciała czasu, żebyśmy sobie dali czas, bo ona nie daje rady tak rzadko mnie widywać i do tego ludzie, którzy ją otaczają są fałszywi, przez nią chcą się zbliżyć do nas. Ona to czuje, ale nie potrafi jednak określić, którzy są prawdziwi, a którzy się kręcą wokół niej z naszego powodu.
Spojrzałem na niego. Przez chwilę analizowałem jego wypowiedź. W sumie rozumiem Larę, ale z drugiej strony, skoro go tak kocha, dlaczego chciała przestrzeni. Przecież to niedorzeczne, dali by radę przez te kilka lat. A może nie.. Sam nie wiem. Kilka minut zajęło mi przeanalizowanie wszystkiego w głowie.
- Wiesz co Harry. Dziękuję, że mi powiedziałeś co się stało. Powiem Ci tylko tyle. Wywnioskowałem, że to nie jest wcale koniec, tak jak myślisz. –Harry spojrzał na mnie – Ona naprawdę chce przeanalizować wszystko co jest między wami, przecież nie powiedziała Ci, że to koniec, prawda?
- No nie. Powiedziała tylko, że potrzebuje czasu, ale chce żebym wiedział, że mnie kocha i nigdy nie przestanie.
- Widzisz, czyli jednak ona też nie może wytrzymać bez Ciebie ani chwili, ale będąc daleko będzie jej lepiej ze świadomością, że nie jesteś jej, a ona nie jest Twoja. Nie będzie aż tak tęskniła po pewnym czasie, tylko jak o Tobie gdzieś usłyszy, bądź Cię zobaczy, znów wszystko wróci. Może lepiej, żebyś dał jej tą przestrzeń.
- Czyli mam do niej nie dzwonić, nie pisać?
- Chyba tak będzie lepiej. Tak mi się wydaje. Jeżeli macie być razem to będziecie, mimo wszystko.
Harry spojrzał na mnie, po czym podszedł i przytulił się do mnie. Płakał. Odwzajemniłem uścisk.
- Już nie płacz. – powiedziałem. – Będzie dobrze. Zobaczysz. Teraz chodź spać, bo jutro będziesz nieprzytomny.
Wziąłem go pod ramię i zaprowadziłem do pokoju. Położył się na łóżku, a ja wyszedłem i skierowałem się do swojej sypialni.
Jednak po tym dniu wszystko się zmieniło. Wnioskuję, że
tylko fani zauważyli różnicę w zachowaniu Harry’ego, oczywiście oprócz nas i jego
najbliższych, bo fotoreporterzy, ani dziennikarze o nic się nie pytali. Jedno
szczęście. Chociaż oni nie wchodzili, jak to potrafią, bezczelnie w czyjeś
życie w swoich brudnych butach. To już nie był ten sam chłopak co przed tym
wydarzeniem. Całą trasę koncertową był nieobecny. Wśród kamer, grał świetnie.
Był uśmiechnięty, ale ten uśmiech nie był szczery. Nie było w nim tej prawdy,
którą zawsze miał. Harry po prostu umierał z tęsknoty za najważniejszą
dziewczyną w jego życiu. Na wszystkie sposoby próbowaliśmy mu pomóc, jednak to
nic nie dało. On też się starał dobrze bawić, ale to nie wychodziło. Nawet
przestał chodzić na imprezy. Całkowicie stracił chęci do korzystania z życia.
Wolał siedzieć w domu i patrzeć na zdjęcia, jej i ich wspólne. Nasi menadżerowie
jednak nie mają serca, no w zasadzie ich przełożeni. Nasz nowy album był dla
Harry’ego jak drewniana belka wbita w jego serce. Wszystkie piosenki dotyczyły
nieszczęśliwej miłości. Każdy z nas taką przeżył, ale Harry, że tak powiem był
z nią na bieżąco. Cały czas umierał myśląc o Larze. Kolejna trasa koncertowa
była najbardziej emocjonalna ze wszystkich. Po koncercie nasz przyjaciel
nagrywał wypowiedzi wybranych przez niego fanek. Wszystkie płakały wychodząc z
koncertu i najczęściej mówiły: Jeszcze
tak bardzo wzruszającego koncertu One Direction nie było nigdy. Nie wiemy, czy
to teksty tych piosenek, czy przekaz chłopaków podczas koncertu, ale po prostu
nie dało się nie płakać. Harry próbował zachowywać się normalnie, w końcu
nie widzieli się już dosyć długo, prawie dwa lata. Nawet próbował spotykać się
z pewną młodą modelką. Wyglądało jakby naprawdę mieli się ku sobie. Ona z
pewnością, ale on po jednym ze spotkań stwierdził, że to nie to czego szuka i
odpuścił. Wiedziałem, że miłość do Lary nigdy się nie skończy. Choć Harry
próbował z tym walczyć, to nie potrafił z tym wygrać. Takie uczucie nie
przestaje trwać. Oni dalej cierpią, choć nie pokazują tego na zewnątrz. Staliśmy
w czwórkę w studiu i słuchaliśmy skończonej piosenki dla Perrie z okazji ślubu.
Tak, na dniach będą się pobierać. To dopiero będzie dzień. Pełen wrażeń.
Spojrzałem na Harry’ego, który siedział odwrócony do nas tyłem. Siedział z
zamkniętymi oczami, skulony w kłębek. Podszedłem cicho do niego nic nie mówiąc.
Nie chciałem żeby mnie usłyszał i zauważył. Usłyszałem jak nuci piosenkę, a gdy
się skończyła mówi:
- Nie powinienem pozwolić Ci odejść Lara. Bez Ciebie
umieram. Kocham nad życie. Oddam wszystko by być z Tobą.. – zamilkł na moment.
– Czemu ja mówię do siebie! Już kompletnie zwariowałem.
Spuściłem głowę i posmutniałem. Biedny Harry. Nie potrafi
sobie wybaczyć, że pozwolił jej odejść. Mam nadzieję jednak, że wszystko się
ułoży.
____________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Zbliżamy się powoli do końca, jednak to jeszcze nie koniec tej historii! Daj mi motywację poświęconą przez Ciebie chwilą na napisanie komentarza ;) Naprawdę ich potrzebuję.
czwartek, 5 września 2013
XXII. You found a place in my heart, from the first moment I saw you
LA przywitało nas jak zwykle piękną pogodą. Tutaj chyba
nigdy nie jest brzydko. Deszcz pada bardzo rzadko, więc nikt nie narzeka na
brak pogody. Można jedynie narzekać na to, że non stop jest gorąco. Oprócz
pięknej pogody przywitały nas również tłumy fanów One Direction. Dziwnie się
czułam idąc przez tłum nastolatek skandujących nazwę zespołu, a następnie
imiona każdego chłopaka z osobna. Czułam się jak niepasujący puzzel układanki.
To nie był mój świat, mimo że weszłam w niego jeszcze przed poznaniem
Harry’ego. Przecież gdy pokazywałam się z ciotką było podobnie. Jedyną i
najważniejszą różnicą jest to, że pokazując się z ciotką nie jestem narażona na
nienawiść tłumu. Nikt mi nie zazdrości aż tak bardzo, że „lansuję” się z
ciotką, wśród gwiazd. Natomiast wychodząc gdzieś z Harry’m, czy z całą piątką,
jest to już wyzwanie. Niektóre ich fanki są naprawdę bardzo bezczelne i
niemiłe, delikatnie mówiąc. Czasami zastanawiam się czy wracając do Harry’ego
nie popełniłam błędu. Nie jestem jeszcze gotowa na konfrontacje z jego
zakochanymi fankami. Może postąpiłam zbyt pochopnie. Nie powinnam podejmować
tak trudnej decyzji tak szybko, prawie bez zastanowienia. Nie chodzi o to, że
go nie kocham. Oj nie. Nic takiego. Jest moją pierwszą miłością i zawsze nią będzie.
Chodzi mi o to, że postąpiłam zbyt pochopnie. A może nie? Może boję się
wszelkiej nienawiści, którą mogę otrzymać od jego fanek? Może boję się właśnie
tego. Nie chcę znowu być znienawidzona. Już zbyt dużo nienawiści otrzymałam w
moim życiu. Zdecydowanie mi wystarczy. Jednak z drugiej strony, dla miłości
warto się poświęcić. Nie jedna z nich dałaby się pokroić, tylko po to, by móc
być z jednym z nich. Wydaje mi się, że zrobiły by wszystko, gdyby wiedziały, że
mają choć cień szansy.
Moje życie jest bardzo pokręcone od samego początku. Czyż
nie mówię prawdy? Oczywiście, że tak. Do niedawna siedziałam w Warszawie i
męczyłam się w liceum. Żyłam tam z dnia na dzień. Nigdy nie chciałam żeby czas
stanął choć na chwilę w miejscu. Jednak po maturze wszystko się zmieniło. Gdy
spędzałam czas z rodzicami było mi bardzo dobrze, szczególnie w dzień
otrzymania listu z NYADA. Jednak dzień później moje życie legło całkowicie w
gruzach. Myślałam, że już nigdy nie będzie dobrze. Byłam na skraju załamania.
Pozbawiona dachu nad głową, z burczącym brzuchem, błąkałam się po mieście.
Późniejsze wydarzenia wydają się prawie nierealne, jakby były z bajki. Ciotka,
wylot do LA, poznanie księcia z bajki. Tak było… do czasu, gdy książę z bajki
nie okazał się członkiem najsławniejszego boyband’u na świecie. Życie w świetle
reflektorów nie jest wcale takie wspaniałe. Jest, wydaje mi się, gorsze niż
życie w biedzie. Sama nie wiem co już mam w ogóle myśleć. Przeszłam z koszmaru
w bajkę. Tak by powiedzieli ludzie z zewnątrz. Nie powiem, że moje życie
zmieniło się z bajki w koszmar, ale na pewno niewiele się zmieniło.
Nienawidziła mnie tylko moja klasa, teraz nienawidzą mnie miliony fanek
kochających się w Harry’m. Miałam wspaniałych rodziców, teraz mieszkam z
wspaniałą kobietą, ale tylko ciocią. Nie miałam zbyt wiele pieniędzy, teraz
jest ich aż w nadmiarze. Jak dla mnie to życie przegrywa z byłym 2:1.
Czasem zastanawiam się, dlaczego większość swoich myśli
zapisuję w moim zeszycie, przecież są one narażone na ujrzenie światła
dziennego. W sensie, chodzi mi o to, że ktoś nieproszony przeczyta wszystko co
w nim zapisałam. Boję się tego. Naprawdę. Mam jednak nadzieję, że nigdy do tego
nie dojdzie. Oby.
Zamknęłam zeszyt i schowałam go pod specjalnie zrobione
drugie dno w szufladzie mojej półki. Sama je zrobiłam. Takie samo miałam w moim
biurku w Wa-wie, jak jeszcze mieszkałam z rodzicami. Tylko, że wtedy chowałam
tam pieniądze na czarną godzinę, a teraz chowam w takie miejsce mój ściśle
tajny notatnik.
Wstałam z podłogi i wyjrzałam przez okno w pokoju.
Spojrzałam na ocean. Tęskniłam za tym widokiem i za tym miejscem. Przecież to
tutaj poznałam Harry’ego, miłość mojego życia. Wyszłam na balkon. Wzięłam
głęboki oddech i wróciłam do pokoju. Zeszłam na dół i skierowałam się do
wyjścia na plażę. Gdy przekroczyłam próg zobaczyłam całą piątkę biegającą po
piasku i kopiącą piłkę do nogi. Stanęłam koło drzewa i oparłam się o nie.
Skrzyżowałam ręce i przyglądałam się pełnym życia chłopakom. Niesamowite, że
oni są sławni. Dla mnie oni są tacy normalni, jakby nie byli sławni. Bycie w
świetle reflektorów wcale ich nie zmieniło. Zachowują się jak normalni chłopcy
w ich wieku. I właśnie to jest w tym najpiękniejsze. Oni są normalni. Nie ma w
ich zachowaniu niczego sztucznego, oni cali są prawdziwi. Nic nie udają, bo nie
muszą. Chyba za to, tak ludzie ich uwielbiają. Za tą prawdę podczas wypowiedzi
i w ich zachowaniu. Bardzo cenię w ludziach prawdę. Chyba dlatego ich tak
bardzo pokochałam. Harry to moja wielka miłość i nie chciałabym być z nikim
innym, a pozostała czwórka jest dla mnie jak bracia, jak starsi bracia, bo są
starsi. Straciłam jednego, a zyskałam czterech. Oczywiście nie zastąpią mojego
prawdziwego brata, nigdy, ale dzięki nim czuję się o wiele lepiej. Pomagają mi
każdego dnia. Wiem, że mogę na nich liczyć w trudnych chwilach. Nie tylko na
Harry’ego. Bardzo lubię rozmawiać z Niall’em. Świetnie mi się z nim rozmawia,
jest idealny w pocieszaniu. Z Lou można się pośmiać. Kiedy jestem smutna zawsze
mnie rozśmieszy. Liam zawsze idealnie doradzi, a Zayn wysłucha nic nie mówiąc,
ale na końcu odpowie krótko, ale treściwie, zawsze na temat. Harry… mój Harry,
zna mnie najlepiej i z nim nawet milczenie jest idealne. On wie, kiedy jestem
smutna i kiedy mam dobry humor. Kiedy tęsknię i kiedy jestem zła. Zna mnie na
pamięć. Nic nie muszę mu mówić, a on i tak wie o co chodzi.
Patrzałam na nich non stop się uśmiechając. Biegali po plaży
jak banda pełnych sił dzieciaków. To prawda, że mają jeszcze czas na bycie
dorosłymi. Dosłownie. W ich wypadku wiek to tylko liczba. Nie zwracają uwagi na to ile
mają lat. Zachowują się tak, jak chcą. Kiedy trzeba potrafią zachować się
dojrzale, ale w chwilach takich jak ta szaleją jak małe urwisy. I to jest w nich
najwspanialsze. Za to są tacy kochani.
Nagle piłka podleciała pod moje nogi. Spojrzałam na nią, a
później na chłopaków, którzy mi pomachali.
- Lara! Podaj! – krzyknął Lou.
- Jasne, momencik. – zaśmiałam się.
Przebiegłam kawałek z piłką po czym kopnęłam ją prosto do
Lou. Chłopcy spojrzeli na mnie.
- Gramy trzy na trzy. – odezwał się znowu Lou. – Laruś, co
Ty na to?
- Lara ma z nami grać? – powiedział Harry. – Jeszcze się coś
jej stanie.
- O mnie się nie martw kochanie. Martw się o siebie raczej.
– zaśmiałam się.
- Ok. Ok. – zaśmiał się Harry.
- Ja biorę do swojej drużyny Larę. – krzyknął Lou. – Kto
jest jeszcze z nami?
- Wiadomo, że ja. – powiedział Niall.
- Może być. – odparł Harry. – Ja, Zayn i Liam przeciwko
waszej trójce. No w zasadzie dwójce.
- Dwójce?! – krzyknęłam. – Mówisz tak, bo jestem dziewczyną?
Wstydź się. Nie wiesz jeszcze, co dziewczyny z Polski potrafią. Zdziwisz się.
To do ilu gramy?
- Do pięciu zdobytych bramek. – powiedział Lou.
- Spoko. Skopiemy im tyłki chłopaki. – zaśmiałam się.
- No wiadomo. – zaśmiał się Niall.
Zaczęliśmy. Walka była na całego. Gdy było 4:4 wszyscy
zaczęli grać jak najlepiej, a zarazem wszyscy zaczęli kantować na wszelkie
strony, by tylko wygrać. Piłka była w grze. Miałam ją. Właśnie biegłam z nią w
stronę przeciwnika. Jednak ktoś mnie krótko mówiąc podkosił. Spojrzałam na
oszukującego. No tak. Kto inny mógłby tak zrobić. Tylko Harry. Spojrzałam na
niego wkurzonym wzrokiem.
- Podkaszając mnie wybiłeś w aut. I tak moja piłka. –
wytknęłam mu język.
- Oj nie bądź zła. To tylko gra.
- Jasne, jasne. – zaśmiałam się. – Lou, Niall. Teraz nasz
trick.
- Ok Lara. Zaczynaj.
Spojrzałam w oczy Harry’emu, zagryzłam wargę i uśmiechnęłam
się do niego.
- Dam Ci buziaka, ale zamknij oczy skarbie. – szepnęłam do
niego.
Harry spojrzał na mnie z uśmiechem i zrobił to o co go
prosiłam. Gdy tylko zamknął oczy opuściłam piłkę tuż za niego i ruszyłam
biegiem w stronę bramki gdzie był Liam i niedaleko niej Zayn. Podałam piłkę do Niall’a, a on
następnie do Lou, który był już niedaleko bramki.
- Harry, kurwa! Coś Ty narobił. – krzyczał Zayn. – Ruszaj
się i goń Larę, zaraz Lou jej poda.
Spojrzałam w stronę Hazzy i zaczęłam uciekać w stronę
bramki. Lou podał mi piłkę, a ja w pędzie kopnęłam ją prosto między nogi
stojącego na bramce Liam’a. Tak! Wygraliśmy.
- Yay!!! Wygraliśmy! I co? Zatkało? – zaśmiałam się patrząc
na Harry’ego.
- Zatkało, zatkało. – powiedział Harry, po czym odwrócił się
i skierował się w stronę domu.
- Oj. Ktoś tu chyba się obraził. Czyżbyś strzelił focha
kochanie?
- Nie skądże.
- To znaczy, że tak. Chodź tutaj na chwilę, albo poczekaj na
mnie.
Odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie.
- No co chcesz? – zapytał naburmuszony.
Spojrzałam na niego z uśmiechem. Lekko stanęłam na palcach i
pocałowałam go w czubek nosa, po czym zeszłam niżej, wprost na jego usta.
Złożyłam na nich bardzo czuły pocałunek. Przechyliłam jego głowę lekko w dół i
szepnęłam mu do ucha:
- Nie ważny wynik. Dla mnie to Ty będziesz zawsze zwycięzcą.
Odeszłam od niego i ruszyłam w stronę domu. Hazz złapał mnie
za rękę i przyciągnął do siebie.
- Wiesz, że nie potrafię się na Ciebie gniewać?
- Naprawdę? – zaśmiałam się. – Nie zauważyłam.
- No to Ci mówię. – posłał mi przeuroczy uśmiech ukazujący
jego dołeczki, po czym lekko schylając głowę pocałował mnie bardzo namiętnie.
Otwierając powoli oczy spojrzałam na niego i uśmiechnęłam
się.
- Ja też nie potrafię się na Ciebie gniewać, choćbym
chciała. Wiesz?
- Wiem. – zaśmiał się.
- Dobra zakochańcy. Koniec tego migdalenia się. – zaśmiał
się Lou.
- A Ty jak z El jesteś to się nie zastanawiasz, czy w
pobliżu ktoś z nas się nie kręci.
- To co innego.
- No tak. Oczywiście. – powiedział Harry.
- Jemu wszystko wolno. – zaśmiałam się. – Przecież to Louis
Tomlinson. No halo!
- Właśnie. Lara ma rację.
- Jak zwykle przecież. – powiedziałam.
- No wiadomo. – zaśmiał się Lou.
- Prawidłowo. – powiedziałam. – A teraz po tak wyczerpującym
meczu zapraszam na obiadek.
- Jedzenie! W końcu. – krzyknął Niall. – Za to ja Cię
kocham.
- Oj, dziękuję Niall.
- Nie podrywaj mojej kobiety. – powiedział Harry.
- Chill out Hazz. – spojrzałam na Harry’ego. – Nie
przesadzaj. Twoi przyjaciele są dla mnie jak bracia, ja też ich kocham.
Przecież o tym wiesz.
- No wiem, wiem. To było tylko dla zabawy.
- Oby. – zmierzyłam go wzrokiem, po czym się do niego
uśmiechnęłam.
Poszliśmy zjeść obiad. Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu
filmów. Taki mały seans filmowy z chłopakami. To ostatni dzień spędzony w ich
towarzystwie.
Z samego rana wylatywali do Londynu. Niestety takie ich
życie, że musieli wracać i nagrywać kolejny album. Niedługo też ruszają w trasę
koncertową. Nasz związek opiera się na rozmowach przez telefon i na Skype oraz
na sms’owaniu. Tak niewiele, chociaż dobrze, że tyle.
*miesiąc później*
NYADA, Nowy Jork. Szkoła marzeń, miasto marzeń, a ja w nim.
Tylko, że sama. Bez niego. Bez najważniejszej osoby w moim życiu. Nasz kontakt
jest bardzo słaby, choć staramy się jak możemy. Próbujemy znaleźć choć minutę
wolnej chwili by do siebie zadzwonić, lecz często to nie wychodzi. Ja śpię, gdy
on pracuje, on śpi gdy ja pracuję. Mijamy się dzień w dzień. Czasami na zmianę
zarywamy nocki by chociaż przez chwilę porozmawiać na Skype, chociaż widzimy
się tylko na ekranie jest to lepsze niż nic. Nie mam pojęcia czy dam radę tak
dalej to ciągnąć. Tęsknię za nim jak wariatka. Nie potrafię nie myśleć o nim
chociaż raz w ciągu dnia. Ale co z tego? Co z tego, skoro nasz kontakt jest
strasznie słaby. Nie jest tak jak miesiąc temu. Kiedy byliśmy razem. Kiedy
mogliśmy się dotknąć, albo chociaż popatrzeć na siebie. Ja tak nie potrafię.
Nie dam rady tak dłużej. Może lepiej będzie jak się rozstaniemy.. Może wtedy
dam radę żyć z dnia na dzień w tym świecie. Bo teraz, póki jesteśmy razem, jest
mi bardzo trudno. Nie tylko z powodu naszej rozłąki. Wokół mnie krąży pełno
fałszywych ludzi. Pragnących tylko przeze mnie zbliżyć się do chłopaków. To
naprawdę męczące. Tyle kłamstw wokół. Ja tak nie potrafię. Boję się naszego
jutrzejszego spotkania. Tak, widzimy się jutro bo już zaczęła się trasa i
właśnie przylatują do USA. Zaczynają od NY. Dlaczego boję się spotkania?
Dlatego, że boję się mu powiedzieć, że tak dłużej nie dam rady, że to chyba
koniec. Nie wiem w ogóle jak mam mu to powiedzieć. To jest gorsze niż zabicie
się w tym momencie. Nie chcę go krzywdzić. Wydaje mi się, że będziemy, mimo
wszystko, lepiej funkcjonować. Będzie lepiej. Mam nadzieję. Wolałabym zginąć niż się z
nim jutro spotkać. Naprawdę.
Zajęcia na uczelni minęły w mgnieniu oka. Jak zwykle.
Wychodząc z uczelni usłyszałam krzyk ludzi. Tak jakby pojawił się ktoś sławny.
Gdy minęłam drzwi wyjściowe i znalazłam się na świeżym powietrzu zobaczyłam
ogromną grupę dziewczyn, i nie tylko, stojącą wokół kogoś. Nagle usłyszałam
znajomy głos.
- Przepraszam. Przepuście mnie, bo muszę iść po moją
ukochaną.
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale od razu pomyślałam sobie o
tej okropnej rzeczy, o której chcę dzisiaj mu powiedzieć. Nagle z tłumu ludzi
wyłonił się Harry. Ubrany był w białą koszulkę, na którą miał narzuconą koszulę
w kratę, a na niej miał jeszcze narzuconą jeansową kurtkę. W jego lokach
widniała przewiązana biała chustka z czarnymi wzorkami. Oprócz tego miał ubrane
czarne jeansy, a na stopach swoje ukochane brązowe buty. Podszedł
do mnie z uśmiechem i pocałował mnie czule. Uśmiechnęłam się do niego. Gdy tłum
powoli się rozchodził ujrzałam czarnego chopper’a.
- Przyjechałeś nim po mnie? – zaśmiałam się.
- Oczywiście. Dlaczego pytasz?
- Nie nic. Po prostu zdziwiona jestem.
- Zabieram Cię gdzieś. Siadaj.
- Ok. – uśmiechnęłam się i usiałam za Harry’m. Objęłam go od
tyłu bardzo mocno i Harry ruszył w drogę.
Gdy zajechaliśmy na miejsce zamarłam w bezruchu. Ujrzałam
przepiękny widok. Cały NY oświetlony, a my staliśmy na wzgórzu, w prawdzie
niewielkim, ale jednak. Łzy napłynęły mi do oczu. Jednak miałam rację, że wolę
zginąć niż powiedzieć mu, że powinniśmy dać sobie teraz przestrzeń. Jestem
największą idiotką. Na pewno ludzie będą tak o mnie mówić, ale co ja zrobię
skoro wydaje mi się, że bez tej świadomości, że on jest moim chłopakiem będzie
mi lżej, a i on będzie mógł się skupić na karierze i fanach. Spuściłam głowę i
delikatnie pociągnęłam nosem.
- Stało się coś? – zapytał z troską Harry.
- Nie nic. Tu jest tak pięknie. Wzruszyłam się widząc ten
przepiękny krajobraz.
Harry nic nie odpowiedział. Siedzieliśmy jakiś czas w ciszy
obok siebie. Słuchaliśmy jedynie swoich oddechów i bicia serca. Próbowałam
zapamiętać wszystko co z nim związane. Jego zapach, jego zielone tęczówki
wpatrujące się we mnie z taką czułością, jak żaden człowiek wcześniej. Tak, on
był, jest i będzie tym jedynym. Tylko ja nie dam rady być tak daleko od niego i
żyć z tym. Niestety jestem zbyt słaba. Próbowałam zapamiętać jego czuły dotyk
wędrujący po mojej dłoni, jego śmiech i dołeczki w policzkach. Jego
nieokiełznane loki, które sprawiały, że chcesz je non stop dotykać. Na wieki
chciałam zapamiętać też to co najważniejsze, jego smak. Smak jego ust i sposób
w jaki mnie całował. To idealne połączenie czułości z namiętnością. Tego się
nie da zapomnieć. To wszystko jest jak narkotyk.. pragniesz tego non stop choć
nie możesz tego mieć każdego dnia, a gdy już to dostajesz nie chcesz tego oddać
za żadne skarby świata.
Po długim pobycie poza miastem ruszyliśmy w stronę mojego
mieszkania, jednak nie weszliśmy do środka.
Było już późno i nie kręciło się
wokoło już tak wielu ludzi. Poszliśmy na spacer w stronę parku. W końcu
stanęłam i puszczając rękę Harry’ego odwróciłam się do niego plecami. Moje oczy
zaczęły zachodzić łzami. Nie potrafiłam powstrzymać się od płaczu. Chciałam
umrzeć w tym momencie.
- Co się stało? – powiedział Harry, po czym poczułam jego
czuły dotyk na moim ramieniu. – Dlaczego się zatrzymałaś? Kochanie, co jest?
Był taki czuły. Taki kochany. Był mój… Nie potrafiłam mu
tego powiedzieć.
- Popatrz na mnie skarbie i powiedz choćby najgorszą prawdę.
Odwróciłam się do w jego stronę. Podniosłam głowę i
spojrzałam w jego zielone tęczówki moimi pełnymi łez oczami.
- Prawda jest taka, że w tym momencie wolałabym umrzeć niż
Ci to mówić. – zaczęłam.
Harry wyglądał tak jakby wiedział o co chodzi. Posmutniał.
- Nie chcę tego mówić, ale muszę. Powinniśmy …. Powinniśmy.
– zatrzymałam się znowu.
- Dać sobie czas. – powiedział Harry.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- To chciałaś powiedzieć prawda?
Kiwnęłam głową i zaczęłam głośno płakać.
- Przepraszam Cię. – zaczęłam. – Ale ja tak nie potrafię.
Jesteś tak daleko ode mnie. Ja jestem tutaj sama. Już w tym momencie tęsknię za
Tobą jak wariatka, ale musimy dać sobie czas. To chyba najlepiej nas sprawdzi.
Czy naprawdę siebie chcemy. Co ja w ogóle mówię. Ja Ciebie chcę i to bardzo,
ale po prostu to wszystko mnie przerosło. Życie w ciągłym stresie, że jak
zrobię coś źle to Twoi fani odbiorą to w zły sposób i znienawidzą mnie, jeżeli
oczywiście jeszcze tego nie zrobili. Ludzie chcą się ze mną zadawać, tylko
dlatego, że mam Ciebie. Nie dla mojej osoby. Zadają się ze mną po to, by poznać
Ciebie, a to boli, choć z drugiej strony im się wcale nie dziwię. Chcą poznać
swojego idola i polansować się trochę wśród gwiazd… No..
- Ciii. – przerwał mi Harry, przykładając mi delikatnie do ust palec. – Nic nie mów. Całkowicie Cię rozumiem. Jednak bardzo mnie to
boli. Mimo to dam Ci czas. Mi też się przyda. Sprawdzę się, czy potrafię bez
Ciebie wytrzymać. Chociaż bardzo w to wątpię. Z góry zakładam, że już przed
zaśnięciem do Ciebie napiszę, jak to bardzo Cię kocham i jak mocno tęsknię za
Tobą.
Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami. I podeszłam bliżej.
Wtuliłam się w niego. Staliśmy tak przez chwilę.
- Zawsze będę Cię kochała. Pamiętaj o tym. – spojrzałam na
niego. Poczułam na nosie spadającą kroplę deszczu.
- Oczywiście, że będę pamiętał. Ty też o tym pamiętaj, że
Cię kocham. Nigdy nikogo tak nie pokocham.
Schylił się. Nasze twarze się spotkały. Nasze oczy były na
tym samym poziomie. Patrzyły na siebie zeszklone od łez. Jego zielone oczy
wpatrywały się teraz w moje niebieskie tęczówki. Nasze nosy dotykały się
delikatnie. Słychać było nasze oddechy, które miały ten sam rytm. Chwila
uniesienia i nasze usta złączyły się znowu w najwspanialszym pocałunku. Nie
chciały się rozłączyć nawet w momencie, gdy zaczął padać deszcz. Z początku
powoli, a następnie coraz mocniej. Jednak to jakby nie dochodziło do naszych
myśli. Teraz wszystko było skupione na chemii między nami. Na tym
pocałunku-pożegnaniu, który jest pełen bólu, a zarazem pełen nadziei i miłości
jaką siebie wzajemnie darzymy. W końcu deszcz stał się jeszcze mocniejszy. Gdy tylko
oderwaliśmy się od siebie odsunęłam się od Harry’ego. Chciałam już odejść. Moje
serce tak bolało jakby się rozleciało na miliony maleńkich kawałeczków, które
się pogubiły i tylko Harry jest w stanie je odnaleźć i skleić w całość. Spojrzałam
w stronę Harry’ego powoli się oddalając.
- Nie ważne czy będziesz miała kogoś innego. – usłyszałam Harry’ego.
– Ja będę czekał i to ja będę tym ostatnim. – było słychać jak łamie mu się
głos. – Zawsze będziesz tą jedyną, która znalazła miejsce w moim sercu od
momentu gdy tylko ją ujrzałem. Kocham Cię na zawsze. Jestem tylko Twój.
Odchodziłam. Oprócz deszczu, łzy rozmazywały mi oddalającą
się postać Harry’ego. Gdy tylko zniknął uciekłam prędko do mieszkania. Zamknęłam
drzwi i padając na podłogę zaczęłam płakać.
______________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Dziękuję za cierpliwość. Kompletnie nie miałam weny, dlatego tak długo nie dodawałam 22 rozdziału. Wybaczcie kochani. Mam jednak nadzieję, że podoba się powyższy rozdział. Dajcie znać w komentarzach.
P.S. To jeszcze nie koniec historii ;) Mam nadzieję, że się cieszycie. Xx
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
XXI. This is a story that I've never told.
- Otwórz. – powtórzył bardzo cicho.
Podniosłam się z ziemi i niechętnie przekręciłam klucz, po
czym podeszłam do łóżka i usiadłam na nim spoglądając non stop przez okno. Usłyszałam
delikatne naciśnięcie klamki i ciche kroki. Wiedziałam, że to Harry. Nawet
gdyby się wcześniej nie odezwał, wiedziałabym. Czuć było zapach jego perfum,
bardzo dobrze mi znany i słychać było jego oddech, którego ‘brzmienie’ dobrze
pamiętam. Podszedł do mnie bardzo powoli i siadając obok objął mnie ramieniem,
po czym przyciągnął do siebie i nic nie mówiąc przytulił mnie. Poczułam się
bezpiecznie, jak zwykle, gdy mnie obejmował. Wiedziałam, że w tych ramionach
znajdę spokój i ukojenie. Wcisnęłam moją zapłakaną twarz w jego szyję. Nie
zwracałam uwagi na to, czy moje łzy spływają po jego szyi i wsiąkają w jego
koszulkę. Musiałam się gdzieś wypłakać. Potrzebowałam tego.
- Chodź przejdziemy się. Nie będziesz o tym myślała. Proszę.
– szepnął mi do ucha.
Nie potrafiłam powiedzieć nie. Wiedziałam, że przebywając
tylko z nim będzie mi najlepiej. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego
zapłakanymi oczyma. Harry popatrzył na mnie i ręką przetarł moje łzy, po czym
złożył na moich ustach najczulszy dotąd pocałunek. Spowodował on, że delikatnie
się uśmiechnęłam.
- A teraz chodź do łazienki i zrób porządek z oczami, a ja
zmienię koszulkę, bo jest mokra od Twoich łez.
Spojrzałam na niego i nic nie mówiąc poszłam do łazienki.
Moje odbicie w lustrze było tragiczne. Wyglądałam strasznie, choć z pewnością lepiej
niż wtedy, gdy wstałam nieogarnięta po premierze, gdy dowiedziałam się kim tak
naprawdę jest Harry. Napełniłam dłonie wodą, po czym chlapnęłam sobie na twarz.
Wzięłam mleczko do demakijażu i zmyłam resztki tuszu. Później wytarłam ręcznikiem
twarz i wróciłam do pokoju, gdzie czekał na mnie Harry. Gdy tylko pojawiłam się
w pokoju, wstał i podszedł do mnie, po czym złapał mnie za rękę i poprowadził
do wyjścia. Schodząc na dół słychać było rozmowę Anne i Gemmy. Nie chciałam
jednak się wsłuchiwać w to o czym rozmawiają. Gdy pojawiliśmy się na dole
momentalnie przerwały rozmowę i spojrzały w naszą stronę. Gemma spuściła wzrok
i nie patrzyła na nas. Widocznie czuła się winna. Anne pożegnała nas uśmiechem
po czym zniknęliśmy za drzwiami mieszkania.
Szliśmy bardzo wolno, trzymając się
za ręce. Harry pokazywał mi okolicę. Naprawdę było tu pięknie. Może dodatkowo
pora roku potęgowała piękno tego miejsca. Cisza tym razem nie powodowała, że
czułam się źle. Powodowała u mnie całkowicie inne uczucia, objawy. Czułam się,
może to dziwne, ale zrozumiana. Wiedziałam, że Harry może nie do końca, ale mimo
wszystko stara się zrozumieć to co czuje, dlatego nic nie mówi, tylko jest przy
mnie, a to znaczy o wiele więcej niż milion słów ‘współczucia’. Szliśmy polną
drogą przez las. Oprócz śpiewu ptaków i delikatnego szumu wiatru nie było nic
słychać. Ani głosów ludzi, ani odgłosów samochodów. Szliśmy tak dłuższy czas.
Weszliśmy w środek lasu i dalej szliśmy. Zastanawiałam się gdzie idziemy. Nagle jednak się zatrzymaliśmy. Spojrzałam na Harry’ego, a on na mnie, po czym uśmiechnął
się.
- No co? – zapytałam.
- Zamknij oczy. – zaśmiał się.
Popatrzałam na niego pytająco, ale zrobiłam to, o co mnie prosił. Jednak widocznie Harry nie
wierzył mi do końca, bo stanął za mną i zakrył mi oczy swoimi dłońmi.
- Idziemy. – szepnął mi do ucha, na co się uśmiechnęłam.
Szliśmy jakiś czas. Wyobrażałam sobie co chwilę różne
rzeczy, miejsca, które mogę zobaczyć po otworzeniu oczu. Nie mogłam się
doczekać aż Harry mi powie, że mogę otworzyć oczy. Byłam zniecierpliwiona i
podekscytowana. Po kilku kolejnych krokach wyczułam, że zwalniamy.
Przemieszczaliśmy się znacznie wolniej niż do tej pory, aż w końcu stanęliśmy.
- Nie otwieraj jeszcze oczu. Proszę. – powiedział Harry.
- Dobrze. – zaśmiałam się. – Skoro tak ładnie prosisz.
- Będę musiał Ci pomóc gdzieś się wspiąć. – zaśmiał się. –
Ale nie otwieraj oczu.
- No ok, ok.
Wziął mnie za rękę i podprowadził do drabinki? Tak się
wydawało.
- Wspinaj się. – powiedział. – Ale jak będziesz na górze,
nie otwieraj oczu.
- Mhm. – kiwnęłam głową.
Wdrapałam się na górę. Harry szedł tuż za mną. Gdy stanął
obok mnie złapał mnie jedną ręką, a drugą zakrył znowu moje oczy. Poprowadził
mnie gdzieś. Jestem pewna, że to jakiś domek na drzewie. Stanęliśmy. Przez
chwilę Harry się nie odzywał, ale w końcu zdjął rękę z moich oczu i szepnął:
- Teraz możesz otworzyć oczy.
Gdy to zrobiłam zamarłam. Moim oczom ukazało się przeogromne
jezioro, otoczone drzewami, a my staliśmy na jednym z nich. Usiadłam na
podłodze domku i patrzyłam na przepiękny krajobraz przede mną. Harry usiadł
obok mnie. Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Odwzajemnił uśmiech.
- Podoba się? – zapytał po chwili.
- Jest wspaniale. – uśmiechnęłam się. – Domek też Twój?
- Tak. – kiwnął głową.
- To takie słodkie, że pokazujesz mi miejsce, które było dla
Ciebie ważne jak byłeś dzieckiem.
- Nie tylko wtedy było ważne. – powiedział. – Później też
było. Zawsze gdy potrzebowałem ukojenia, gdy chciałem pomyśleć, a przyjeżdżałem
do domu, to przychodziłem tutaj, bo wiedziałem, że mogę być sam.
- Dzisiaj mnie tutaj przyprowadziłeś, więc to miejsce nie
jest już takie bezpieczne. – zaśmiałam się.
- Dalej jest. Ty możesz o nim wiedzieć. – powiedział i
pocałował mnie czule. – Prawdę mówiąc, jesteś pierwszą i jedyną osobą, która
widzi to miejsce poza mną.
- Naprawdę? – zapytałam zdziwiona. – Nikogo tutaj nie
przyprowadziłeś?
- Nikogo.
- Kłamiesz. – zaśmiałam się.
- Nie kłamię. Już nigdy Cię nie okłamię. – powiedział
patrząc mi prosto w oczy.
- Wiesz, że Ci wierzę? – zaśmiałam się. – To chyba przez to,
że powiedziałeś mi to prosto w oczy.
- Mówię prawdę, więc dobrze, że mi wierzysz. – uśmiechnął
się.
Spojrzałam znowu w stronę jeziora. Przyglądałam się temu
malowniczemu krajobrazowi. W takich chwilach zawsze zbiera mi się na
wspomnienia, szczególnie gdy wcześniej coś się dodatkowo stało, czym chciałabym
się podzielić z bratem, czy rodzicami. Spojrzałam w niebo. Powoli zaczynało
robić się ciemno, a na niebie zaczęły pojawiać się póki co, delikatnie świecące
gwiazdy. Poczułam rękę Harry’ego obejmującą moją rękę. Uśmiechnęłam się sama do
siebie, po czym położyłam głowę na jego ramieniu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo za nimi tęsknię. –
wyszeptałam.
- To prawda, nie wiem. Mogę sobie tylko wyobrazić.
Przepraszam Cię za Gemmę. Nie sądziłem, że może tak postąpić.
- Nic się nie stało. To przez moje milczenie, ale po prostu
trudno mi się otworzyć przed obcymi mi osobami.
- Nie musisz nic im mówić, jak nie chcesz.
- Raczej powinnam, nie sądzisz? Są Twoją najbliższą rodziną,
a nie chcę żeby myśleli o mnie tak, jak niektóre Twoje fanki.
- A co mają do tego moje fanki?
- Gemma mi powiedziała, że niektóre twierdzą, że wszystko
zmyśliłam.. Dziwią się jak to jest możliwe, że nie znałam kogoś takiego jak
Harry Styles, czy One Direction.
- Widocznie jest możliwe, bo przykładowo Laura Hertel nie
wiedziała. – zaśmiał się.
- Właśnie. – zaśmiałam się również. – Nawet nie wiesz, jak
bym chciała, żeby Gemma mnie polubiła, a co dopiero Twoja mama.
- Mama Cię lubi. Czuję to. Powiedziałaby mi, że jej się nie
podobasz, gdyby tak było. A Gemma Cię polubi. Gdy wszystko pojmie.
- Więc muszę im powiedzieć wszystko.
- Nie musisz jak nie chcesz, bądź nie jesteś gotowa. Nikt
Cię nie zmusza.
- Wiem.. ale czuję, że powinnam.
- To chcesz już iść?
- Raczej tak, bo już robi się późno. Jest tu pięknie, ale
nie możemy przyjść za późno do domu.
- W takim razie chodźmy. – uśmiechnął się i wstał, po czym
wyciągnął w moją stronę rękę, którą złapałam i podniosłam się.
Droga powrotna minęła znacznie szybciej. Droga, którą idziesz po raz pierwszy zawsze wydaje się dłuższa niż gdy nią już przykładowo wracamy. Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu poczułam jak moje serce nabiera szybszego tępa. Na samą myśl o tym, że zaraz
opowiem historię mojego życia, moje serce wariowało. Jakoś opowiadając
Harry’emu tę samą historię tak nie miałam. Może po prostu tak mocno mu
zaufałam, że czułam i wiedziałam, że jemu mogę powiedzieć wszystko i nie
przejmować się niczym. Weszliśmy do środka. Słychać było rozmawiającą rodzinę.
Anne, Robin i Gemma widocznie bawili się w najlepsze, bo śmiali się bardzo
głośno. Harry złapał mnie za rękę i poprowadził do salonu, gdzie siedziała
pozostała trójka jego najbliższych. Gdy nas zobaczyli momentalnie się uciszyli
i spojrzeli na nas pytająco.
- Oo. Już jesteście. – powiedziała po krótkiej chwili Anne.
– Świetnie. Może jesteście głodni? Mam dla Was pyszną kolację.
- Nie mamo. Nie jesteśmy głodni. Dziękujemy.
- W takim razie zapraszamy do nas. – zaśmiał się Robin. –
Miło będzie pogawędzić troszeczkę.
- W zasadzie.. – zaczął Harry.
- To bardzo dobry pomysł. – powiedziałam przerywając
Harry’emu.
- Bardzo dobry? – powiedział zdziwiony Harry patrząc na
mnie.
Wiem, że w ciągu drogi do domu zmieniałam kilkanaście razy
zdanie, czy mam im to opowiedzieć, czy też nie i w sumie wchodząc do domu byłam
na nie, a tutaj nagle jestem na tak, więc całkowicie się nie dziwię, że się
zdziwił moją kolejną nagłą zmianą decyzji.
- Tak kochanie. To świetny pomysł. – uśmiechnęłam się do
niego porozumiewawczo.
- W takim razie siadajmy. – odwzajemnił uśmiech.
Pozostała trójka parzyła na nas bardzo uważnie. Widać było,
że nie wiedzieli do końca o co mi, w zasadzie nam, chodzi. Byli tym wszystkim
bardzo zainteresowani.
Usiedliśmy naprzeciw Anne, Gemmy i Robin’a. Patrzyli na nas
i czekali na wiadomości.
- Mam nadzieję, że nie jesteś w ciąży. – zaśmiała się
nerwowo Anne. – Cieszyła bym się, ale to chyba za wcześnie dla Was. Kariera i w
ogóle wszystko. Rozumiecie chyba?
- Spokojnie mamo. Nic z tych rzeczy. – zaśmiał się Harry.
- To dobrze. Czyli mogę spać spokojnie. – odetchnęła z ulgą
Anne.
- Zdecydowanie. – potwierdził Harry.
Tym śmiesznym pytaniem, Anne lekko rozładowała napięcie
panujące w pokoju. Chyba wszyscy czekali na taką informację, jednocześnie bojąc
się, że jednak o to chodzi i to właśnie usłyszą.
- Z tego względu, że niektórzy twierdzą, że jestem
zakłamana.. – zaczęłam.
- Nikt tak nie twierdzi. – przerwała mi Anne. – Prawda? –
rozejrzała się po siedzących przy niej Gemmie i Robin’ie. Gemma spuściła głowę.
- Ja tak sądziłam. – powiedziała bardzo cicho.
- Jak mogłaś dziecko? – zdziwiła się Anne.
- Spokojnie Anne. – powiedziałam. – Nie dziwię się, że miała
takie przypuszczenia. W końcu nic o mnie nie wiecie, prócz tego, że jestem
dziewczyną Twojego syna, a Twojego brata. Nic więcej. Chyba powinnam Wam
opowiedzieć o sobie. Nie wiem czy dam radę, ale spróbuję.
- Nie musisz jak nie chcesz.
- Chcę, ale .. – zatrzymałam się.
- Ale co?
- Nie chcę Waszego współczucia. Przyrzeknijcie, szczególnie
Ty Gemma. Nie chcę żebyś nagle zmieniła swoje zdanie na mój temat.
- Ok. – powiedziała cicho.
Zaczęłam opowiadać im historię mojego życia. W momencie, gdy
doszłam do śmierci mojego brata musiałam złapać Harry’ego za rękę, by poczuć
się bezpieczniej. Potrzebowałam jego obecności w każdej sekundzie mojej
opowieści. Może nazywanie tego co mi się przytrafiło, opowieścią jest trochę
przesadzone, ale to trochę wygląda jak historia pochodząca z książki.
- Nie musisz opowiadać dalej jeżeli to dla Ciebie za trudne.
– powiedziała z troską Anne.
- Jest ok. – wymusiłam uśmiech na swojej twarzy i
odetchnęłam głęboko kilka razy, po czym znowu zaczęłam opowiadać.
Gdy doszłam do niesamowitego dnia, który spędziłam z
rodzicami czułam, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Czułam się jakby
znowu byli przy mnie. Tak samo jak w tym wspaniałym dniu, gdy dowiedziałam się,
że dostałam się na NYADA, ojciec miał wolne i byliśmy w trójkę tylko dla siebie.
Nikt nam nie przeszkadzał, a wszystko było tak cholernie idealne, że od tamtej
pory nie pragnę idealnych dni. Już nigdy nie chcę mieć tak idealnego dnia z
żadną osobą, którą kocham. Jednak ten idealny dzień minął i przyszedł najgorszy
dzień w moim życiu. Spojrzałam na każdego z osobna i spuściłam głowę, po czym
znowu zaczęłam opowiadać. Szybko przeszłam przez ten etap mojego życia. Nie patrzyłam
na nich, mówiąc o tym. Nie chciałam widzieć ich twarzy, ani nie chciałam żeby oni
widzieli, że po moich policzkach spływają łzy.
- A teraz siedzę właśnie tutaj przed Wami. Nigdy nie
sądziłam, że moje życie nabierze jeszcze kiedykolwiek kolorów. – kończyłam. – Nawet nie
wiecie jak Wam zazdroszczę, że macie siebie. – powiedziałam patrząc na Gemmę. –
Wybaczcie mi, ale pójdę na górę. – wstałam i ze spuszczoną głową poszłam na
górę.
Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Leżąc i płacząc
spoglądałam przez okno na księżyc i gwiazdy, które dzisiaj nadzwyczaj pięknie
świeciły. W takiej chwili chciałabym żeby mama mnie przytuliła i powiedziała,
że mnie kocha. Nagle poczułam delikatne objęcie od tyłu. Odwróciłam się w
stronę przybysza z lokami. Uśmiechnęłam się do niego przez łzy i wtuliłam w
jego klatkę piersiową. Harry pocałował mnie w skroń, po czym bardzo mocno mnie
przytulił.
- Kocham Cię. Pamiętaj. – szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zamknęłam oczy.
Przebudziłam się koło południa. Harry’ego nie było obok
mnie. Widocznie już wstał. Podniosłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam
kąpiel i ubrałam się w wygodny dres. Zeszłam na dół. Z kuchni słychać było głos
Harry’ego. Weszłam cicho do środka i usiadłam przy stole. Patrzałam na dwóch
szczęśliwych ludzi, Anne i Harry’ego. Wyglądali słodko. Nie można zazdrościć,
ale sama chciałabym móc cofnąć czas by poczuć rodzinne ciepło w uścisku ojca i
mamy. Dałabym dużo, by móc to poczuć jeszcze raz, choć przez minutę. Uśmiechałam
się patrząc na nich jacy są szczęśliwi, że mają siebie. Zajrzałam na telefon. Miałam
nieodebrane połączenie od Blanki. Powinnam do niej zadzwonić. Chciałam cicho i niezauważenie opuścić kuchnię, ale niestety już mnie zdążyli zauważyć.
- Oo Lara. Wstałaś. – powiedziała Anne.
- Tak, ale wybaczcie, ciocia dzwoniła, muszę do niej
oddzwonić. – uśmiechnęłam się.
- Oczywiście. – powiedział z uśmiechem Harry.
Wyszłam z kuchni i udałam się na taras. Usiadłam na fotelu i
wybrałam numer do Blanki. Odebrała po kilku sygnałach.
- W końcu dzwonisz kochanie. – zaczęła. – Co u Ciebie? Stęskniłam
się.
- U mnie dobrze. – odpowiedziałam. – Ja też się stęskniłam i
nie mogę się doczekać kiedy się w końcu zobaczymy. – zaśmiałam się
- Ja tak samo. Kiedy przylatujecie do LA?
- Pod koniec tego tygodnia, czyli po jutrze.
- Wspaniale. Ugotuję coś pysznego na Twój przyjazd.
- Ok. Trzymam Cię za słowo. – zaśmiałam się.
- Dobra myszko. Wiem, że krótko rozmawiamy, ale ja uciekam spać. A Tobie życzę miłego dnia.
- Dziękuję ciociu. Tobie życzę dobrej nocy. Śpij dobrze. Kocham
Cię.
- No pa Laruś. Ja też Cię kocham.
Rozłączyłam się i zablokowałam telefon. Siedziałam jeszcze
chwilę na tarasie. Podziwiałam zadbany ogród Anne. Wspaniały. Wstałam z fotela
i odwróciłam się w stronę drzwi balkonowych. Przede mną stała Gemma. Patrzyła na
mnie. Chciałam obok niej przejść, by móc wejść do środka.
- Przepraszam. Mogę przejść? – zapytałam.
- Lara. Momencik. Daj mi chwilę. – powiedziała.
- Ok. Słucham Cię. Stało się coś?
- Chciałam przeprosić. – zaczęła. – Zachowałam się jak gówniara,
która słucha ludzi, którzy Cię nie znają. Naprawdę przepraszam, że Cię tak
oczerniłam. Wybacz. Nie chciałam.
- Nic się nie stało. Prawda jest taka, że przywykłam do
czegoś takiego.
- Nie powinnaś się godzić na to, że ktoś będzie Cię krzywdził.
Już za dużo się nacierpiałaś.
- Ale ja nie potrafię inaczej. – odpowiedziałam. – Już taka
jestem i nie zmienię się.
- Wybaczysz mi? – zapytała po raz kolejny.
- Jasne, że tak. Wszystko ok. – odparłam. – Nie masz już się
czym zadręczać. Między nami ok. – uśmiechnęłam się.
- Bardzo się cieszę. – odetchnęła z ulgą. – W takim razie,
możemy zacząć od nowa? – zapytała.
- Niech tak będzie. – zaśmiałam się. – Jestem Lara.
- A ja Gemma. – uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
- Miło mi Cię poznać. – zaśmiałam się po raz drugi.
- Mnie również. A teraz chodźmy na śniadanie. – posłała mi uśmiech i
pociągnęła mnie za sobą do kuchni.
Po śniadaniu spędziliśmy bardzo miły czas z Anne i Gemmą. Ojczym
Harry’ego, Robin, był w pracy, więc nie mógł być z nami. Około godziny 3pm.
musieliśmy wracać do Londynu, bo po jutrze będziemy lecieć do LA. Ja wrócę do
domu i znowu nie będę się widziała z Harry’m jakiś czas. Straszne uczucie. Nie chcę póki co dopuszczać do siebie tej myśli, że znowu nie będę z nim spędzała
każdej wolnej chwili. Nie chcę o tym myśleć.
________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Witajcie po bardzo długiej przerwie. Przyznam się, nie miałam czasu, mimo że są wakacje. Pracowałam od rana do wieczora w knajpie nad morzem, jednak zrezygnowałam, bo kilkanaście godzin dziennie za marne grosze całkowicie się nie opłaca. Także wróciłam do domu i zabrałam się od razu za napisanie nowego rozdziału. Jak już pewnie zauważyliście, mój blog ma nowy, wspaniały i jedyny w swoim rodzaju szablon wykonany przez szabloniarkę Misao z szablonownicy, której logo znajduje się po prawej stronie na moim blogu. Zachęcam do zaglądnięcia. Jeżeli chodzi o rozdział, to może i nie jest nie wiadomo jak długi, ale też nie jest bardzo krótki. Czekam na Wasze opinie. Xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)